W zeszłym roku napisałem, że od jakiegoś czasu nie rozpoczynam roku od tworzenia listy postanowień. W jej miejsce tworzę plany celów, które chciałbym osiągnąć.
Dwanaście miesięcy później mogę podsumować: te moje zeszłoroczne cele ugryzły mnie w dupę.
Roczny plan.
Z początkiem 2k14 usiadłem z kalendarzem, otworzyłem na początku i zrobiłem plany. Były konkretne i mierzalne. Nie była to niekończąca się bucket lista wypełniona marzeniami. Konkretne cele, które choć wymagały czasem niemałego wysiłku, to jednak przy odpowiednim spięciu pośladów możliwe do zrealizowania.
Wraz z coraz bardziej zbliżającym się końcem roku popadałem w coraz większy marazm i depresję. Z początku założyłem, że weryfikacja nie będzie zero-jedynkowa, a możliwa do oszacowania w ilu procentach udało się te plany zrealizować. Patrząc na tych kilka pozycji zanotowanych z początkiem 2014 uświadamiałem sobie, że przy żadnej z nich nie jestem w stanie wpisać wartości większej niż 30%.
Chwilę potem dobiło mnie podsumowanie mojego roku, z którego wynikało, że był on totalnie miałki, bez większych wzlotów i odkryć.
WTEM!
Podobną retrospekcję podsunął mi chwilę później fejsbuk. I tych kilka slajdów okazało się remedium na moją chandrę. Spojrzałem na to wszystko z boku i okazała się, że… to był bardzo, bardzo dobry rok!
Może nie przeczytałem takiej ilości książek jak chciałem ani nie przejechałem tego tysiąca kilometrów na rowerze, ale:
- Zrobiłem certyfikat scrum mastera. Nie jest to jakieś przeogromne doświadczenie, ale jednak — po kilku latach ogarnąłem to w końcu.
- Byłem jednym ze współorganizatorów dwóch hackatonów. Razem z Natalią, Jankiem i resztą ekipy udało nam się dosyć mocno osadzić Hack4Good na mapie krakowskich wydarzeń branżowych. Przy okazji nawiązałem sporo bardzo fajnych kontaktów.
- Poznałem trochę fajnych ludzi, których twórczość jest mi bliska od bardzo dawna. Przy okazji imprezy po ArtBuzzie miałem okazję pogadać z Forinem o jego wkładzie w polski hip hop i poznać parę ciekawostek z procesu powstawania płyt, które stoją u mnie na półce. Wspólnie z Tuff Enuff opijaliśmy ich sromotną przegraną w finale eliminacji do Przystanku Woodstock. Z Wandą Berger czyli Maćkiem pogadaliśmy trochę o podróżowaniu pociągiem przez całą Polskę. A Paulinie Przybysz i Night Marks Electric Trio stawiałem banieczkę po ich koncercie w Forum.
- Przejechałem całą Polskę, żeby zobaczyć koncert. Wcześniej nie byłem w stanie zmotywować się na wyjazd do Warszawy czy Katowic.
- Zaliczyłem kilka fajnych wydarzeń sportowych — charytatywne spotkanie koszykarskie ekipy Gortata, mecz w ramach siatkarskich mistrzostw świata czy hokejowy finał pucharu Polski. Jak na mnie to całkiem spory wyczyn.
- Rzuciłem sobie bezmięsne wyzwanie i wytrzymałem. Poznałem całą masę nowych smaków i przez ostatni kwartał wywróciliśmy do góry nogami naszą codzienną dietę. Święta i końcówka roku spowodowały, że mocno sobie folgowaliśmy, ale mamy mocne postanowienie powrotu do wegańskiego trybu odżywiania.
- Udało nam się z Karolką przemierzyć Polskę wzdłuż i wszerz. Od Kasprowego, przez Żywiec, Bielsko-Białą i Szczyrk, po Trójmiasto, Hel, Międzyzdroje i Świnoujście. W dwa lata zaliczyliśmy wszystkie udostępnione do zwiedzania latarnie morskie naszego wybrzeża. Dodając do tego od dawna planowane odwiedziny u Olka w Luksemburgu i odwiedzone przy okazji Metz pod względem podróżniczym uznaję ten rok za całkiem udany.
Ale najważniejszym wydarzeniem minionego roku było pojawienie się w naszym życiu wiernego kumpla. Zwariowaliśmy na jego punkcie. I on chyba a naszym punkcie też. Tworzymy razem zgrane trio i strasznie cieszę się, że nasze drogi się skrzyżowały.
Ahoj, przygodo!
Okazuje się, że im mniej podchodzę do planowania prywatnego życia, tym więcej przygód mnie spotyka. Jeśli jest coś, czego życzyłbym sobie w tym nowym roku, to jest to jeszcze większa spontaniczność. A zatem: ahoj, przygodo. Roku 2015 — nakurwiaj!