Dwa lata temu w drodze ze Szczyrku do Zakopanego zahaczyliśmy o Wadowice, by zaopatrzyć się w kremówki. Moją uwagę przykuł wtedy mieszczący się na rynku lokal o nazwie Bread and milk. A w zasadzie – jego wyjątkowe wnętrze. Nie mieliśmy wtedy czasu na dłuższy postój, ale obiecaliśmy sobie, że kiedyś tu wrócimy. I kilka chwil temu nadarzyła się ku temu okazja.
Weekend poza Krakowem
Planów na ów feralny weekend miałem wiele.
Kusił SnowFest Festival w Zakopanem z perspektywą ponownego zobaczenia na żywo Rootsa Manuvy i kilku innych ciekawych wykonawców. Kusił stołeczny koncert Mobb Deepa, przed którym w ramach supportu wystąpiło zaprzyjaźnionych Dwóch Warszawiaków. Kusiła i Łódź, gdzie najpierw Metrowski zagrał swój Dilla Tribute, a dnia następnego tenże on wraz z Wygą rejestrowali kolejne utwory na wspólny projekt.
Wszystkie te opcje miały jeden wspólny mianownik – pojechałbym sam.
A że potrzebowaliśmy spędzić trochę wspólnego czasu, to razem z Karolką i kundlem zapakowaliśmy się do auta i wyruszyliśmy w kierunku Lanckorony, by spędzić weekend w tamtejszej Willi Tadeusz.

Boreas Cantine
W sobotnie popołudnie, po całym dniu spacerów – najpierw po lanckorońskim wzgórzu zamkowym, a później po lasach Kalwarii Zebrzydowskiej żołądki z głodu przyklejały nam się do kręgosłupa. Do Wadowic postanowiliśmy więc wpaść wyłącznie w celach obiadowych. Miejsce docelowe było oczywiste.
Po dotarciu na papieski plac okazało się, że miejsce Bread and Milk zajęło Boreas Cantine. Zmiana to dość świeża, bo jak wynika z fanpage’a „B&M” z małopolskiej mapy kulinarnej zniknęli w połowie 2015. Zresztą w widoku „street view” na mapach Google’a pod tym adresem nadal widnieje poprzedni lokal.
Ale wnętrze pozostało prawie całkowicie bez zmian. Więc postanowiliśmy dać mu szansę.

Na powitanie nasz zapał zgaszony został informacją, że niestety pies z nami nie wchodzi. Szczęśliwie po sobotnich wędrówka nie robiło mu różnicy czy spać będzie pod stolikiem czy w zaparkowanym nieopodal aucie. Tak czy inaczej – na starcie złapane punkty ujemne. I nasze negatywne nastawienie.
W menu do wyboru burgery, mięsa, cztery rodzaje makaronów, jakieś ryby oraz kilkanaście rodzajów pizzy. Przyznam szczerze, że jedna z nich przy stoliku obok wyglądała całkiem fajnie. Po szybkich oględzinach karty postanowiliśmy jednak zamówić pesto burgera dla Karoli i steka medium dla mnie.

No i kurcze, nigdy nie rozumiałem knajp, które obsługują według takiego schematu: wchodzimy razem, zamawiamy razem, rachunek płacimy wspólny… a dania podawane są nam osobno… Przecież nawet McDonald’s nie wydaje zamówienia, dopóki nie skompletuje go w całości…
Burger
Najpierw wjechał Karolki burger. Składał się z cienkiej bułki, wołowiny, sałaty, mozarelli, pesto i pomidora. Komentarz dotyczący walorów wizualnych i – jak się chwilę później okazało – również smakowych udało mi się zamknąć w jednym zdjęciu:

Komentarz Karolki: zupełnie bez smaku.
Stek
Gdy zostały dwa ostatnie kęsy burgera, pojawił się i stek. W towarzystwie frytek, sosu bbq i ostrej ogórkowej sałatki.

Mięcho zdjęte zostało trochę zbyt wcześnie z ognia, bo było bardziej blue niż medium. Ale w gruncie rzeczy całość była poprawna. I tylko poprawna.
Zjadłem w pośpiechu, bo Banksy czekał w aucie, a Karola przy pustym talerzu.
Nie polecamy
Zapłaciliśmy i wyszliśmy. Ze sporym niesmakiem. Bo mimo wszystko knajpa zapowiadała się na całkiem fajne miejsce. W skali od 1 do 5 daję słabą dwójkę. Za ładne wnętrze i całkiem nieźle wyglądającą pizzę przy stoliku obok.
Raczej nie wrócimy. I Wam też proponuję wybór jakiejś alternatywy.
No właśnie – a gdzie w Wadowicach, jeśli nie w Boreasie?
Wszelkie wskazówki na przyszłość mile widziane.
Boreas Cantine | Wadowice, Plac Jana Pawła II 9 (street view) | www | facebook