Rozmawiając ze spotkanym na koncercie Limp Bizkit usłyszałem, że jest to ostatni z zespołów z jego listy kapel do zobaczenia na żywo i teraz czuje się koncertowo spełniony.
I zacząłem się zastanawiać: czy mogę powiedzieć to samo?
2k15
Koncert Jimka z Mioushem i NOSPR, na który wybieram się w najbliższą sobotę, będzie trzynastym koncertem w tym roku kalendarzowym (z czego ponad połowa to występy wykonawców zagranicznych). Czy to dużo?
Z jednej strony — nie. Mam znajomych, którzy zaliczają tyle w jeden miesiąc (pozdro Wąski!). Z drugiej — miewałem lata, w których nie widziałem tylu sztuk w ciągu 365 dni.
Czy to koniec na 2015? Na pewno nie. To dopiero mniejsza połowa (hehe) całego projektu, który sobie zaplanowałem na te dwanaście miesięcy. Z końcem roku z pewnością pojawi się odpowiednie podsumowanie tego, czy ów plan udało mi się zrealizować.
Widziałem
Przez całe swoje koncertowe życie widziałem całkiem sporo. Wykonawców mniejszego i większego formatu. Na dużych festiwalach i w malutkich klibach. Tych, których jestem wielkim fanem, jak i tych, których fanów jest wielu, a ja nigdy nie mogłem się do nich przekonać.
Zestawiając alfabetycznie, zupełnie na szybko, licząc samych zagranicznych artystów wygląda to mniej więcej tak:
Afu-Ra, (the) Apples,
Common, Cunninlynguists,
Dog Eat Dog, De La Soul,
El Da Sensei,
Florence & The Machine, Faithless,
Gentleman (x2),
H‑Blockx,
Justin Timberlake,
Kero One,
Looptroop Rockers (x2),
Limp Bizkit, Lupe Fiasco, La Roux, London Elektricity Live,
Matisyahu, Muse, Murs,
Naughty By Nature, (the) New York Ska Jazz Ensamble,
(the) Prodigy, Parov Stelar Band,
(the) Roots, Roots Manuva, Rashaan Ahmad,
SoCalled, (the) Skatalites, Snoop Dogg,
Thirty Seconds To Mars, Twinkle Brothers,
Uglu Duckling, US3,
Wu Tang Clan…
Z tego alfabetycznego zestawienia wynika, że nie widziałem nikogo zaczynającego się na B, I, O, Q, V, X, Y oraz Z…
Nie zobaczę
Gdybym miał stworzyć listę koncertów — marzeń, to składałaby się z trzech pozycji:
- Rage Against The Machine
- Beastie Boys
- The Roots
Tych pierwszych miałem w zasięgu ręki dwukrotnie.
W 1994 roku, gdy grali w Polsce, jeszcze ich nie znałem (zresztą byłem zbyt małym kajtkiem, żeby jechać 100 kilometrów na ich koncert). Drugą okazją był ich darmowy koncert w Londynie w 2010, który zorganizowali w ramach podziękowania dla fanów za uczynienie utworu “Killing In The Name Of”… UK Christmas Number One (czyli pierwszego miejsca w specjalnym bożonarodzeniowym notowaniu brytyjskiej listy przebojów).
Najzwyczajniej w świecie… zamuliłem. Był to czas lotów do Londka za złotówkę, więc nie ma żadnego logicznego wyjaśnienia dlaczego na ten koncert się nie wybrałem.
W najbliższym czasie RATMów raczej nie zobaczę. Ze wszystkich wypowiedzi artystów wynika, że ich drogi już raczej się rozeszły na dobre. W muzycznej historii co prawda wiele już było takich deklaracji, by po latach zespoły wracały w glorii i chwale. Ale w przypadku Rage’ów i ich dosyć skrajnych poglądów na różne życiowe tematy obawiam się, że kategoryczne „NIE” dla wspólnego grania jest prawdziwe. Nie pozostaje mi nic innego jak nadal marzyć, że może kiedyś w przyszłości…
Drugich nie zobaczę już nigdy (MCA — spoczywaj w pokoju). Miałem jedną, jedyną szansę na zobaczenie ich na żywo, ale z niej nie skorzystałem. Pisałem o tym w jednym z pierwszych postów na tym blogu.
Jeżeli klikniecie w link z powyższego akapitu, to dowiecie się, że nad trzecimi przez pewien czas wisiało fatum. Udało się ich zobaczyć na żywo dwa lata temu na Coke Live Festivalu. I choć spełniłem jedno ze swoich największych koncertowych marzeń, to w związku z tym, że za plenerowymi koncertami nie przepadam — nadal z chęcią sprawdziłbym ich występ w ramach koncertu pod dachem.
Nie widziałem
Lista artystów, których koncerty mam na wyciągnięcie ręki jest tak długa, że nawet nie namawiajcie mnie, żebym zaczynał. Bo mógłbym wymieniać w nieskończoność…
Ciągle odpuszczam ciekawe wydarzenia. Z oszczędności. Z braku czasu. Z lenistwa.
Czas weryfikuje takie podejście. Jedni dają mi okazję nadrobić stratę (na Limp Bizkit wybrałem się dopiero przy okazji ich piątego koncertu w Polsce). Inni — nie (o czym przeczytaliście już pewnie powyżej).
Czyli?
Reasumując: czy czuję się spełniony koncertowo?
Przyglądając się powyższym wypocinom mógłbym stwierdzić, że NIE, bo:
- nie widziałem zagranicznych wykonawców, których nazwy zaczynają się od każdej litery alfabetu
— widziałem tylko jeden zespół ze swojego wymarzonego TOP3
— tak wielu jeszcze nie widziałem…
Ale tak na prawdę… w temacie muzyki nie mam konkretnych celów. Podróż po muzycznych zakamarkach traktuję jak jedną wielką przygodę i wycieczkę w nieznane.
Dorastam z muzyką. Muzyka dojrzewa razem ze mną. Obcowanie z nią sprawia mi przyjemność… Każda kolejna pozycja na półce oraz każdy kolejny zaliczony koncert sprawiają mi ogromną radochę i powodują uwalnianie się endorfin.
Nie posiadam klucza, według którego zbieram płyty. Nie posiadam listy artystów, których muszę zobaczyć na żywo.
Chwilo trwaj. Ahoj przygodo.
[ TO JEST MIEJSCE NA JAKĄŚ SENSOWNĄ PUENTĘ. Jak mi przyjdzie do głowy, to ją tu wstawię ]