A skoro już w zeszłym tygodniu został wywołany temat gitar, to muszę iść za ciosem. I dziś czas na rodzime szarpidruty.
Ale — oczywiście — wcale nie będzie tak bardzo oczywiście.
Zaczynamy zespołem, w którym na mikrofonie udzielał się Gruby Mielzky. Z Sekaku mam ten problem, że ich nagrania demo — z załączonym tutaj “Pierwszym razem” na czele” — spodobały mi się od pierwszego odsłuchu. Do tego stopnia, że ich wydaną w 2011 epkę zamówiłem jeszcze w preorderze. Zaprojektowana przez Forina w formie pudełka na pizzę, do dziś jest jedną z najciekawiej wydaną płytą na mojej półce. Ale zawartość muzyczna już tak bardzo nie przypadła mi do gustu.
Z Jankiem Wygą poznałem się na etapie powstawania “Ke ke ke”, czyli pierwszej płyty Bakflipa. Ba, byłem ich pierwszym fanem na MajSpejsie. Nie mogę odżałować, że drogi chłopaków się rozeszły. Ale cieszę się, że udało im się wspólnie stworzyć trzy świetne krążki.
Jeżeli chodzi o ciekawe wydawnictwa — żałuję, że przespałem fizyczne wydanie “Opery nowohuckiej” Wu-Hae. Bo choć wydana była w formie cyfrowego zbioru zapisanego na pendrivie, to ów nośnik zamknięty był w metalowej puszce konserwowej. Zaparkowany pod trójką numer pochodzi z innego krążka, ale jest zdecydowanie moim najbardziej ulubionym z repertuaru Krakusów.
Numer cztery to Sickbag, czyli reprezentanci Tomaszowa Mazowieckiego. Wspominałem o nich dwa lata temu, przy okazji krótkiej recenzji płyty Rafcore’a. Jedna z niewielu tomaszowskich kapel, które dobrze wspominam.
Cytując klasyka: “Matka siedzi z tyłu”. Więc kończymy dobrze znaną moim czytelnikom Selitą. “Brudne bomby” na zawsze w moim sercu.