MENU: [A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – J] [K – L]
[M – N] [O – P] [Q – R] [S – T] [U – V] [W – X] [Y – Z]
Macklemore & Ryan Lewis
“This Unruly Mess I’ve Made”
W jedenastym odcinku Piąteczki poświęciłem Macklemore’owi kilka serdecznych akapitów. Kilka odcinków później — w Piąteczce o numerze 15-tym — pierwszy singiel z omawianej tu płyty powitałem m.in. takimi słowami:
We wspomnianym wywiadzie Ben opowiada o swoich problemach z używkami wynikających trochę z obawy przed kolejną płytą. “The Heist” było majstersztykiem. Poprzeczka została zawieszona wysoko.
“Downtown” jest utworem bardzo poprawnym. Muzycznie doskonałym, ale w wokalu Macklemore’a nie słyszę tej energii, co w poprzednich dokonaniach. Nie neguję — być może z czasem polubię trochę bardziej.
Daję spory kredyt zaufania i czekam na kolejne nagrania.
I z bólem serca muszę przyznać, że… na “This Unruly…” Ben i Ryan do poprzeczki nawet się nie zbliżyli. Ma ten album sporo mocnych momentów — “Growing Up” z gościnnym udziałem Eda Sheerana, “Need to know” z udziałem Chance The Rappera i świetną sekcją dętą, mocno klasyczny “Buckshot” z gościnką KRS-One’a i DJ Premiera czy otwierające płytę “Light Tunnels” z gościnnym refrenem Mike’a Slapa.
Jeżeli zwróciliście uwagę na fakt, że w każdym z wymienionych tu utworów pojawiają się jacyś goście to… taka jest właśnie ta płyta. Mam wrażenie, że obawa przed nie udźwignięciem oczekiwań popchnęła Bena w kierunku rozpoznawalnych kolegów.
W każdym razie — paradoksalnie, najczęściej wracam do tego poprawnego “Downtown”.
Marian Hill
“Act One”
Kolejny damsko-męski duet producencko — wokalny. On (Jeremy Lloyd) odpowiada za elektroniczne brzmienie, ona (Samantha Gongol) — za hipnotyzujący i wibrujący głos. Takich kooperacji nigdy nie mam dość.
To co wyróżnia Marian Hill na tle innych podobnych duetów to niezwykła oszczędność muzyczna. Jest świeżo i choć z szacunkiem do klasycznych brzmień to jednak nowocześnie. A równocześnie — ascetycznie. Powstałą w ten sposób przestrzeń z kolei doskonale zagospodarowuje Samantha, unosząc się lekko, momentami wręcz lewitując nad warstwą dźwięków.
Gdybym miał stworzyć osobny ranking dla największych ciekawostek danego roku — Marian Hill trafiłoby do pierwszej dziesiątki.
Sprawdź na: Spotify
Michael Kiwanuka
“Love and hate”
Z perspektywy czasu muszę przyznać, że na rozkwit popularności w naszym kraju przyszło Michaelowi czekać do roku 2017. Rok wcześniej ciężko było mi znaleźć rozmówcę, który kojarzyłby wybitny “Love and hate”. Na wzrost rozpoznawalności wpływ mógł mieć świetny serial “Big Little Lies”, w którego czołówce wykorzystano drugą część otwierającego płytę “Cold Little Heart”. Dodatkową zasługę należy też przypisać AlterArtowi, który ściągnął Kiwanukę na Openerka (żałuję niezwykle, że nie mogłem go zobaczyć :( ).
Album przepełniony jest wybitnymi rythm-n-bluesowymi kompozycjami, na których soulowy głos Michaela przywołuje na myśl Otisa Reddinga, Sama Cooke’a czy Curtisa Mayfielda.
A za 30–40 lat, gdy jego warsztat okrzepnie, a głos pokryje wynikająca z wieloletnich doświadczeń koncertowych chrypa, 60-letni Michael brzmieć będzie jak mój ukochany Charles Bradley.
Sprawdź tu: Spotify
Mac Miller
“The Devine Feminine”
Z Millerem znałem się pobieżnie. Szanowałem jego twórczość, znałem poszczególne płyty, ale nie dość że dosyć wybiórczo, to dodatkowo — nie wracałem do nich zbyt często. Nie wiem czemu. Po prostu — coś wcześniej nie kliknęło.
Co innego z “The Devine Feminine”. Od kontaktu z pierwszym singlami (najpierw “Stay”, potem “Dang!”) wiedziałem, że zakumplujemy się na długie miesiące. Ostatecznie nie znalazłem tu słabego utworu. I w zasadzie — nie potrafię konsumować go wyrywkowo.
Polecam połknąć w całości. Wielokrotnie. Bo o taki hip-hop walczyłem.
Sprawdź na: Spotify
Masta Ace
“The Falling Season”
Trafiłem na nowego Ace’a za sprawą nagranego na tę płytę wspólnego z Hypnotic Brass Ensamble utworu “Young Black Inteligent (Y.B.I.)”. Po pierwszych kilku taktach uniosłem w górę brew, a w głowie przewinął mi się wers Ostrego:
Siemasz ziom, to znów ja czyli brzydki, zły i szczery…
Dlaczego? Bo oba utwory oparte są na motywie przewodnim utworu “Humpty Dumpty” jazzowego Placebo.
