Co prawda w kolejce do opisania czeka kilka innych miesc, ale w związku z otwarciem nowego foodtrucka w Krakowie, postanowiliśy podsumować dzisiejszą degustację.
Frytki w Polsce nie cieszą się dobrą sławą. W zasadzie – tak samo jak burgery – kojarzone są ze śmieciowym jedzeniem, które powinno omijać się szerokim łukiem. Kojarzone są głównie jako przystawka do burgerowego dania głównego w sieciówkach. Lub jako ociekające tłuszczem przetworzone produkty ziemniakopodobne serwowane na wagę (10dkg, 20 dkg, itd) w szarej papierowej torbie w budzie obok dworca (sól obowiązkowo w słoiku z podziurawioną nakrętką).
Wiele osób próbowało zaszczepić w Polsce ideę serwowanej z różnymi sosami frytki belgijskiej. Kilka lat temu zajadaliśmy się nimi w mieszczącym się na Starowiślnej w Krakowie barze Flandria. Potem przez moment na rogu Dietla i Krakowskiej funkcjonowały Frytaski (ze swoim sloganem: „Zajaraj się belgijskimi frytkami”).
Niestety, krajanie nie do końca gustowali w tego typu punktach gastronomicznych i właściciele belgijskich eksperymentów pozwijali swoje kramy. A dziś, wraz z ogromną falą zainteresowania burgerami i foodtruckami, wszystko wskazuje na to, że otwiera się dobry czas i dla frytek.
Kilka tygodni temu zapytałem społeczność Krakowskich Wieści Spożywczych o to, gdzie w stolicy Małopolski zjeść można najlepszego ziemniaka poddanego obróbce termicznej w głębokim oleju. I choć w odpowiedzi padło kilka rekomendacji (Dorshe, Frytka Bar, Omom), a żadnego z polecanych punktów nie zdążyliśmy jeszcze sprawdzić, to po dzisiejszym otwarciu się nowego punktu o nazwie… Frytki Belgijskie w Krakowie wiemy, że na lokalnej mapie pojawił się groźny gracz.
Wybór lokalizacji wydaje się całkiem trafny – do parkingu na rogu Wąskiej i Wawrzyńca dostać się równie łatwo z Placu Nowego, Szerokiej, Starowiślnej czy spacerkiem znad Wisły. Dodatkowo umiejscowienie budki pod muralem Pila Peleda (wykonanego w trakcie tegorocznej edycji Festiwalu Kultury Żydowskiej) zdecydowanie ułatwia wskazywanie drogi do tego miejsca.
Po tym przydługim wstępie przejdźmy do konkretów. W prowadzonej przez przesympatycznych młodych ludzi budce zjeść można… belgijskie frytki (d’oh!), serwowane w przeróżnymi sosami i podawane w rożku o dwóch rozmiarach: porcja mała za 7pln i porcja duża za 9pln.
Zamówiliśmy fryty w obu rozmiarach w towarzystwie sosu duńskiego i miętowego (!). Za całość zamówienia, z okazji otwarcia (i bycia już fanem na Facebooku) zapłaciliśmy… pięć złotych. Pomijając fakt, że standardowe ceny za tej jakości szamę nie są wygórowane, to dziś przy płaceniu aż się roześmiałem.
Wnioski z testów?
Frytki to idealnie wysmażone, cięte krótko i całkiem grubo ziemniaki belgijskie. Sos duński o fajnym, kwaskowym posmaku idealnie wkomponował się jako dodatek dodla głównego bohatera. Ale – proszę Państwa – absolutnym hitem okazał się sos miętowy. Trochę się z początku go obawiałem, jednak po krótkiej rozmowie na temat jego przygotowania (własnoręcznie przygotowywane przez właścicieli pest z mięty wymieszane z majonezem) nabrałem odwagi i był to zdecydowanie jeden z najlepszych dodatków, jakie ostatnimi czasy zdarzyło nam się spróbować.
Podsumowując: WARTO. Ceny przystępne, jakość świetna.
Gorąco polecamy eksperymenty z mniej standardowymi sosami.
Swoją drogą, fajnie tam zajrzeć choćby po to, by porównać jak bardzo zmienił się ten fragment Kazimierza w stosunku do tego, co widać na google’owych zdjęciach.
Wrócimy wkrótce. I tym razem spróbujemy sosu andaluzyjskiego i czosnkowego.
Foodtruck „Frytki Belgijskie w Krakowie” | Kraków, ul. Wawrzyńca 14 (street view) | www | facebook