Rewind #23: THPS!
O, mamo. Ileż ja czasu spędziłem, grając w trzy pierwsze części Tony Hawk Pro Skater!
O, mamo. Ileż ja czasu spędziłem, grając w trzy pierwsze części Tony Hawk Pro Skater!
Idąc za ciosem — dziś znów dowożę kontent premium.
Przynajmniej tak mi się wydaje. Zweryfikuj mój osąd i daj znać jak poszło. Najlepiej w formie lajka, komentarza i udostępnienia. Nie żebym cokolwiek sugerował.
Jakiś czas temu napisałem, że gdybym miał stworzyć listę koncertów – marzeń, to składałaby się z trzech pozycji. Znalazłyby się na niej: Rage Against The Machine, Beastie Boys oraz The Roots.
Pierwszego raczej nie zobaczę, drugiego nie zobaczę na pewno, trzeci — mimo początkowego fatum — ostatecznie udało mi się zaliczyć. Ale mogę się cofnąć w czasie i zobaczyć ich pierwsze koncerty. A Wy razem ze mną. Jeśli to w ogóle kogokolwiek interesuje.
Rozmawiając ze spotkanym na koncercie Limp Bizkit usłyszałem, że jest to ostatni z zespołów z jego listy kapel do zobaczenia na żywo i teraz czuje się koncertowo spełniony.
I zacząłem się zastanawiać: czy mogę powiedzieć to samo?
Uszanowanko. Po raz czwarty.
Dzisiaj znów zmuszam Was do czytania. I oglądania. I słuchania.
O pewnym krakowskim hotelu, projekcie na Kickstarterze, nowym projekcie gitarzysty RATM oraz o graffiti.
Smacznego.
Marek Sierocki na wizji źle przeczytał pseudonim Kuby Grabowskiego, który w rap grze przedstawia się jako Quebonafide.
Dziwnym nie jest, bo to jeden z najbardziej połamanych pseudonimów na rodzimym podwórku.
Nie wrzuciłem linka do Jutuba na Fejsa. Nie pisałem heheszkowych komentarzy.
Staję w obronie Pana Marka, a winą obarczam artystów…
W związku z hucznie świętowanymi w zeszłym roku trzydziestymi urodzinami, miałem w planach muzyczne podsumowanie tego co wydarzyło się w moim życiu od ’83. Z posta — jak zwykle w moim przypadku — nic nie wyszło, a sam temat jakiś czas później Bombel sprzątnął mi sprzed nosa. I choć czytając jego listę poczułem się wywołany do tablicy, stworzenie samej listy sprawiło mi nie lada zagwozdkę. Z ostatecznego zestawienia chyba jestem zadowolony na tyle, by jego pierwszą część zaprezentować dziś, czyli równo na miesiąc przed kolejnymi urodzinami.
Czytaj dalej »83 til infinity, czyli ponad 30 płyt minęło (cz.1)
Obsługująca pewną markę sportowo-odzieżową agencja albo/albo rzuciła ostatnio na fanpejdża tejże marki całkiem fajny temat, który zmusił mnie trochę do pogrzebania w pamięci. Który koncert / live act jest według mnie najbardziej klasyczny? Przez głowę przewinęła się cała masa świetnych koncertów, które najpierw oglądałem na MTV czy Vivie, potem ściągałem z Soulseeka, by ostatecznie wygrzebywać je na jutubie. Cóż, trudno byłoby wybrać jeden. A w zasadzie… czemu miałbym?
Zebrałem więc w jednym miejscu trzy dosyć ważne dla mnie koncerty, choć jest ich zdecydowanie dużo więcej. Docelowo być może powstanie z tego jakiś bardziej nieregularny cykl. Dzisiejszy wpis to prawie siedem godzin muzyki na żywo choć w formie. Pozdrawiam.