Jakiś czas temu znajoma wspomniała mi o wyzwaniu, które sobie rzuciła w związku ze świętowanym ćwierćwieczem. Brzmiało ono: zobaczyć 25 koncertów w ciągu 12 miesięcy.
Spodobało mi się do tego stopnia, że stosowny punkt wpisałem do swojej bucket listy. Numer 51: Zaliczyć w ciągu 12 miesięcy ilość koncertów równą swojemu wiekowi. I postanowiłem zrealizować to w 2015.
Czy udało się ten plan zrealizować opowiem Wam w najbliższym czasie. Niezależnie od wyniku, odpuściłem w tym roku wiele fajnych wydarzeń.
Ale tylko trzech tak na prawdę żałuję.
Miuosh i Jimek w NOSPRze
Dowiedziałem się o tym projekcie, gdy bilety na ogłoszony termin były już wyprzedane. Pojechałem specjalnie do Bonarki między innymi po to, by potwierdzić internetowe plotki o możliwym drugim terminie. Wróciłem z potwierdzeniem, ale na niego też nie zdążyłem z zakupem biletów.
Z pomocą przyszedł Fejsbuk. Po dramatycznej odezwie z prośbą o pomoc, dostałem propozycję otrzymania akredytacji z ramienia redakcji muzycznej jednego z portalów.
Im bliżej terminu, tym bardziej załatwiona akredytacja stawała się coraz bardziej mglista. Stroną zawodzącą okazał się tu management artysty, który po prostu zaczął się z tematu wycofywać, a na ostatnim etapie nawet odbierać telefony.
W dniu koncertu pojechałem w ciemno pod NOSPR i czekałem na potwierdzenie do samego końca. Nie udało się. Zrobiłem sobie samojebki ze spotkanym na miejscu Joką i Feel-Xem i wkurwiony wróciłem do domu.
Ostatecznie udało mi się zobaczyć ten projekt w innych okolicznościach i niestety nie w budynku Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. I nie było już tak magicznie.
Przed Świętami zorganizowano jeszcze jeden występ artystów w nowej sali koncertowej Katowic. Ale odpuściłem temat zupełnie. Bo w sumie…
Na początku roku zwariowałem na punkcie tego projektu. Na koniec w sumie był mi już zupełnie obojętny.
Milian 80!
O matko, jak bardzo chciałem to zobaczyć.
Z okazji 80. urodzin Jerzego Miliana — jednego z ojców polskiego jazzu — zorganizowano benefis. W związku z nim na ten jeden jedyny wieczór reaktywowano legandarną Orkiestrę Rozrywkową Polskiego Radia i Telewizji. Której Milian był dyrektorem i dyrygentem.
Tego wieczoru na scenie pojawić się miały legendy polskiej estrady — z Krzysiem Krawczykiem, Zbychem Wodeckim i Alą Majewską na czele.
Bilety za nieziemsko śmieszne pieniądze (35 złotych) kupiłem natychmiast, gdy się o tym wydarzeniu dowiedziałem. I odliczałem kolejne dni do niego.
Milian 80! wydarzyć się miał w czwartek. Poniedziałek był dniem świątecznym — drugim dniem Wielkanocy, a w piątek organizowałem huczne urodziny w Poligamii. Więc tydzień ów zapowiadał się wybornie.
Niestety rzeczywistość okazała się brutalna.
Święta wielkanocne przeleżałem pod kołdrą z chyba najgorszym wirusem jakiego przechodziłem w ostatnich latach. I trwało to przez kilka kolejnych dni. Chcąc stanąć na nogi do piątku, benefis pana Jerzego odpuściłem.
A ponoć był ogień.
Choć przyznam szczerze, że trochę jestem zaskoczony. Bo wydarzenie tak wyjątkowe przeszło w mediach praktycznie całkowicie niezauważone. Poza Trójką trudno było o nim gdziekolwiek usłyszeć wcześniej. A po samym benefisie ciężko było o jakąkolwiek relację. Do dziś nie udało mi się trafić na żadną galerię zdjęć.
Trochę smuteczek.
Polskie Karate na moich urodzinach
To było drugie podejście do tego koncertu.
Pierwszy raz w planach miałem ich dwa lata temu — przy okazji imprezy na 30. urodziny. Niestety dość szybko okazało się, że termin zbiega się z zagranicznym koncertowaniem Mamy Selity, co skutecznie wyeliminowało Igora z tychże planów.
Zamiast Karateków dostałem wtedy mega wielką niespodziankę. Wyga wsadził do auta Kasa i zagrali jako Afront. I to było chyba największe spełnienie marzeń. Zwłaszcza, że miałem okazję w trakcie tego występu puszczać im bity. LOVE.
Tym razem wszystko zapowiadało się zacnie. Ale na ostatniej prostej okazało się, że w urodzinowym tygodniu rozchorowałem się nie tylko ja. Z racji problemów ze strunami głosowymi Janka musieliśmy i tym razem temat odwołać.
Mam nadzieję, że jeszcze zrobimy to jeszcze kiedyś, zuchy!