Sam się sobie dziwię, że za temat ciężkich gitar zabieram się dopiero teraz. Zaczynamy zagranicznymi artystami. Ostrzegam: kontent premium!
Dzisiejszy odcinek poświęcam tak na prawdę pięciu płytom. Bo albumy, z których pochodzą dzisiejsze numery są tak dobre, że nie potrafię słuchać ich wyrywkowo.
Spojler: zaskakująco pomijam w tym zestawieniu Rage Against The Machine. Co prawda ostatnio pisałem, że każda okazja do wrzucenia ich numeru jest dobra. Ale po pierwsze — miałem problem z wyborem tego jednego numeru, po drugie — tyle razy pisałem już tutaj o mojej fascynacji nimi, że brak w tym zestawieniu powinniście mi wybaczyć. Będą kolejne okazje :)
Zaczynamy Limp Bizkit i ich “Significant other”. Ciekawe, że mimo ogromnej miłości dla Dursta i załogi, żaden inny album nie przypadł mi do gustu tak bardzo jak ich drugi studyjny krążek. Zawsze lubiłem klip do “Break Stuff”. Prosty patent, ale zaskakująco dużo muzycznych gości, między innymi Dr. Dre, Snoop, Eminem czy Jonathan z Korna. Nie załączam klipu tutaj, bo po pierwsze — kanał Vevo ma śmiesznie ocenzurowaną wersję, a po drugie — dużo słabszej jakości. Jak chcecie, to sprawdźcie go sobie osobno — tutaj.
Skoro już Korn został wywołany do tablicy… Pod dwójeczką znajdziecie utwór z fenomenalnego albumu “Follow the leader”. To również jedyny krążek z dyskografii zespołu, który słucham od deski do deski. Strasznie lubię okładkę tej płyty. I między innymi dlatego padło właśnie na tenże numer. Bo klip opowiada historię, której fragment w tejże poligrafii wykorzystano.
“Morning view” na kasecie kupiłem całkowicie przez przypadek. I oszalałem na punkcie tego materiału. I była to w zasadzie chyba mój pierwszy kontakt z rockową kapelą, która w swoim składzie ma skreczującego didżeja, a przy okazji wokalista nie jest raperem.
Zaskakujące jest, że Dog Eat Doga poznałem dopiero dzięki singlom z “Play Games”, a konkretniej — najpierw za sprawom “Rocky’ego”, a chwilę później “Isms”. Ale to “All boro kings” zostało ze mną do dziś. Pod czwóreczką zaparkowałem oficjalny remiks “No fronts” (który miałem na kasecie). Bo jest zdecydowanie mniej eksploatowany niż oryginalna wersja.
Kończymy zespołem, który w 2k17 będzie można usłyszeć w Krakowie (yay!). Oczywiście wybór padł na najbardziej oczywisty numer. Ale nic nie poradzę, że mam do niego największą słabość z całego “Toxicity”.
Dajcie znać jak mi poszło, okej?