Chwilę temu wspominałem Wam o pewnej wojnie podjazdowej. Batalii toczonej o miejsca parkingowe pomiędzy sąsiadującymi ze sobą wspólnotami mieszkaniowymi.
Otóż historia ta ma dalszy ciąg. Ale zamiast jak bohater filmów Barei, zaczynam się czuć jak Adaś Miauczyński. Z “Dnia świra”.
Równiejsi
Nie znam zasad, na podstawie których wyznaczono naszą parkingową linię Maginota. Patrzę na to na zasadzie proporcji i gdzieś mi się ta matematyka przestaje zgadzać.
Dwie bliźniacze bryły bloków. Wygląda na to, że mieszczące w sobie taką samą ilość mieszkań. Oba wyposażone w garaże podziemne.
I nagle okazuje się, że wspomniane poprzednio tabliczki pokrywają 2/3 przylegającej do obu budynków powierzchni parkingowych.
Czemu? Nie wiem… Ktoś wie gdzie mogę zadać takie pytanie?
WHOOP WHOOP
Wczoraj po powrocie z pracy po przynależnej do mojego bloku części parkingu zastałem blokady miejsc parkingowych. Wczoraj też po drugiej stronie parkingu zaczęły obowiązywać identyfikatory.
A dowiedziałem się o tym wieczorem od straży miejskiej, którą owi sąsiedzi z bloku naprzeciw wezwali. By spisać pojazdy bez identyfikatora. Pierwszego dnia funkcjonowania owych. BANG.
No i cześć
Choć jeszcze wczoraj zaparkowanie po 22 pod blokiem graniczyło z cudem, to wczoraj wolnych miejsc było kilka. To efekt wprowadzenia naszych barykad.
Szkoda tylko, że dostępu do tych kilku wolnych i pożądanych miejsc bronią nowiutkie i błyszczące blokady, do których… ktoś zapomniał przekazać kluczy do otwierania…