Podaj popkorn: True Detective S02
Ostatnio rzekłem:
Vincent Vaughn kojarzy mi się z kinem niskich lotów. Kojarzę go głównie z mniej abitnych komedii.
No więc… od 21 czerwca moje podejście może zmienić się diametralnie.
Ostatnio rzekłem:
Vincent Vaughn kojarzy mi się z kinem niskich lotów. Kojarzę go głównie z mniej abitnych komedii.
No więc… od 21 czerwca moje podejście może zmienić się diametralnie.
Marek Sierocki na wizji źle przeczytał pseudonim Kuby Grabowskiego, który w rap grze przedstawia się jako Quebonafide.
Dziwnym nie jest, bo to jeden z najbardziej połamanych pseudonimów na rodzimym podwórku.
Nie wrzuciłem linka do Jutuba na Fejsa. Nie pisałem heheszkowych komentarzy.
Staję w obronie Pana Marka, a winą obarczam artystów…
Napisalem dziś na fejsbuku kilka minut po północy:
Zaczynamy ostatnie dwa tygodnie w Krakowie.
Od połowy kwietnia: Szwecja!
Zaskakująco dużo osób zapytało czy to prawda. Tak, to prawda.
Udany napad kończący się wyrolowaniem jednego z członków, który przez kolejne 90 minut postanawia odzyskać co jego.
Znany z nieco lepszych filmów akcji mięśniak — Jason Staham, ładna dupeczka w postaci Jenifer Lopez i rozpoznawalne twarze w drugoplanowych rolach (szwagier z Breaking Bad i Bunk z The Wire). Plener zdjęciowy na Florydzie.
Brzmi jak niezły plan na piątkowy wieczór.
Czyżby?
Być może część z tutejszych czytelników pamięta jeszcze cykl podsumowań tygodnia. Cieszyły się całkiem niezłym zainteresowaniem. Jak to zwykle u mnie — wszystko co dobre, szybko umiera. Pora na reaktywację. Zobaczymy na jak długo.
Dziś o Kickstarterze i projektach w trakcie realizacji oraz tych zrealizowanych, graffiti w Google’u i sklepie meblowym oraz o portretach Nowohucian.
Piąteczka!
Post z cyklu „wprowadzam nowy cykl”. Na jak długo? Oczywiście — nie wiem.
W ramach czwartkowych powrotów do przeszłości (hasztag: ThrowbackThursday TBT LepiejPóźnoNiżWcale) mam w planach publikować różnego rodzaju wspomnienia. Zarówno te, które już kiedyś gdzieś się pojawiły w całości lub fragmentach (tutaj, na Fejsie lub w innych kanałach komunikacyjnych), jak i takie, które leżały w zakamarkach dysku i nigdy nie ujrzały światła dziennego.
Żeby się z Państwem dobrze przywitać — lista moich ulubionych postów z tego bloga. A kto mi zabroni?
To nie jest post o polityce. To nie jest post o aferze. To post o zdrowym rozsądku. Lub jego braku. Bo niektórzy ludzie jednak muszą być chyba kretynami.
Dziś o historii. Historii zbudowanej wokół jednego zdjęcia. Oraz historii innego zdjęcia.
Pierwsza część doczekała się swojej publikacji rok po powstaniu pomysłu na to podsumowanie. Drugą część publikuję równo rok później. Chyba rozumiecie, że na kontynuację raczej nie macie co liczyć za szybko?
W drugiej dekadzie sporą edukacyjną rolę odegrało MTV i Viva Zwei. Rap, swing, rock, elektronika… czyli standardowo — różnorodnie.
Swoją drogą — po roku przerwy wracam z klubową imprezą urodzinową. Zachęcam do śledzenia wydarzenia, bo jeśli uda się zrealizować plan, to (znowu) będzie legendarnie.
Czytaj dalej »83 til infinity, czyli ponad 30 płyt minęło (cz.2)
Vincent Vaughn kojarzy mi się z kinem niskich lotów. Kojarzę go głównie z mniej abitnych komedii.
Ostatni film z jego udziałem zapadł mi w pamięć wyłącznie dlatego, że dzięki niemu filmowy product placement nabrał zupełnie nowego znaczenia. Bo Stażyści to film o dwóch dojrzałych facetach, którzy postanawiają rozpocząć staż w Google’u.
