fbpx
Przejdź do treści

Muzyczny alfabet 2016 [świat]

MENU:  [A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – J] [K – L]
[M – N] [O – P] [Q – R] [S – T] [U – V] [W – X] [Y – Z]


Macklemore & Ryan Lewis

This Unruly Mess I’ve Made”

W jede­nastym odcinku Piątecz­ki poświę­ciłem Mack­le­more’owi kil­ka serdecznych akapitów.  Kil­ka odcinków później — w Piąteczce o numerze 15-tym — pier­wszy singiel z omaw­ianej tu pły­ty pow­itałem m.in. taki­mi słowami:

We wspom­ni­anym wywiadzie Ben opowia­da o swoich prob­lemach z uży­wka­mi wynika­ją­cych trochę z obawy przed kole­jną płytą. “The Heist” było majster­sz­tykiem. Poprzecz­ka została zaw­ies­zona wysoko.

Down­town” jest utworem bard­zo poprawnym. Muzy­cznie doskon­ałym, ale w wokalu Macklemore’a nie słyszę tej energii, co w poprzed­nich doko­na­ni­ach. Nie negu­ję — być może z cza­sem pol­u­bię trochę bardziej.

Daję spory kredyt zau­fa­nia i czekam na kole­jne nagrania.

I z bólem ser­ca muszę przyz­nać, że… na “This Unruly…” Ben i Ryan do poprzecz­ki nawet się nie zbliżyli. Ma ten album sporo moc­nych momen­tów — “Grow­ing Up” z gościn­nym udzi­ałem Eda Sheer­ana, “Need to know” z udzi­ałem Chance The Rap­pera i świet­ną sekcją dętą, moc­no klasy­czny “Buck­shot” z gościnką KRS-One’a i DJ Pre­miera czy otwier­a­jące płytę “Light Tun­nels” z gościn­nym refren­em Mike’a Slapa.

Jeżeli zwró­cil­iś­cie uwagę na fakt, że w każdym z wymienionych tu utworów pojaw­ia­ją się jacyś goś­cie to… taka jest właśnie ta pły­ta. Mam wraże­nie, że obawa przed nie udźwig­nię­ciem oczeki­wań popch­nęła Bena w kierunku rozpoz­nawal­nych kolegów.

W każdym razie — paradok­sal­nie, najczęś­ciej wracam do tego poprawnego “Down­town”.

Marian Hill

Act One”

Kole­jny damsko-męs­ki duet pro­du­cencko — wokalny. On (Jere­my Lloyd) odpowia­da za elek­tron­iczne brzmie­nie, ona (Saman­tha Gongol) — za hip­no­tyzu­ją­cy i wibru­ją­cy głos. Takich koop­er­acji nigdy nie mam dość.

To co wyróż­nia Mar­i­an Hill na tle innych podob­nych duetów to niezwykła oszczęd­ność muzy­cz­na. Jest świeżo i choć z sza­cunkiem do klasy­cznych brzmień to jed­nak nowocześnie. A równocześnie — asce­ty­cznie. Pow­stałą w ten sposób przestrzeń z kolei doskonale zagospo­darowu­je Saman­tha, unosząc się lekko, momen­ta­mi wręcz lewitu­jąc nad warst­wą dźwięków.

Gdy­bym miał stworzyć osob­ny rank­ing dla najwięk­szych cieka­wostek danego roku — Mar­i­an Hill trafiło­by do pier­wszej dziesiątki.

Sprawdź na: Spo­ti­fy

Michael Kiwanuka

Love and hate”

Z per­spek­ty­wy cza­su muszę przyz­nać, że na rozk­wit pop­u­larnoś­ci w naszym kra­ju przyszło Michaelowi czekać do roku 2017. Rok wcześniej ciężko było mi znaleźć rozmów­cę, który kojarzył­by wybit­ny “Love and hate”. Na wzrost rozpoz­nawal­noś­ci wpływ mógł mieć świet­ny ser­i­al “Big Lit­tle Lies”, w którego czołów­ce wyko­rzys­tano drugą część otwier­a­jącego płytę “Cold Lit­tle Heart”. Dodatkową zasługę należy też przyp­isać Alter­Ar­towi, który ściągnął Kiwanukę na Open­er­ka (żału­ję niezwyk­le, że nie mogłem go zobaczyć :( ).

