Po wczorajszym poście o dopalaczach wydarzyło się trochę, a zarazem nic. Pojawiło się sporo negatywnych komentarzy. Czas? Za późno. Hasło? Wulgarne. Forma? Beznadziejna. W ogóle blogosfera — fe.
Najlepiej w ogóle nie róbmy nic.
Efekty
Od publikacji tekstu o dopalaczach minęła doba.
Zarówno zdjęcie na fejsie, jak i sam post zostały zlajkowane kilkadziesiąt razy. Kilkanaście zupełnie obcych osób postanowiło to zdjęcie udostępnić. Pojawiło się trochę komentarzy. W dużej mierze sensownych, które uświadomiły mi przede wszystkim, że hasło przewodnie nie do końca jest spoko (o tym poniżej). Pojawiły się też hejty.
Najzabawniejsze:
(…) W tej kwestii blogosfera budzi się teraz i w dużym stopniu na zasadzie roszczenia — dajcie nam kasę, to zrobimy, trzeba był przyjść do nas, to zrobilibyśmy to lepiej. To trzeba było zrobić i pokazać, a nie tupać nóżką, że inni zrobili a my nie.
Odnosząc się do ostatniego zdania… No więc — zrobiłem.
Rozumiem, że forma być może nie jest najlepsza. Nie o hasło w tym wszystkim chodziło — wymyśliłem je w kilka minut, bez głębszej refleksji i analizy. Nie o trzymanie kartki chodziło — zrobiłem to bo miałem pod ręką mazak i kartkę. Chodziło właśnie próbę zrobienia czegoś. Może nieudolnie. Ale przynajmniej próbowałem.
Bo w tym całym krytykowaniu GISu denerwuje mnie właśnie to, że wszyscy wyśmiewają, a alternatyw brak.
A właściwie to dlaczego to takie fajne? “Dopalacze to gówno.” Bo internety wymyśliły? srsly to takie samo gówno jak kampania GIS, choć tamta ma przynajmniej zasięg i wzbudza dyskusję.
Komentarz napisany w dość rozbudowanym wątku na temat mojej „kampanii”, przez człowieka, którego moja akcja zabolała tak bardzo, że postanowił wylać swoje żale i pomyje w komentarzach. Czyli chyba również wzbudza dyskusję?
I jeszcze od Pana, który zarzucał całej akcji wulgarność oraz fakt, że blogerzy próbują wyciągnąć łapę po hajs:
A co do akcji typu “dopalacze to gówno”, to proponuję jednak przypomnieć sobie jak zrobił to już dawno temu Pągowski z plakatem “Papierosy są do dupy”. Ze smakiem, klasą i wyraziście. Da się?
Oczywiście, że da się. Zresztą miałem to z tyłu głowy pisząc na kartce to co napisałem.
Ale po pierwsze: „papierosy są do dupy” trochę też jednak są wulgarne. Po drugie: nie wierzę, że Pągowski zrobił to za darmo. A nawet jeśli, to i dziś pewnie znalazłby się ktoś z większym doświadczeniem, kto zrobiłby to za friko.
Hasło
Z perspektywy czasu oceniam, że być może nie być do końca trafne. Miała być gra słów: jeśli sięgasz po dopalacze, to jesteś gówniarzem. Nie zwróciłem jednak uwagi na to, że obrażając osoby sięgające po te używki staję w jednym rzędzie z Głównym Inspektoratem Sanitarnym. Stosuję język “dorosłych”, niedopasowany do odbiorcy.
Biorę to na klatę. Ale przyznam się również, że więcej czasu zajęło mi przygotowanie zdjęcia, które wrzuciłem z postem, niż wymyślenie samego hasła i zrobienie kartki.
Czas
Spotkałem się z zarzutem, że moja “akcja” pojawiła się zbyt późno. Bo przez weekend zdążyły się pojawić już w sumie trzy filmiki od GISu i Wojewody.
Owszem. Zrobiłem to z poślizgiem. Weekend spędzałem spacerując po lesie i mocząc stopy w jeziorze, łowiąc ryby oraz wypoczywając na bujanej huśtawce u rodziców w ogrodzie. W międzyczasie widziałem na Fejsie falę hejtu i beki z wspomnianych filmików, ale nie zobaczyłem propozycji żadnej alternatywy. Dlatego zrobiłem to co zrobiłem.
Pazerność
Najbardziej chyba dostało mi się za to, że blogerzy, agencje reklamowe i social mediowe są zachłanne. Między wierszami wyczytano, że uważam, że do tej kampanii powinien zostać rozpisany przetarg, przeznaczony budżet i w ogóle — niech płynie rzeka pieniędzy podatników do kieszeni agencyjnych.
Otóż nie.
Po pierwsze — owszem, uważam że ten projekt powinien zostać przygotowany przez profesjonalistów. Przez ludzi, którzy mają lepszą świadomość jak definiować grupę docelową, jak dobierać formę, język oraz kanał komunikacji. Ale nie uważam, że powinien być na to przeznaczony nie wiadomo jak wielki budżet. Zdarzyło mi się obserwować jak jedna z największych agencji interaktywnych w Polsce robi projekty pro bono.
Po drugie — nie jestem ekspertem w tematach komunikacji. Zrobiłem to po swojemu. Na pół gwizdka. Ale wiecie co? Zrobiłem. Każdy mógł coś zrobić. Większość dyskusji skupia się na naśmiewaniu się z GISu nie dając nic w alternatywie. Moja próba również została poddana fali krytyki, ale komentarzach nie zaproponowano w zamian nic.
Blogosfera
A swoją drogą… Próbowałem wciągnąć kolegów blogerów do mojej “akcji”.
Nie pchałem linka do żadnych zamkniętych społeczności polskiej blogosfery (bo po prostu do takowych nie należę), ani nie używałem żadnych specjalnych hasztagów na Twitterze. Po prostu otagowałem kilku znajomych w poście na Fejsie.
Odzew był zerowy. Nie dziwi mnie to, bo doskonale mam świadomość swojej pozycji w rodzimej blogosferze. Rozumiem, że większość uznała temat za nie wart zaangażowania.
Żałuję jednak, że nie dostałem żadnej informacji zwrotnej od bardziej doświadczonej braci — nawet w postaci krótkiej wiadomości “sorry stary, to się do niczego nie nadaje”. Bo gdybym takową dostał, to pewnie poprosiłbym o poradę, jak to zrobić lepiej w przyszłości.
Ale, ale… No hard feelings. Między nami spoko.
Podsumowując
Zrobiłem to w myśl zasady — jak nie napiszesz tego dzisiaj, to nie napiszesz tego nigdy.
Czy żałuję? Nie.
Czy zrobiłbym to drugi raz? Tak. I pewnie wyglądałoby dokładnie tak samo.