Chcę oddać krew!
Numer 18 na mojej Memento ToDo brzmi: “Oddać krew”. Bo nigdy tego nie robiłem.
Nadarzyła się dodatkowa okazja, która zmotywowała mnie do działania. Więc postanowiłem, że chcę.
Numer 18 na mojej Memento ToDo brzmi: “Oddać krew”. Bo nigdy tego nie robiłem.
Nadarzyła się dodatkowa okazja, która zmotywowała mnie do działania. Więc postanowiłem, że chcę.
Trzy lata temu przywitałem się z Państwem pierwszym postem. Rok później opisałem punkt, w którym się znajduję. Rok temu… zapomniałem o rocznicy.
A dziś? Dokonuję rewizji, podsumowuję i… witam Cię w elitarnym gronie.
Po wczorajszym poście o dopalaczach wydarzyło się trochę, a zarazem nic. Pojawiło się sporo negatywnych komentarzy. Czas? Za późno. Hasło? Wulgarne. Forma? Beznadziejna. W ogóle blogosfera — fe.
Najlepiej w ogóle nie róbmy nic.
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem dopalaczy. Ale rozumiem dlaczego młodzi sięgają po to gówno. I dlatego uważam, że Główny Inspektorat Sanitarny ze swoją kampanią trafia w próżnię.
Od kilku tygodni próbuję Wam wmówić że weekend się nie zacznie dopóki nie sprawdzicie mojej piąteczkowej Piąteczki..
Dziś powinna tu wylądować cześć dziesiąta. Ale jej nie będzie. Z kilku powodów.
Najwięcej treści na bloga powstaje w trakcie spacerów z psem.
Szkoda, że tylko ułamek z tego faktycznie tu trafia.
Fotografia towarzyszy mi od dawna. Z czasem sprzęt zszedł na dalszy plan. Dziś częściej robię zdjęcia telefonem niż lustrzanką. Choć i po nią czasem sięgam.
Postanowiłem opowiedzieć Wam o trzech miejscach, w których foty publikuję lub publikować zamierzam najczęściej.
Dzisiaj część pierwsza: fotoblog Photo Sorry.
Zorak trzy lata temu na Tabasko rapował: “Nie ma gum Turbo w kioskach…”.
No więc, od kilku dni można je dostać w Biedronce. Ale czy ten powrót ma w ogóle sens?
Przeglądając różne bucket listy okazuje się, że… większość z nas marzy o tym samym. Żeby założyć własny biznes, skoczyć na spadochronie, albo zrobić sobie tatuaż.
Mimo drobnych odchyłów, spora część z tych życiowych celów pokrywa się z moją listą.
Czytaj dalej »Lista przedśmiertna czyli moja “bucket list”
Sercem tegorocznego Festiwalu Kultury Żydowskiej jest kwartał. To idealny przykład tego, jak zrobić COŚ z niczego.
Miejsce to wyjątkowe, więc warto się tam wybrać zanim zniknie z mapy Krakowa. A przy okazji zajrzyjcie koniecznie do Gelady, by własnoręcznie wykonać plakat z jednym z niezwykłych wzorów stworzonych przez Gelada Studio specjalnie z okazji tegorocznej edycji FKŻ.
Podczas jednego z zimowisk wpadliśmy z kilkoma kolegami na pomysł — utleńmy sobie włosy!
Utleniacz + blond włos = błąd. A konkretniej odcień kanarkowy. Cytujac Spinache’a: “Co zrobisz, alkohol”.
O fakcie tym postanowiłem poinformować dom na pięć minut przed wejściem do powrotnego autobusu. “Spoko, będziemy koło piątej. Do zobaczenia. Aha — nie zdziwcie się jak będziecie mnie odbierać. Zmieniłem kolor włosów”.
Rozmawiając ze spotkanym na koncercie Limp Bizkit usłyszałem, że jest to ostatni z zespołów z jego listy kapel do zobaczenia na żywo i teraz czuje się koncertowo spełniony.
I zacząłem się zastanawiać: czy mogę powiedzieć to samo?
Fajnie spędzony wieczór na średniej jakości koncercie. Krótki przelot przez wydarzenia sprzed tygodnia.
We wrześniu miną trzy lata od naszego ślubu.
Dwa lata temu pisałem o przejściach z Polbankiem, związanych między innymi z aktualizacją Karoli danych wynikającą ze zmiany nazwiska. Tekst ten był kontynuacją tematu bankowego, który pojawił się tu chwilę wcześniej przy okazji moich problemów z Alior Synkiem, które doprowadziły do wypowiedzenia konta.
No więc… oba te tematy utworzyły w tym tygodniu wspólny wątek. Trochę nam do śmiechu, trochę do płaczu…
Post z cyklu „wprowadzam nowy cykl”. Na jak długo? Oczywiście — nie wiem.
W ramach czwartkowych powrotów do przeszłości (hasztag: ThrowbackThursday TBT LepiejPóźnoNiżWcale) mam w planach publikować różnego rodzaju wspomnienia. Zarówno te, które już kiedyś gdzieś się pojawiły w całości lub fragmentach (tutaj, na Fejsie lub w innych kanałach komunikacyjnych), jak i takie, które leżały w zakamarkach dysku i nigdy nie ujrzały światła dziennego.
Żeby się z Państwem dobrze przywitać — lista moich ulubionych postów z tego bloga. A kto mi zabroni?
To nie jest post o polityce. To nie jest post o aferze. To post o zdrowym rozsądku. Lub jego braku. Bo niektórzy ludzie jednak muszą być chyba kretynami.
Dziś o historii. Historii zbudowanej wokół jednego zdjęcia. Oraz historii innego zdjęcia.
W zeszłym roku napisałem, że od jakiegoś czasu nie rozpoczynam roku od tworzenia listy postanowień. W jej miejsce tworzę plany celów, które chciałbym osiągnąć.
Dwanaście miesięcy później mogę podsumować: te moje zeszłoroczne cele ugryzły mnie w dupę.
Od ostatniego postu mięły ponad dwa miesiące i chyba najwyższa pora żeby coś napisać.
Za chwilę koniec roku i jak feniks z konopii wyskoczę z szumnymi podsumowaniami. Na sto procent muzycznym, bo nadal wydaje mi się, że tych kilka powtarzanych w kółko akapitów to eksperckie blogowanie. Może trochę o branżuni. chociaż co ja mogę jeszcze na jej temat sensownego powiedzieć?! No i pewnie prywata: że znowu byłem nad morzem, że na plaży siedziałem i do jak głębokich wniosków o własnej egzystencji zagrzebując stopy w piasku doszedłem.
Potem przez dwa miesiące cisza i znów szumnie odtrąbiony wielki powrót do blogowania.
Tylko czy ktoś to jeszcze w ogóle przeczyta?