Album przepełniony jest wybit­ny­mi rythm-n-blue­sowy­mi kom­pozy­c­ja­mi, na których soulowy głos Michaela  przy­wołu­je na myśl Oti­sa Red­din­ga, Sama Cooke’a czy Cur­tisa Mayfielda.

A za 30–40 lat, gdy jego warsz­tat okrzep­nie, a głos pokry­je wynika­ją­ca z wielo­let­nich doświad­czeń kon­cer­towych chry­pa, 60-let­ni Michael brzmieć będzie jak mój ukochany Charles Bradley.

Sprawdź tu: Spo­ti­fy

Mac Miller

The Devine Feminine”

Z Millerem znałem się pobieżnie. Szanowałem jego twór­c­zość, znałem poszczególne pły­ty, ale nie dość że dosyć wybiór­c­zo, to dodatkowo — nie wracałem do nich zbyt częs­to. Nie wiem czemu. Po pros­tu — coś wcześniej nie kliknęło.

Co innego z “The Devine Fem­i­nine”. Od kon­tak­tu z pier­wszym singla­mi (najpierw “Stay”, potem “Dang!”) wiedzi­ałem, że zakumplu­je­my się na długie miesiące. Ostate­cznie nie znalazłem tu słabego utworu.  I w zasadzie — nie potrafię kon­sumować go wyrywkowo.

Pole­cam połknąć w całoś­ci. Wielokrot­nie. Bo o taki hip-hop walczyłem.

Sprawdź na: Spo­ti­fy

Masta Ace

The Falling Season”

Trafiłem na nowego Ace’a za sprawą nagranego na tę płytę wspól­nego z Hyp­not­ic Brass Ensam­ble utworu “Young Black Inteligent (Y.B.I.)”. Po pier­wszych kilku tak­tach uniosłem w górę brew, a w głowie przewinął mi się wers Ostrego:

Siemasz ziom, to znów ja czyli brzy­d­ki, zły i szczery…

Dlaczego? Bo oba utwory oparte są na moty­wie prze­wod­nim utworu “Hump­ty Dump­ty” jaz­zowego Placebo.

The Falling Sea­son” to bard­zo spółjny album kon­cep­tu­al­ny. Wsi­adamy w kap­sułę cza­su, przenosimy się do sierp­nia 1980 i wraz z Duvalem rozpoczy­namy pier­wszą klasę szkoły śred­niej na Brook­lynie. Tem­at ide­al­nie wpisu­ją­cy się w pop­kul­tur­owy trend powro­tu do dawnych cza­sów za sprawą “The Get Down” czy doku­men­tal­nego “Hip-hop evo­lu­tion”.

To klasy­czny hip hop ze świet­nym sto­ry­tellingiem. Czego chcieć więcej?

Sprawdź na: Band­camp | YouTubeSpo­ti­fy

 

Mr. J. Medeiros

Milk and eggs”

Medeiros wart jest wspom­nienia w tym zestaw­ie­niu z kilku powodów.

Po pier­wsze — w 2016 pojaw­ił się na pro­du­cenck­iej pły­cie Paw­beat­sa w doskon­ały utworze z refren­em śpiewanym przez Natal­ię Nykiel.

Po drugie — udostęp­nił całą swo­ją dysko­grafię do pobra­nia za friko. Warto sko­rzys­tać. Jeśli zaczy­na­cie swo­ją przy­godę z tym artys­tą, zwróć­cie szczegól­ną uwagę na wydany w 2006 “Of gods and girls”, który swego cza­su moc­no katowałem.

I po trze­cie — bo w 2016 wydał swój najnowszy album — “Milk and eggs”.

Mr J od cza­sów The Pro­cus­sions moc­no rozwinął skrzy­dła. Widać ją cho­ci­aż­by w doborze bitów — obok klasy­cznych hiphopowych brzmień znaleźć tu moż­na moc­ne gitarowe riffy czy romanse z elektroniką.

Medeiros to jeden z tych graczy, które­mu (póki co) nie udało się prze­bić do main­strea­mu, ale chy­ba też jakoś szczegól­nie mu na tym nie zależy. Po pros­tu kon­sek­went­nie robi swoje.

Sprawdź na: Band­camp | YouTubeSpo­ti­fy

Nomade Orquestra

Nomade Orquestra”

Mam bez­graniczną miłość do zespołów z rozbu­dowaną sekcją dętą. Nieza­leżnie czy są to kapele rock­owe (Dog Eat Dog, Kult), hiphopowe (Hyp­not­ic Brass Ensam­ble) czy jaz­zowe Nomade Orques­tra — zajawka kipi gęsta.

