Kilka miesięcy temu zmierzyłem się z tematem, wokół którego krążyłem od pewnego czasu. Zdefiniowałem swój system wartości. I okazało się, że to co dla mnie jest najważniejsze w życiu to zmiana.
Przez kolejne miesiące przyglądałem się tejże wartości, prześwietlałem ją i poddawałem wnikliwej analizie swoje zachowania i dziś ze stuprocentową pewnością mogę stwierdzić, że… to prawda.
W ciągłym ruchu
Odkąd pamiętam byłem w ciągłym ruchu. Ale nie w takim fizycznym, że szafa z medalami za biegi przełajowe czy specjalna półka na puchary za trójbój (fun fact: musiałem właśnie sprawdzić czym on tak naprawdę jest). Po prostu — zawsze w moim żyćku musiało się “coś dziać”.
Kilka razy w karierze zdarzyło mi się podjąć wyzwania, które na pozór wyglądało na takie spoza obszaru mojej specjalizacji. Ostatni raz — w lutym, gdy wziąłem pod skrzydła zespół marketingu FreshMaila.
W swojej twórczej historii miałem już okazję być blogerem (z kategorii lifestyle i gastro), vlogerem, instagramerem i podkasterem. Ba, nawet miałem epizod ze snapchatem.
W 2020 zdarzyło mi się wybrać na urlop nad morze i będąc na miejscu postanowić, że zostajemy tam na miesiąc (“skoro i tak pracuję z domu, to mogę przecież i z Chłapowa”). A kilka dni po pwrocie do Krakowa podjąć decyzję, że pora zmienić mieszkanie i cały grudzień zamienić w jedną wielką wędrówkę ludu (z tobołkami).
Dziś rozumiem, że wspólnym mianownikiem tych wszystkich ruchów jest zmiana jako najważniejsza dla mnie wartość. Sprawia, że energia wychodzi mi uszami (jak u strusia pędziwiatra #beepbeep) i — co dla mnie ważniejsze — tą pozytywną energią dzielę się z otoczeniem.
Ramy
Co ciekawe — chwilę zajęło mi, by zrozumieć, że aby czuć się komfortowo, potrzebuję pewnych jasno zdefiniowanych ram, w obrębie których się poruszam. Spoglądając na nie bez głębszej analizy można odnieść zupełnie inne wrażenie (niż główny temat tego wpisu) — że generalnie jestem statecznym człowiekiem, który lubi stabilizację.
Na przykład — w kontekście zawodowym — choć na rynku pracy funkcjonuję od kilkunastu lat, to dotychczas związany byłem zaledwie z trzema pracodawcami (w świecie IT to prawie jak praca na kopalni — całe życie w jednym zakładzie pracy). Z obecną firmą działamy wspólnie od siedmiu lat. Ale przez ten czas, w obrębie jednej organizacji moja rola wciąż ewoluowała. A LinkedIn podpowiada, że pięciokrotnie zmieniałem nazwę stanowiska na wizytówkach.
Rozumiem już, że te ramy dają mi poczucie bezpieczeństwa. Ale w ich obrębie pozwalam sobie na ciągłe eksperymenty, inspekcję i adaptację.
Ciemne strony
Wartość zmiany ma też swoje ciemne strony. W chwilach emocjonalnych dołków i obniżonej energii potrafię wskoczyć w rozciapciane kapcie, rozsiąść się na kanapie i walczyć o miejsce w kadrze reprezentacji startującej na olimpiadzie w dyscyplinie binge-watchingu.
Albo w drugą stronę — dostarczam sobie tak wielu bodźców, że moja głowa eksploduje od nadmiaru emocji. Jak w przypadku wyprawy do Londynu, gdy trzeciego dnia snucia się po miejscach niezwykłych ośrodek ekscytacji w moim mózgu był absolutnie przepełniony. Do tego stopnia, że gdy docieraliśmy do miejscówki, która na etapie gromadzenia materiałów zapowiadała niezwykłe przeżycia, to byłem w stanie stwierdzić “okej, spoko, chodźmy dalej”.
W całej tej historii ważne jest jednak dla mnie to, że w końcu potrafię zrozumieć siebie trochę lepiej. Że potrafię na swoje działanie spojrzeć przez pryzmat własnego systemu wartości (nie tylko zmiana, ale również między innymi. szacunek, otwartość, współpraca, tolerancja czy wolność) i zmierzyć się z odpowiedzią na pytanie: czy obrany w obecnej chwili kierunek jest zgodny z tym, który pokazuje mój kompas?
Ostatni raz pierwszy raz
Pewnie z powodu “życia w zgodzie ze zmianą” nie mam większego problemu z odpowiedzią na pytanie “kiedy ostatni raz robiłeś coś po raz pierwszy?”. Cóż… W 2020 miałem okazję nagrać utwór, wypuścić “swoją” kawę i zrobić serię dwunastu instagramowych live’ów (ostatnio opublikowałem zapis siódmego spotkania, w którym rozmawiałem z Grohem). A wczoraj napisałem swoje pierwsze opowiadanie. Bilans chyba całkiem niezły. A każda z tych nowych rzeczy jest dla mnie inspiracją i nakręca mi korbkę do kolejnych działań.
Dlaczego? Bo lubię jak się coś dzieje. Bo napędza mnie zmiana.
A jak to wygląda u Ciebie? Udało ci się zmierzyć z nazwaniem własnego systemu wartości?