Mógłbym stwierdzić, że całkiem niezły to był rok. Gdyby nie fakt, że mam na jego temat zgoła inne odczucia.
Wyszło
Patrząc z boku, mógłbym stwierdzić, że całkiem niezły to był rok.
Fakt wart zaznaczenia — praktycznie wszystkie wymienione poniżej aktywności realizowałem w wolnym czasie — wieczorami lub w trakcie urlopu. Równolegle z tym wszystkim wiodę — przede wszystkim — żyćko etatowego FMailersa, wspierając FreshMaila w bieżących wyzwaniach i rozwoju.
Ale poza tym udało się zrealizować kilka innych projektów.
W obszarze zawodowym
- współtworzyłem dwa duże moduły lekcji wideo we współpracy z dużą marką,
- współprowadziłem dwie edycje warsztatów dla programistów z obszaru umiejętności miękkich,
- współprowadziłem zajęcia na podyplomówce AGH,
- nawiązałem stałą współpracę konsultingową,
- wystąpiłem na głównej scenie Internet Bety.
Twórczo
- przez niemal cały rok realizowałem na instagramie projekt muzyczny “A pamiętasz Aks?”
- ogarnąłem kolejną (chyba) fajną edycję wirtualnych urodzin
- nagraliśmy z chłopakami kilka odcinków Męskich Spotkań
- stworzyłem kolejną kawową playlistę z kluczem geograficznym — tym razem dla przyjaciół z Coffee Pro
- ogarnąłem następną edycję Choinkowego Konkursu Fotograficznego
- kontynuuję serię “jedno selfie dziennie” (które w sumie doskonale strollował Gonciarz rok temu)
- przez 365 dni kręciłem jedną sekundę dziennie.
Efekt tego ostatniego projektu prezentuje się tak:
Prywatnie
- dwa razy byłem nad morzem, w tym — podobnie jak w 2020 — na jesieni spędziłem tam miesiąc
- postawiłem na półce całą masę zacnych winyli i kilka kompaktów
- właśnie stuknął mi drugi rok bez alkoholu
- na koniec przeprowadziliśmy się na wieś
Otchłań
2020 podsumowałem z uśmiechem na gębie. W filmie podsumowującym tamte dwanaście miesięcy wspominałem jak cudownie było siedzieć w domu, zbliżyć się do Karoli, czytać książki i rozwijać się. Mało tego — wystąpiłem w nim w koszulce… “emanuję optymizmem”.
Sęk w tym, że dopiero na przełomie roku zacząłem odczuwać, jak bardzo ten 2020 dojechał mnie psychicznie…
Izolacja, odosobnienie, kontakty interpersonalne z żywymi ludźmi ograniczone do minimum. Brak możliwości uczestniczenia w koncertach czy siedzenia w knajpach. Brak możliwości podróżowania.
To nawyki z 2020, w których trwałem w 2021.
Oczywiście — w 2021 to był mój wybór. Wokół wielu z moich znajomych podróżowało, bywało na koncertach czy festiwalach. Ja — czując wokół zagrożenie wiadomo-czym lub też… po prostu przyzwyczajając się do bycia odludkiem — wciąż zachowywałem dystans.
Do tego dodać muszę pewną błędnie podjętą decyzję kilkanaście miesięcy temu, w której — z różnych przyczyn — trwałem praktycznie do połowy minionego roku kalendarzowego. I to wszystko spowodowało, że w pierwszym kwartale zeszłego roku psychicznie wyjebałem się na ryj.
Wypalenie zawodowe, które dodatkowo podkręciło syndrom oszusta.
Ciągłe poczucie, że nie powinno mnie tu być. Że to niemożliwe, żebym był w stanie to ogarnąć. Dać z siebie odpowiednią wartość. Projekty dociągałem na ostatni moment, często na ostatniej prostej zarywając noce. I nawet jeśli zbierałem pozytywne recenzje na temat swojej pracy (co w sumie następowało częściej, niż ten feedback negatywny), to i tak funkcjonowałem w przekonaniu, że… mogłem lepiej.
Żyłem trochę w dwóch równoległych wszechświatach. Za dnia dopinałem tematy, starając się przy tym uśmiechać i być w miarę pozytywnym ziomeczkiem. A wieczorami zapadałem się w niemoc, która przykuwała mnie do kanapy i odbierała chęci do robienia czegokolwiek.
Kiedyś tępiłbym te sygnały przy pomocy alkoholu, ale dwa lata temu odebrałem sobie to “lekarstwo”. (Owszem, to już dwa równe lata bez procentów!). Im bardziej się nakręcałem tą niemocą, tym bardziej w niej tkwiłem.
Z tej całej spirali wyrwałem się, gdy ktoś w końcu dostrzegł, że zgasłem. Bo nawet jeśli wydawało mi się, że “dowożę”, a nawet że “dowożę z uśmiechem”, to okazało się, że z zewnątrz wcale tak to do końca nie wyglądało. Zaczęliśmy rozmawiać, zaczęliśmy szukać wyjścia awaryjnego z tej sytuacji, w której się znajdowałem. I choć jeszcze kilka chwil wcześniej wyjście z tej sytuacji wydawało mi się mega trudne, dzięki kilku ruchom sprawy zaczęły się prostować.
I co dalej?
Mam świadomość, że 2021 w kilku ważnych obszarach zostawiam za sobą pożogę. Że kilka osób totalnie zawiodłem. To coś, co będę starał się teraz odbudowywać. Ale — to co dla mnie jest ważne — będę odbudowywać, robiąc to, w czym — wydaje mi się, że jestem najlepszy. A napewno — jestem lepszy, niż w tym, co robiłem rok temu.
W pierwszy kwartał 2022 wjeżdżam dosyć wyboistą drogą. Przede mną sporo wyzwań. Ale dzięki ruchom wykonanym jeszcze w 2021 czuję, że zamiast siedzieć na tylnim siedzeniu — trzymam kierownicę.
Ale to nie jest tak, że ja z tej mojej czarnej dziury się wydostałem. To nie jest tak, że ja te moje demony wypędziłem. Jestem na początku jakiegoś procesu układania sobie siebie. Gdzie mnie to doprowadzi? Nie wiem.
Ale mam nadzieję, że nabiorę trochę więcej odwagi, wiary w siebie i poczucia własnej wartości.
Czego sobie i Państwu w 2022 roku życzę.
Post scriptum
Mam takie poczucie, że w tym tekście mówię trochę dużo, równocześnie… nie zagłębiając się jakoś wyjątkowo w szczegóły. Bo to nie ten etap, to nie ten moment. Dajcie mi przestrzeń, na to, żeby się pozbierać, poukładać różne kwestie w głowie, poskładać się kawałek po kawałku. Znamy się nie od dziś — w końcu z siebie wyrzucę więcej ;)
Ale chciałbym Was zachęcić do grzebnięcia sobie w głąb siebie. Zadajcie sami sobie pytanie “cześć, co słychać? wszystko wporzo?”. I jeśli wporzo — to trwajcie w tym. Ale jeśli czujecie, że coś Was uwiera, gnębi czy ciągnie w dół — pogadajcie o tym z kimś. Z zaufanym, bliskim człowiekiem. Albo specjalistą.