Kredyty trzeba spłacać
Dziesięć lat temu, gdy dostawałem dwutygodniowe L4 z rygorem łóżkowym, byłem najszczęśliwszym człowiekiem świata. Dzisiaj to brzmi totalnie nieproduktywnie i doprowadza mnie do szału.
Dziesięć lat temu, gdy dostawałem dwutygodniowe L4 z rygorem łóżkowym, byłem najszczęśliwszym człowiekiem świata. Dzisiaj to brzmi totalnie nieproduktywnie i doprowadza mnie do szału.
Krzysiek Gonciarz i Kasia Mecinski przyjechali na kilka dni do Polski. W trakcie pobytu, poza kręceniem daily vlogów, odbywają serię spotkań z widzami.
Jedno z takowych odbyło się w auli Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Byłem, słuchałem, piątki przybiłem i trochę materiału przyniosłem. Więc teraz chyba powinienem napisać: ZOBACZ ZDJĘCIA.
Jest takie jedno pytanie rekrutacyjne, którego szczerze nienawidzę.
A brzmi ono: “gdzie się widzisz za pięć lat?”.
Wracam ze szkoły koło 14. Popołudniu idę na korki z matmy, które przygotowują mnie do matury i egzaminów na studia. Mam jeszcze trochę czasu, więc robię kanapki i siadam przed telewizorem.
Od sześciu lat jeździmy nad morze. Nasz polski Bałtyk.
Przez ten czas zjechaliśmy wybrzeże od Helu po Świnoujście. I znaleźliśmy swoje ulubione miejsce. Czyli okolice Władysławowa i Półwysep Helski. Mamy tu swoje zakątki, ścieżki i ulubione smaki.
Od kilku chwil na tablicy fejsbukowej przewija mi się hasztag MyFirst7Jobs. W postach tak oznaczonych dzielicie się swoimi doświadczeniami zawodowymi.
Postanowiłem więc stworzyć takie zestawienie i ja.
Trwają Światowe Dni Młodzieży.
Mieszkańcy Krakowa przeżywali organizację tego wydarzenia niemal od roku. Miał nastąpić komunikacyjny paraliż miasta, a półtora miliona pielgrzymów zadeptać miało to co jeszcze przez turystów zadeptane nie zostało.
Nie wyjechałem. I mówię jak jest.
Z każdej strony atakuje mnie kult bycia fit.
Jak nie fejsbukowi biegacze zdobywający kolejne medale w maratonach albo cykliści. co zrobili kolejne -dziesiąt kilometrów, to przynajmniej płaskie brzuchy po siłowni albo komenciki na temat kolejnych kilogramów pociśniętych w martwym ciągu.
Nie zrozumcie mnie źle. Ja to wszystko szanuję. I wszystkiego wam zazdroszczę.
Czasem nawet mam ochotę przestać być grubasem z kanapy. Tylko najzwyczajniej w świecie… mi się nie chce…
Złota zasada czytelników tegoż bloga brzmi: pamiętaj abyś w piąty dzień tygodnia zajrzał sprawdzić nową Piąteczkę.
Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że… nie opublikowałem żadnej nowej od trzech tygodni. I dzisiaj postanowiłem być z Wami absolutnie szczery w tym temacie.
To miał być kolejny post, w którym narzekam, że publikuję codziennie kontent na jednym z czterech blogów. Że do tej pory powstało ponad 220 tekstów. I że zostało niecałe 150 dni. I że jest mi z tego powodu ciężko.
Ale dziś będzie zupełnie inaczej.
Bo zainspirował mnie do tego pewien bloger. Który wymiękł.
Przyznam szczerze, że jako bloger nigdy nie układałem sobie ścieżki.
Ale gdybym rozpisywał sobie jakieś kamienie milowe, to zaproszenie do radia w roli eksperta muzycznego mógłbym potraktować za jeden z nich. Odhaczone.
Choć nie był to mój debiut w radiowym studio.
Dzisiejszy tekst miał nieść radosną nowinę. Miałem Wam obwieścić, że uruchomiłem, a w zasadzie — zreaktywowałem czwartego bloga.
Zamiast tego pozwólcie, że opowiem Wam pewną historię.
Od prawie trzech lat jestem członkiem zespołu, który rozwija narzędzie do email marketingu. Usługę, przy użyciu której nasi klienci mogą zarządzać swoimi bazami subskrybentów, tworzyć i wysyłać kampanie mailingowe oraz monitorować skuteczność swoich działań przy użyciu narzędzi analitycznych.
Okazuje się, że szewc bez butów chodzi. I pora to zmienić. Startuję z newsletterem!
Dzisiaj mija pół roku od czasu, gdy postanowiłem publikować jeden post dziennie.
I przyznam szczerze, że trochę ciągnie mnie to w dół…
Depesze z gratulacjami z najdalszych zakątków świata, dziękczynne dary losu i okrzyki aprobaty, gdy idę ulicą. Tych rzeczy nie doświadczam.
Ale — choć lajki na to nie wskazują — docierają do mnie bardzo pozytywne informacje zwrotne na temat poniedziałkowych Sztos Alertów. Więc od jutra ruszam z kolejnym cyklem muzycznym.
Pierwszy raz o napisaniu tego tekstu pomyślałem pod koniec 2014. I szczerze przyznam, że na prawdę nie miałem ochoty go pisać…
Ale w Waszych listach do redakcji tego bloga wciąż przewija się ta sama kwestia. Wraca wręcz niczym bumerang. Czyli chyba jednak macie ochotę o tym przeczytać. No, to mówię jak jest…
Ostatnio mocno ociągam się z publikowaniem nowych tekstów. I przyznać muszę, że źle mi z tym zaniedbywaniem Was. I dzisiaj Wam tę chwilową pauzę chciałbym wyjaśnić.
Dwa minione tygodnie były dość szalone i mocno pochłaniające czas. Obiecać mogę jednak, że pod względem gromadzenia materiałów na blogaska nie był to czas zmarnowany.