W grudniu zeszłego roku przeniosłem się do Play’a, przy okazji wchodząc w posiadanie Sony Xperii S. Słuchawki tej szukałem dosyć długo — pytałem na infolinii, pytałem w salonach w Krakowie, Tomaszowie, Piotrkowie, Łodzi i Zakopanem. W tym ostatnim gość z obsługi wyszukał mi w systemie informację, że jedyny model dostępny jest w Nowym Targu. I ostatecznie tamże udało mi się go zdobyć.
Od dwóch lat jestem użytkownikiem systemu mobilnego z jabłkiem. Do posta tego zabierałem się w sumie od czterech miesięcy i traktować miał on o bolesnych kontaktach z Androidem i tym dlaczego w najbliższym czasie jakość tych kontaktów się nie zmieni, ale… dzisiejsza konferencja Facebooka i prezentacja ich nakładki systemowej Home trochę pokrzyżowała mi plany.
Gdy na Fejsie napisałem, że od kilku godzin zaprzyjaźniam się ze wspomnianym urządzeniem, które samo w sobie wydaje się spoko, ale jego system operacyjny jest porażką, w komentarzach rozpoczęła się wielowątkowa dyskusja. Jedni zarzucali mi bycie fanbojem jabłek, inni twierdzili, że trzeba było kupić coś lepszego (w sensie highendy od Samsunga czy HTC), ale i rozsądne głosy od developerów. Ale po kolei.
Czemu uważałem (wtedy), że system jest dziadowski? Pomijając sklep z aplikacjami (bo o tym nie ma sensu pisać w jednym zbiorczym poście), totalnie nie mogłem się odnaleźć w jego interfejsie. Będąc przyzwyczajonym do nawigacji po pulpicie iOSa (kilka ekranów z ikonkami appek rozrzuconych luzem lub w tworzonych przeze mnie katalogach) zamieniłem na zestaw pulpitów ze skrótami do aplikacji oraz różnego rodzaju widgetami oraz listy katalogów z dokładnie tymi samymi aplikacjami tylko w innym porządku. Jeden przycisk z iPhone’a, który służył do wychodzenia do głównego ekranu i wchodzenia w tryb odpalonych aplikacji, zastąpiłem trzema buttonami funkcjonalnymi (wstecz / home / więcej), które dodatkowo developerzy w aplikacjach mogą oprogramowywać na własny sposób — czyli w zależności od tego gdzie jestem, przyciski mogą zachowywać się inaczej i nigdy nie wiem czego się spodziewać po ich wciśnięciu (genialne). Jestem uzależniony od gier mobilnych i aplikacji, a przez moje urządzenie przewija się ich miesiącami niezliczona ilość. Dlatego też jedna z pierwszych poważniejszych niedogodności, które rzuciły się w oczy to sposób deinstalacji appek na androidzie. iOS pozwala wywalić aplikację za pomocą trzech kroków (przytrzymaj dłużej ikonę aplikacji by aktywować funkcję usuwania > kliknij w appkę, którą chcesz wywalić > potwierdź). Android wymaga dwa razy więcej kroków (wejdź na listę aplikacji > znajdź na liście i wejdź do settingsów > wejdź do sekcji Aplikacji > znajdź na liście aplikację i kliknij w jej nazwę > kliknij button Odinstaluj > potwierdź).
Zalatuje fanbojem Apple’a? Tak, zdecydowanie lepiej korzysta mi się z urządzeń z jabłkiem. Głównie z powodu mnogości fajnych aplikacji (tak jak wcześniej wspomniałem — o tym kiedy indziej), ale również prostoty korzystania z samego systemu na urządzeniu. Ale wiele zagadnień związanych z iPhonem czy iPadem mnie po prostu wkurwia. W czasach, gdy producenci wszystkich urządzeń idą ku unifikacji wtyczek w swoich urządzeniach (micro usb), Apple które od zawsze w swoich urządzeniach stosowało niekompatybilne z niczym innym wtyczki, nagle wjeżdża z thunderboltem (czyli kolejnym rodzajem złącza). Czyli wtedy, gdy przestaje mieć znaczenie czy masz Nokię, Alcatela czy Samsunga (każdy z nich miał kiedyś różne gniazda ładowarki), mistrzowie z Cupertino (którzy od zawsze mieli jeden rodzaj kabla kompatybilny wyłącznie ze swoimi produktami) nagle wprowadzają kolejny rodzaj końcówki. Różnica? Użytkownik andka będąc na imprezie z rozładowujacym się telefonem ma 90. procentową szansę, że ktoś go wesprze kablem. Użytkownik jabłka pytając o ładowarkę, musi doprecyzować jaki model urządzenia posiada — jeżeli nowszy sprzęt (iPhone 5 lub iPad 4) to szanse na podładowanie sporo mniejsze.
