Sporo ciekawych materiałów uzbierało się przez ostatnie dwa tygodnie piąteczkowej absencji. Ale już, już. Nadrabiamy zaległości.
I obiecuję, że w środku takie smakołyki, że post sam się będzie udostępniał. Ahoj, propagando sukcesu!
Łódź, której nie znam
Dorastałem w centrum Polski, w oddalonym o 50 kilometrów od Łodzi Tomaszowie Mazowieckim. I ta jej bliskość powodowała, że stolica włókiennictwa pojawiała się w różnych momentach mojego życia.
Tam jeździłem do skejtszopów po szerokie koszulki. Tam odwiedzałem sklepy z winylami — najpierw komis chyba na Jaracza, potem Skylarka. Jedyne dwa mecze piłki nożnej, które zobaczyłem na żywo zaliczyłem właśnie tam.
Tam leżałem w szpitalu, przyjeżdżałem na koncerty, wystąpiłem w pierwszym teledysku, a potem stałem za kamerą lub robiłem fotodokumentacje kolejnych.
Tam jeździłem na targi komputerowe i FotoFestiwal. Dzięki temu drugiemu miałem szansę zobaczyć pofabrykanckie wnętrza budynku, w którym obecnie znajduje się hotel Andel’s koło Manufaktury (ta wtedy była jeszcze w budowie) oraz to co kryło się w przestrzeniach na Tymienieckiego zanim zajął się nimi Art_Inkubator.
A dzięki przyjacielowi studiującemu architekturę (a obecnie pracującemu w Zaha Hadid Architects — pozdro Def!) miałem okazję zaliczyć kilka fabryk, które już zmiotło z planu miasta. Na przykład Uniontex.
Mieszka tam wielu moich przyjaciół i z chęcią wracam. Choć nie ukrywam, że za rzadko.
Choć znam to miasto od różnych stron, to jednak nie poruszam się po nim wyjątkowo sprawnie i nie czuję się tam jak ryba w wodzie. A opublikowany przez F5 ranking dziesięciu miejsc, które trzeba w Łodzi odwiedzić mnie zaskoczył. Bo z wymienionych tam lokalizacji widziałem tylko Cmentarz Żydowski. I nawet nie wiedziałem, że EC1 już gotowe…
Zdecydowanie trzeba nadrobić!
Ranking zobacz tutaj: [ KLIK KLIK KLIK ]
Super retro bohaterowie
Pamiętam, jak kilka lat temu zabrałem odwiedzających Kraków Rodziców do Muzeum Czartoryskich, by zobaczyć “Damę z gronostajem”. To musiało być strasznie dawno temu, bo muzeum owo od kilku ładnych lat nie może doczekać się końca remontu.
W każdym razie, w sali obok odbywała się tymczasowa wystawa fotografii Michała Pasicha składająca się z portretów polskich artystów (głównie aktorów) stylizowanych na malarstwo Rembrandta.
Francuski fotograf Sacha Goldberger postawił sobie kilka ciekawych pytań. Co by było, gdyby R2D2 był baronem? Co by było, gdyby Superman urodził się w XVI wieku? Jak wyglądałby portret Królewny Śnieżki namalowany przez Van Dyke’a?
Postanowił sam sobie na te kwestie odpowiedzieć i stworzył prace w stylu flamandzkich malarzy przedstawiające… superbohaterów oraz postaci ze świata sci-fi. I tak, serię “Super Flemish” poświęcił głównie bohaterom komiksów Marvela, jak Spider-man, Batman, Joker czy Hulk; “Flemish in the stars” przedstawia bohaterów Gwiezdnych Wojen, a “Family Portrait” to portrety grupowe, np. Batmana z Robinem i Jokerem czy Luke’a Skywalkera i księżniczki Lei.
Zobacz więcej: [ KLIK ] / [ KLIK ] / [ KLIK ]
Ludzki pantone
Pantone to amerykańska firma działająca w branży poligraficznej. Najogólniej rzecz ujmując zasłynęła ze stworzenia pewnego rodzaju kodu kolorystycznego, który zamyka we wzornikach. Czyli takimi wachlarzykami, które zawierają różne odcienie różnych kolorów.
Swoim wieloletnim doświadczeniem zdobyli pozycję trendsettera. I co dwanaście miesięcy wybierają również “kolor roku”, który potem stosowany jest we wszystkich projektach świata — od apaszek i majtek po szaty graficzne stron internetowych…
Brazylijska fotografka Angelica Dass stworzyła projekt, który pokazuje ludzką różnorodność w kontekście kolorystycznych odcieni. Odcieni skóry. Którym przypisuje odpowiedni numer z palety Pantone’a. I wygląda to całkiem spektakularnie!
Zobacz tu: [ KLIK KLIK KLIK ]
Miś z Yellowstone
Na początku lat 90. przeprowadziliśmy się do nowego budownictwa. Jednym z tamtejszych dobrodziejstw była osiedlowa sieć kablowa, dzięki której odbieraliśmy m.in. MTV, Vivę Zwei i Cartoon Network.
Ale zanim to nastąpiło, dostęp do kreskówek sprowadzał się do wieczorynek o 19:00 oraz kompilacji bajek Hannah Barbera na taśmach VHS. A że nie były one jakoś wyjątkowo łatwo dostępne, to w domu posiadaliśmy chyba tylko dwie części. Więc znaliśmy je na pamięć.
Obok przygód futurystycznych Jetsonów i pierwotnych Flinstone’ów można było znaleźć tam perypetie mieszkającego w parku Yellowstone niezdarnego misia Yogi.
Po latach dopiero dowiedziałem się, że ten park to wielkie dziedzictwo naturalne Ameryki. Że faktycznie znajdują się tam gejzery (motyw przewijający się często w kreskówce) i faktycznie mieszkają tam niedźwiedzie brunatne.
National Geographic uruchomił niedawno niezwykłą stronę, która pozwala wybrać się w interaktywną przygodę po Yellowstone. I momentami pozwala zobaczyć ten obszar… oczami misia.
Świetny storytelling, dużo fajnych informacji, ciekawy technologicznie projekt. Wszystko jest tu na tak. Nawet jak nie chce Ci się czytać, to i tak spędzisz tu miło czas. A jak chce Ci się czytać, to najlepiej zrób to głosem Davida Attenborougha. Albo chociaż Krystyny Czubówny.
Klikaj: [ KLIK KLIK KLIK ]
Kosmiczne GoPro
Jest kilka marek, które kocham bezgranicznie za to co robią dla kultury, sztuki, sportu czy nauki. Wśród nich są Google, Red Bull i GoPro.
Pamiętam, że byłem pod ogromnym wrażeniem, gdy zorientowałem się, że w trakcie swojego skoku ze stratosfery Felix Baumgartner miał przyczepione do kombinezonu kamerki GoPro. W sensie — poleciał z nimi na 39 kilometrów do góry, one to przetrwały i wszystko pięknie zarejestrowały… #wszoku
Ale jeszcze bardziej przecierałem oczy ze zdumienia, gdy okazało się, że w listopadzie zeszłego roku kamery tej firmy zamontowano na rakiecie, która wspięła się na ponad 120 kilometrów… Materiał wideo jest fenomenalny. Kurde, na prawdę żyjemy w ciekawych czasach!
Poczytaj tu: [ KLIK KLIK KLIK ]