Bawię się w blogowanie prawie od pięciu lat. Równiutko rok temu postanowiłem wystartować pod własnym szyldem — pierwotnie na blogspocie, ostatecznie zatrzymując się tutaj. Dwanaście miesięcy od pierwszego posta wypadałoby trochę się wytłumaczyć z aktualnej sytuacji i hulającego dłuższych przestojów tutaj. No to, podsumowuję zatem obecną sytuację.
Kilka razy już o tym pisałem, napiszę raz jeszcze. Zakładając MyNameIsAks chciałem po prostu zacząć pisać. Nie miałem bliżej określonej tematyki. Nie chciałem by był to blog z kategorii “drogi pamiętniczku”, gdzie opisywałbym że wstałem rano, (przesłuchałem wszystkie płyty), pojechałem do pracy, zjadłem obiad i wróciłem samochodem omijając korki… Wiedziałem tylko, że chcę pisać o technologiach, internecie i kulturze. Z czasem zacząłem tracić trochę koncept na kolejne teksty i granica zaczęła się zacierać.
Z jednej strony zależało mi (i nadal zależy), by dawać ludziom ciekawe teksty. Z drugiej — mam świadomość, że im rzadziej piszę, tym mniej osób tu zagląda. I szczerze mówiąc, nigdy nie miałem zamiaru walczyć o pierwszą ligę blogerów, statystyki czy zwiększanie liczby czytelników.
Trochę tłumaczę się w ten sposób z totalnej nieregularności w postowaniu. Mam świadomość, że jeden post na miesiąc to za mało, ale wolę być w zgodzie sam ze sobą, niż pisać posty na siłę. Fajowe jest to, że udało się zgromadzić kilku stałych czytelników. Wielkie dzięki dla wiernego Janka L., który co chwilę zapytuje na fejsiku o nowe posty. Ba, to właśnie on uświadomił mi, że dziś mija rok od pierwszego tekstu. Tak więc — Janku, dziękuję :)
Jeżeli tu wracacie, to znaczy, że Wam tu dobrze. Nowe teksty pojawiać się będą, gdy wydarzy się coś wartego opisania. Póki co, wybaczcie — pogoda za oknem nie pozwala na szukanie internetowych syfów i błędów w wirtualnej obsłudze bankowej ;)
Ale równolegle z tym miejscem mam kilka pomysłów na nowe projekty. Część z nich już się zaczęła dziać, części potrzeba publicznej deklaracji, żeby nabrały rozpędu. Tenże post postanowiłem zatem poświęcić takowym deklaracjom, a w przyszłym roku spróbuję się z nich rozliczyć.
Dzieje się
Postanowiłem zrobić użytek z wykupionej kilka lat temu domeny. Do tej pory wykorzystywałem głównie jako imienny alias mejlowy, choć od jakiegoś czasu kombinowałem ze stworzeniem czegoś w postaci portfolio. Ostatecznie stanęło na mikroblogu, na którym publikować będę materiały inspirujące mnie w tej bardziej zawodowej działalności. Póki co znajdziecie tam wyłącznie filmy z różnego rodzaju case study projektów webowych, offline’owych lub po prostu kreatywnych pomysłów. Z czasem pewnie zostanie to poszerzone o wybrane prezentacje ze SlideShare’a i innego rodzaju ciekawostki znalezione w sieci. Pewnie dla kilku osób będą to suchary, ale mam nadzieję, że chociaż część z Was zainteresują. Zaglądajcie, lajkujcie posty i podawajcie adres dalej, jeżeli spodobają Wam się publikowane tam rzeczy.
Alright, trzeba to w końcu powiedzieć na głos. Kilka miesięcy temu obwieściliśmy światu, że Exformers przestaje być serwisem kulturalnym, a pod owym szyldem powstaje studio produkcji wideoklipów. Z racji mojego mieszkania w Krakowie i reszty (zdecydowanie lepiej odnajdującej się w nowej rzeczywistości) części teamu stacjonującej w Łodzi, w sposób trochę naturalny wyszło, że moje związki z tym brandem uległy znacznemu rozluźnieniu. Nadal wspieram chłopaków w tym co robią i w miarę możliwości będę starał się włączać w ich działania.
To były fajne cztery lata z kulturą i sportami alternatywnymi. Udało mi się poznać fajnych ludzi, napisać kilka niezłych tekstów i zgromadzić ciekawych sympatyków poruszanej tematyki, głównie za pomocą kanału facebookowego. Chwilę temu postanowiliśmy, że tamtejszy fanpage również przejdzie transformację w kierunku tematyki związanej z branżą wideo. Żeby wypełnić pustkę, uruchomiłem osobnego fanpage’a, czyli Kreatywne Kreatury, na którym zamierzam kontynuować pisanie o kulturze.