“The Falling Season” to bardzo spółjny album konceptualny. Wsiadamy w kapsułę czasu, przenosimy się do sierpnia 1980 i wraz z Duvalem rozpoczynamy pierwszą klasę szkoły średniej na Brooklynie. Temat idealnie wpisujący się w popkulturowy trend powrotu do dawnych czasów za sprawą “The Get Down” czy dokumentalnego “Hip-hop evolution”.
To klasyczny hip hop ze świetnym storytellingiem. Czego chcieć więcej?
Sprawdź na: Bandcamp | YouTube | Spotify
Mr. J. Medeiros
“Milk and eggs”
Medeiros wart jest wspomnienia w tym zestawieniu z kilku powodów.
Po pierwsze — w 2016 pojawił się na producenckiej płycie Pawbeatsa w doskonały utworze z refrenem śpiewanym przez Natalię Nykiel.
Po drugie — udostępnił całą swoją dyskografię do pobrania za friko. Warto skorzystać. Jeśli zaczynacie swoją przygodę z tym artystą, zwróćcie szczególną uwagę na wydany w 2006 “Of gods and girls”, który swego czasu mocno katowałem.
I po trzecie — bo w 2016 wydał swój najnowszy album — “Milk and eggs”.
Mr J od czasów The Procussions mocno rozwinął skrzydła. Widać ją chociażby w doborze bitów — obok klasycznych hiphopowych brzmień znaleźć tu można mocne gitarowe riffy czy romanse z elektroniką.
Medeiros to jeden z tych graczy, któremu (póki co) nie udało się przebić do mainstreamu, ale chyba też jakoś szczególnie mu na tym nie zależy. Po prostu konsekwentnie robi swoje.
Sprawdź na: Bandcamp | YouTube | Spotify
Nomade Orquestra
“Nomade Orquestra”
Mam bezgraniczną miłość do zespołów z rozbudowaną sekcją dętą. Niezależnie czy są to kapele rockowe (Dog Eat Dog, Kult), hiphopowe (Hypnotic Brass Ensamble) czy jazzowe Nomade Orquestra — zajawka kipi gęsta.
Pochodzący z Sao Paulo młodzieńcy biorą na warsztat dorobek brazylijskiej muzyki i dodają do niego swoje trzy grosze. Stojąc w całkowitej opozycji do wspomnianego tu wciąż osadzonego w klasyce gatunku Azymuthu, dosyć mocno skręcają w kierunku niczym nieskrępowanych jazzowych interpretacji klasycznych dla tej części świata tematów i brzmień. Z zaciekawieniem spoglądam w przyszłość.
Sprawdź na: Bandcamp | YouTube | Spotify
Nite-Funk
“Nite-Funk”
Nite-Funk to efekt kooperacji pomiędzy wokalistką Nite Jewel oraz producentem Dam-Funkiem. O tej współpracy mówiono podobno od dawna. Choć raczej traktowano go w sferze plotek niż pewniaków.
Gdybym cofnął do lat osiemdziesiątych i eksplorował scenę klubową zachodniego wybrzeża US&A, to dokładnie tak wyobrażałbym sobie muzykę taneczną za dwie — trzy dekady.
Jak zwykle w przypadku Dam-Funka spodziewać się można brzmień klasycznych syntezatorów z korzeniami zapuszczonymi w czasach, gdy Don Johnson wcielał się w rolę Sonny’ego Crocketta w “Miami Vice”. Dodając do tego szczyptę współczesnych patentów produkcyjnych dostajemy materiał nostalgiczny, ale i doskonale sprawdzający się na dzisiejszych parkietach.
Sprawdź na: YouTube | Spotify
NxWorries
“Yes Lawd!”
Projekt będący efektem współpracy przedstawionego już tutaj Państwu wokalisty Anderson .Paaka oraz niezwykle płodnego producenta Knxwledge’a. Ten drugi na swoim koncie ma nie tylko niezliczoną ilość własnych bittejpów czy innych mikstejpów, ale również kilka bardzo poważnych współprac z mainstreamowymi rapemi — wymieniając choćby Kendricka Lamara, Joey’a Bada$$a, Action Bronsona czy Ghostface Killah.
Porównując do wspomnianego na początku tego zestawienia “Malibu” Andersona, “Yes Lawd” jest zdecydowanie bardziej spokojny, momentami mocno wręcz melancholijny.
Ale pozwólcie, że zacytuję się sam:
(…) nie wiem, który album był lepszy — solowe “Malibu” czy ten wspólny jako NxWorries…
Ale czy pozycja w rankingu “lepszości” ma jakiekolwiek znaczenie jeśli mówimy o zajebiście dobrej muzyce?
Sprawdź na: Bandcamp | YouTube | Spotify
Noname
“Telefone”
Kobiecych głosów, który z taką samą łatwością śpiewają refreny, jak i niezwykle płynnie rapują zwrotki nigdy nie za wiele.
Obecnie to podobno jedna z najgorętszych debiutantów na amerykańskim rynku, więc ciekaw jestem który z artystów sięgnie po nią w pierwszej kolejności i dzięki któremu gościnnemu występowi dostanie swoją “chwilę”. Skoro na jej płycie pojawia się Raury, który z kolei grał europejską trasę supportując Macklemore’a to może…
Tak czy inaczej — Noname zdecydowanie na swój moment zasługuje.
Sprawdź na: Bandcamp | YouTube | Spotify
MENU: [A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – J] [K – L]
[M – N] [O – P] [Q – R] [S – T] [U – V] [W – X] [Y – Z]