Swoją drogą osoba, która we wspomnianym wątku na fejsbuku najbardziej cisnęła Applowiczom (od lanserów i egoistów), po kilku miesiącach przesiadła się w pracy na Maczka*. Och, ironio!
* Update po oburzeniu w komencikach: ok, przesiadka jeszcze nie nastąpiła, wyniknie ze względu na lżejsze urządzenia applowskie, a po ewentualnej migracji użytkownik deklaruje, że zamiast OS Xa korzystać będzie z Windowsa, ale Bartku, musisz przyznać, że wszyscy którzy przeczytali tę deklarację przesiadki na jabłko mieli przedni ubaw :)
Dołóż do tego obsługę urządzenia wyłącznie za pomocą iTunesa i okaże się, że ilość wypluwanych na minutę bluzgów stawia mnie w jednym rzędzie z hejterami. Chwila… przecież miałem być fanbojem?
Idziemy dalej. Czemu nie high end typu Galaxy S3 albo HTC One X? Bo nie chciałem telefonu z górnej półki. Ot, po prostu. Chciałem urządzenia z dobrym aparatem (tak, ma to dla mnie znaczenie), wideo w full hd (tak, ma to dla mnie znaczenie) i z obsługą NFC. Wszystkie te rzeczy zagwarantowała mi słuchawka od Sony, więc nie widziałem większej potrzeby wydawania trzy razy większego funduszu na urządzenie, które będzie miało ten sam system operacyjny (pewnie inną nakładkę, ale wciąż — Androida) oraz ten sam sklep z aplikacjami… Ponawiam kwestię ze wstępniaka — z urządzenia jestem zadowolony, z ekosystemu — nie.
Komentarze od developerów dotyczyły głównie otwartości systemu od Google’a, który pozwala na dostęp do konsoli, bebechów i generalnie szybsze tworzenie aplikacji. Zgoda, ale moim zdaniem ta otwartość była głównym powodem jego wolnego rozwoju. W dzisiejszych czasach mobilne systemy operacyjne rozwijają się dzięki tworzonym przez zewnętrznych developerów aplikacjom. Zainstalowanie pirackiej aplikacji (lub po prostu — przesłanej przez kolegę instalki) na iPhonie graniczy z cudem. Na Androidzie żeby przesłać instalkę wystarczy bluetooth albo wifi (więc po co kupować?). Dwa tapnięcia i et voila - gotowe. Dopóki nie zostanie to jakoś sensownie uporządkowane, a użytkownicy androida nie przyzwyczają się do płacenia za mobilne produkty, najciekawsze aplikacje nadal powstawać będą na iOSa, a andek stać będzie w miejscu. Wszystko wszystko w wielkim skrócie, bo appki to temat rzeka i chcę mu dać szansę w osobnym poście (chociaż, znając mnie, nie nastąpi to zbyt szybko ;)).
I dziś dopiero, za sprawą zorganizowanej przez Zuckerberga konferencji prasowej zrozumiałem, że Facebook to najlepsze co mogło się Androidowi wydarzyć. Na wspomnianej prezentacji Zucks i jego załoga zaprezentowali nakładkę na androidowy system operacyjny, który nie tylko w jeszcze większym stopniu integruje fejsika z twoim urządzeniem, ale przede wszystkim… jest najładniejszym i najciekawszym interfejsem jaki widziałem kiedykolwiek na androidzie.
[youtube_sc url=“http://youtu.be/RfRRhycN8nI”]
Sama idea Facebook Home, mimo mojego zdiagnozowanego uzależnienia od FB, jest mi obojętna. Ale trend, który wyznaczają w temacie UI dla tego OSa jest bardzo bardzo słuszny i wierzę, że w całym gąszczu marnych interfejsów na google’owy mobile zaczną przebijać się bardziej estetyczne projekty. I tego sobie oraz wam życzę.
A ciąg dalszy nastąpi. Mam nadzieję.