Najnowszy film z Vincem w roli głównej, czyli Niedokończony biznes, również nie zapowiada przełomu w jego karierze. I pewnie przeszedł bym obok niego obojętnie, gdyby nie nietypowa forma promocji.
Gdy podsumowywałem sobie rok 2014 to okazało się, że pod względem koncertowym był on niezwykle skąpy. Z początkiem stycznia postanowiłem to zmienić. I mam nadzieję, że moja aktywizacja w tym temacie doprowadzi również do nieco bardziej regularnych aktualizacji cyklu muzycznych podsumowań.
W związku z tym, że kończy się luty — najwyższa pora na styczniowe reminiscencje.
… Barcelonie.
Kilka miesięcy temu udało nam się zarezerwować jeden z tamtejszych hosteli. Dwie noce dla dwóch osób za zawrotną kwotę czterech euro.
Zamiast otworzyć oczy w stolicy Katalonii, poranek powitałem jednak w Krakowie. Kiepski dla nas termin i brak sensownych lotów spowodował, że postanowiliśmy przesunąć wyjazd na niedaleką przyszłość.
Zatem póki zgromadzę nowy materiał, rzućcie okiem na kilka kadrów sprzed czterech lat.
Pewne rzeczy do siebie nie pasują — kwiatek do kożucha, mleko do herbaty czy koncert hip-hopowy do galerii handlowej.
W tym roku postanowiłem odejść od tworzenia rankingów. W miejsce „top x” moich ulubionych nagrań 2014 przedstawiam zestawienie artystów, którzy przykuli moją uwagę lub odegrali jakąś rolę w moim życiu w ciągu minionych dwunastu miesięcy.
Kolejność alfabetyczna, choć w kilku miejscach lekko oszukana. Selekcja polska.
Smacznego.
W zeszłym roku napisałem, że od jakiegoś czasu nie rozpoczynam roku od tworzenia listy postanowień. W jej miejsce tworzę plany celów, które chciałbym osiągnąć.
Dwanaście miesięcy później mogę podsumować: te moje zeszłoroczne cele ugryzły mnie w dupę.
Od ostatniego postu mięły ponad dwa miesiące i chyba najwyższa pora żeby coś napisać.
Za chwilę koniec roku i jak feniks z konopii wyskoczę z szumnymi podsumowaniami. Na sto procent muzycznym, bo nadal wydaje mi się, że tych kilka powtarzanych w kółko akapitów to eksperckie blogowanie. Może trochę o branżuni. chociaż co ja mogę jeszcze na jej temat sensownego powiedzieć?! No i pewnie prywata: że znowu byłem nad morzem, że na plaży siedziałem i do jak głębokich wniosków o własnej egzystencji zagrzebując stopy w piasku doszedłem.
Potem przez dwa miesiące cisza i znów szumnie odtrąbiony wielki powrót do blogowania.
Tylko czy ktoś to jeszcze w ogóle przeczyta?
“Forks over knives” to dokument, na którego zapowiedź natknąłem się w trakcie poszukiwań ciekawych filmów o tematyce kulinarnej i żywieniowej.
Szukałem go bardzo długo. Jeszcze w czasach, gdy w Złotych Łukach zamawiałem powiększony zestaw z bułką z dwoma kotletami, a po przyjściu do domu robiłem jajecznicę na boczku i tosty z poczwórną ilością sera.
Znalazłem go w momencie, gdy z fastfoodów zrezygnowałem całkowicie, po ser, jajka czy mleko nie sięgałem od kilku tygodni… i tylko mięso od czasu do czasu dziabnę…
Od dłuższego czasu wcielam w życie maksymę, która brzmi: niczego nie żałuję. Jeśli jednak zostałbym zmuszony do wskazania jednej rzeczy, to byłyby to dotychczasowe nawyki żywieniowe.
Gdybym miał stworzyć listę najbardziej ulubionych miast w Polsce, to w pierwszej dziesiątce znalazłyby się z pewnością Sopot, Gdańsk i Gdynia . Za kilka dni wracamy tam czwarty rok z rzędu.
Kilka słów o tym co do tej pory udało nam się zobaczyć i jakie mamy plany na najbliższe dni.