Vincent Vaughn kojarzy mi się z kinem niskich lotów. Kojarzę go głównie z mniej abitnych komedii.
Ostatni film z jego udziałem zapadł mi w pamięć wyłącznie dlatego, że dzięki niemu filmowy product placement nabrał zupełnie nowego znaczenia. Bo Stażyści to film o dwóch dojrzałych facetach, którzy postanawiają rozpocząć staż w Google’u.
Najnowszy film z Vincem w roli głównej, czyli Niedokończony biznes, również nie zapowiada przełomu w jego karierze. I pewnie przeszedł bym obok niego obojętnie, gdyby nie nietypowa forma promocji.
Unfinished Business
To film o korposzczurze z wyższego szczebla, który w pewnym momencie odchodzi i zakłada własny biznes. Zatrudnia dwie osoby — gościa w wieku przedemerytalnym i żółtodzioba i zabierają się za podbój świata. A raczej próbując przetrwać, walczą o zdobycie kolejnych klientów. Jego biznesowe drogi w trakcie jednego z przetargów krzyżują się oczywiście z poprzednim pracodawcą i potem dostajemy coś co wygląda na klasyczną walkę Dawida z Goliatem. Główym wątkiem jest opowieść o pewnej służbowej podróży z wizytą do klienta, która wymknęła się spod kontroli.
Tyle wynika z trailera.
Czy czekam premierę? Nie.
Czy obejrzę? Nie wiem. Może kiedyś po Familiadzie postanowię włączyć zamiast Złotopolskich. Nie można przecież całe życie oglądać filmów Von Triera i Kieślowskiego…
Fajne promo
A czemu w zasadzie piszę o tym filmie? Bo zwrócił moją uwagę za pomocą dwóch fajnych elementów kampanii reklamowej, które doskonale wykorzystują nośniki i kanały dystrybucji treści w biznesie.
Pierwszym z nich były fotografie stockowe. W korporacyjnych prezentacjach, briefach czy materiałach często przewijają sie fotografie ludzi w garniturach siedzących przy stole, wskazujących na wykresy słupkowe, odbierających telefon, suszących zęby jak pawian do banana czy też drapiących się po głowie z zafrasowaną miną. I po tą formę sięgnęła ekipa promująca Niedokończony biznes. Efekty stockowej sesji zorganizowanej wraz z Getty Images (jeden z potentatów wśród banków fotografii) udostępniono w serwisie iStock.
Na drugi element natknąłem się dzisiaj po zajrzeniu na SlideShare. W śledzonej przeze mnie kategorii “biznes” znalazłem prezentację zatytuowaną “Jak imprezować z klientem i nie stracić pracy”. Było to śmiesznym zbiegiem okoliczności, bo dziś w pracy w rozmowie kolegą z US&A przewinęliśmy temat alkoholu i relacji na linii szef — pracownik czy klient — wykonawca (#FunFact). Zajrzałem na profil autora prezentacji i znalazłem tam jeszcze poradniki “jak radzić sobie w sytuacjach kryzysowych, żeby kryć swoją dupę”, “jak wspinać się po szczeblach kariery bez większego wysilania się” czy też… biurową kamasutrę.
Śmiechłem.
Jedyne czego mi zabrakło w tym wszystkim to profile bohaterów filmu na LinkedInie. Patrick Bateman swój ma.