Pochodzą­cy z Sao Paulo młodzień­cy biorą na warsz­tat dorobek brazyli­jskiej muzy­ki i doda­ją do niego swo­je trzy grosze. Sto­jąc w całkowitej opozy­cji do wspom­ni­anego tu wciąż osad­zonego w klasyce gatunku Azy­muthu, dosyć moc­no skrę­ca­ją w kierunku niczym nieskrępowanych jaz­zowych inter­pre­tacji klasy­cznych dla tej częś­ci świa­ta tem­atów i brzmień. Z zaciekaw­ie­niem spoglą­dam w przyszłość.

Sprawdź na: Band­camp | YouTubeSpo­ti­fy

Nite-Funk

Nite-Funk”

Nite-Funk to efekt koop­er­acji pomiędzy wokalistką Nite Jew­el oraz pro­du­cen­tem Dam-Funkiem. O tej współpra­cy mówiono podob­no od daw­na. Choć raczej trak­towano go w sferze plotek niż pewniaków.

Gdy­bym cofnął do lat osiemdziesią­tych i eksplorował scenę klubową zachod­niego wybrzeża US&A, to dokład­nie tak wyobrażałbym sobie muzykę taneczną za dwie — trzy dekady.

Jak zwyk­le w przy­pad­ku Dam-Fun­ka spodziewać się moż­na brzmień klasy­cznych syn­teza­torów z korzeni­a­mi zapuszc­zony­mi w cza­sach, gdy Don John­son wcielał się w rolę Son­ny’ego Crock­et­ta w “Mia­mi Vice”. Doda­jąc do tego szczyp­tę współczes­nych paten­tów pro­duk­cyjnych dosta­je­my mate­ri­ał nos­tal­giczny, ale i doskonale sprawdza­ją­cy się na dzisiejszych parkietach.

Sprawdź na: YouTubeSpo­ti­fy

NxWorries

Yes Lawd!”

Pro­jekt będą­cy efek­tem współpra­cy przed­staw­ionego już tutaj Państ­wu wokalisty Ander­son .Paa­ka oraz niezwyk­le płod­nego pro­du­cen­ta Knxwledge’a. Ten dru­gi na swoim kon­cie ma nie tylko nie­zlic­zoną ilość włas­nych bit­te­jpów czy innych mik­ste­jpów, ale również kil­ka bard­zo poważnych współprac z main­streamowy­mi rape­mi — wymieni­a­jąc choć­by Kendric­ka Lama­ra, Joey’a Bada$$a, Action Bron­sona czy Ghost­face Killah.

Porównu­jąc do wspom­ni­anego na początku tego zestaw­ienia “Mal­ibu” Ander­sona, “Yes Lawd” jest zde­cy­dowanie bardziej spoko­jny, momen­ta­mi moc­no wręcz melancholijny.

Ale pozwól­cie, że zacy­tu­ję się sam:

(…) nie wiem, który album był lep­szy — solowe “Mal­ibu” czy ten wspól­ny jako NxWorries…

Ale czy pozy­c­ja w rankingu “lep­szoś­ci” ma jakiekol­wiek znacze­nie jeśli mówimy o zaje­biś­cie dobrej muzyce?

Sprawdź na: Band­camp | YouTubeSpo­ti­fy

Noname

Telefone”

Kobiecych głosów, który z taką samą łat­woś­cią śpiewa­ją refre­ny, jak i niezwyk­le płyn­nie rapu­ją zwrot­ki nigdy nie za wiele.

Obec­nie to podob­no jed­na z naj­goręt­szych debi­u­tan­tów na amerykańskim rynku, więc ciekaw jestem który z artys­tów sięg­nie po nią w pier­wszej kole­jnoś­ci i dzię­ki które­mu gościn­nemu wys­tępowi dostanie swo­ją “chwilę”. Sko­ro na jej pły­cie pojaw­ia się Rau­ry, który z kolei grał europe­jską trasę sup­por­t­u­jąc Mack­le­more’a to może…

Tak czy inaczej — Non­ame zde­cy­dowanie na swój moment zasługuje.

Sprawdź na: Band­camp | YouTubeSpo­ti­fy


MENU:  [A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – J] [K – L]
[M – N] [O – P] [Q – R] [S – T] [U – V] [W – X] [Y – Z]


Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13