Na chwilę obecną nie jestem przekonany czy zostanę przy tej nazwie. W pewnym sensie jest to kontynuacja pewnego innego serwisu (Kreatywne Kreatury), nad uruchomieniem którego zastanawiałem się blisko dwa lata temu, ale ostatecznie postanowiłem go ubić. Zawsze jednak kombinując nad wymyśleniem nazwy dla projektu, dążę do tego, żeby była chwytliwa i łatwo zapadająca w pamięć. Spróbujcie przypomnieć sobie, a tym bardziej wymówić nazwę Kulturalne Kreatury po czterech piwach na głośnej imprezie w klubie ;)
Nie będę się pewnie porywał na zakładanie nowego serwisu. Nie wiem też jak długo Kreatury pociągną.
Póki co — próbuję.
Zawieszone w próżni
Projekt wiszący chyba najdłużej… Nazwa wymyślona blisko dwa lata temu. Przez dość długi czas wykupiona domena przekierowywała na facebookową stronę (która swoją drogą cieszy się ogromną popularnością u Azjatów — ponad 40% fanów pochodzi z Indii, Pakistanu czy Bangladeszu). Chwilę po zakupie nowego sprzętu foto postawiłem tam bloga, który poza zdjęciem Gienka Loski uchwyconego w pierwszym tygodniu testowania aparatu świeci pustkami. Na dysku wciąż zalegają i czekają na obróbkę całkiem fajne fotosy z krakowskiej wizyty Gumballa, exformersowych klipów czy paryskich ulic, więc liczę że w końcu ogarnę dupsko i coś pod tą domeną powieszę.
Często z Karolą jadamy na mieście. Powodów jest wiele — albo czas, albo wygoda, albo chęć sprawdzenia nieznanych nam potraw / smaków, albo w celu odwiedzenia rekomendowanych przez znajomych miejsc, albo chęć odkrycia jakichś swoich zakątków, albo… No, po prostu — bywamy, jadamy, degustujemy i mamy na ten temat swoje przemyślenia. Temat opisywania tego w jednym miejscu wjechał na tapetę jakieś 2–3 miesiące temu. Utknąłem — standardowo — na wyborze odpowiedniego szablonu na bloga i chwilowo skończyło się na założeniu facebookowej strony i zyskaniu siedmiu osób. Co prawda dochodzą mnie słuchy, że ludzie pytają na mieście co z tym projektem. Podobny wątek u siebie podjął Krzysiek Gonciarz (swoją drogą — w pierwszej kolejności do sprawdzenia Mała Francja!), który na swoim blogu rozpoczął identyczny cykl, co odrobinę mnie demotywuje do działania, żeby mieszkając w tym samym mieście nie wchodzić sobie w paradę… Zapał chyba nadal jest, a co z realizacją? Pewnie ruszy trochę bardziej z kopyta, gdy zrobi się chłodniej i wizyta w knajpce przestanie konkurować z piwkiem w plenerze czy rowerową eskapadą.
Najświeższy, najodważniejszy i… chyba najdziwniejszy z moich pomysłów. Otóż, postanowiłem zostać szmaciarzem, tfu… szafiarzem. A konkretniej — czapkarzem :) Modowe blogowanie jest dla mnie totalną abstrakcją, więc czemu by nie spróbować? Lubię czapki. Prozaiczne, co nie? Choć miejsca na półce trochę zaczyna brakować (ku mojemu zdziwieniu Karolka sama zaproponowała ostatnio, żeby ogarnąć na nie osobne miejsce w domu), to za eksperta w temacie się nie uważam. I choć większość to egzemplarze sieciówkowe ogarniane za grosze, to przy ich wygrzebywaniu mam niemałą zajawkę.
Nie mam pojęcia jak to ogrywać będę na zdjęciach, bo i kto by chciał oglądać moją tłustą gębę (może za te wyimaginowane dwadzieścia kilogramów mniej byłoby trochę lepiej). Traktuję to bardziej jako powrót do fotografii produktu, którą niemalże na skalę masową przećwiczyłem kilka lat temu w Supersklepie pod okiem Maćka Ciocha. Hejterzy pewnie będą hejtować, ale fuck it. Zobaczymy na czym stanie. Póki co ruszył fejsbuk, więc zalajkuj.
Podsumowawszy
Zastanawiam się czy takie rozproszenie wyjdzie mi na dobre… Nie wiem. Być może za kilkanaście miesięcy dojdę do podobnych wniosków jak Michał Górecki — że jednak gromadzenie treści w jednym miejscu ma większy sens, a część tematów po prostu trzeba ubić… Czas pokaże.
W każdym razie — trzymajcie kciuki.