Zacząłem pisać tekst o serialowych rekomendacjach tej jesieni. Ale wyszło jak zwykle — rozpisałem się na tyle, że kontentem obdzielić mogę kilka samodzielnych postów.
A na pierwszy ogień — serial z kategorii political fiction.
Kiefer wyznaczony do przeżycia
“Designated survivor” to wywodząca się z czasów zimnej wojny ważna funkcja w amerykańskiej polityce.
Pełni go członek gabinetu, który przymusowo zwolniony jest z obserwowania wystąpienia prezydenta przed obiema izbami Kongresu z ław Kapitolu. Umieszczony jest w odosobnieniu, by na wypadek jakiejś katastrofy zapewnić konstytucyjną ciągłość działania państwa i stanąć na jego czele.
I tak tak właśnie poznajemy Toma Kirkmana. W trakcie przemówienia prezydenckiego orędzia w Kongresie wybucha bomba uśmiercająca praktycznie wszystkich obecnych na sali.
W wyniku tych wydarzeń na czele kraju staje bezpartyjny sekretarz do spraw urbanizacji, który nie posiada zbyt dużego doświadczenia politycznego. Ponieważ każdy chce wykorzystać osłabioną pozycję US&A, grany przez Kiefera Sutherlanda dość szybko musi zmierzyć się z kryzysami wewnętrznymi oraz zagrywkami z różnych stron świata.
To nie jest domek z kart
Podejmowanie decyzji pierwszoplanowemu bohaterowi ułatwia głowa na karku oraz solidny kręgosłup moralny. I to sprawia, że Tom Kirkman jest całkowitym przeciwieństwem Franka Underwooda z “House of cards”. Bo tutaj knują wszyscy dookoła. A główny bohater z każdej sytuacji stara się wyjść tak, by nie ucierpiał absolutnie nikt.
Konstrukcja fabularna “Designated Survivor” stworzona jest w iście amerykańskim stylu. Mamy bohatera mierzącego się z codziennymi problemami (w każdym odcinku pojawiają się średnio 2–3 bieżące tematy). Mamy problemy na tle rodzinnym (dawne tajemnice wypływają na wierzch wraz z objęciem najważniejszej funkcji w państwie). Mamy również skomplikowaną intrygę, której rozwikłanie poznamy na koniec sezonu (lub na bazie której pociągniętych zostanie kolejnych ‑naście serii).
Zaryzykuję stwierdzenie, że serial nie posiada jakiejś szczególnie utytułowanej obsady. “Prezydent” Sutherland do tej pory najbardziej kojarzony jest z rolą Jacka Bauera z “24 godzin”, grająca jego żonę Natascha McElhone to Karen z “Californication”, grający rolę szefa prezydenckiego sztabu Adan Canto to jeden z przydupasów Carolla w “The Following”, a grający rzecznika rządu Kal Penn to Kumar z przygłupawej sagi o “Haroldzie i Kumarze”, którzy po upaleniu się w kolejnych odcinkach serii robią różne głupie rzeczy. Oraz Taj z “Wiecznego studenta”.
Czy to wszystko w czymkolwiek przeszkadza? Zupełnie nie. Wszyscy przepięknie sprawdzają się w swoich rolach. I może dzięki temu serialowi spojrzę na nich w przyszłości nieco bardziej przychylnym okiem. Zwłaszcza na Penna, który gra tu wręcz fenomenalnie.
Polska Ekipa
Wszystko fajnie, tylko od pierwszych odcinków mam nieodparte wrażenie, że… ja już to gdzieś widziałem. A konkretniej — w polskiej “Ekipie”.
To powstałe w 2007 political fiction, którego fabuła rozpoczyna się od dymisji posądzanego o współpracę z SB premiera. Jego fotel obejmuje nikomu nieznany wykładowca — ekonomista z Zamościa. Podejmowanie decyzji ułatwia mu głowa na karku oraz solidny kręgosłup moralny.
Serial bardzo dobrze napisany i jeszcze lepiej obsadzony. W rolę niedoświadczonego w politycznym boju premiera wciela się tu Marcin Perchuć, Krzysztof Stroiński pełni funkcję szefa Kancelarii Premiera, Andrzej Seweryn gra prezydenta, a Janusz Gajos — poprzednika Perchucia.
Reasumując
Nie będę ukrywał, że pierwsze dwa sezony “House of cards” wciągnąłem na jednym wdechu. I choć słyszałem, że ten ostatni, czwarty jest zdecydowanie najlepszy — nie jestem w stanie do niego się przełamać po obejrzeniu odcinka o numerku S04E01. Ale i tak w prywatnym rankingu seriali o politycznej fabule historia Underwooda zajmuje zasłużone pierwsze miejsce.
Jeśli tak, to “Wyznaczony do przeżycia” zamyka podium, ustępując dwójkę polskiej “Ekipie”. Ale i tak prezydentowi Kirkmanowi / Sutherlandowi daję solidne 7 na 10. Bo to na prawdę fajny serial w sam raz na jesienne wieczory.