“Czarne lustro” to jeden z tych seriali, które trzeba obejrzeć koniecznie. Nie wszystkim przypadnie do gustu, ale z pewnością każdemu zapadnie w pamięci.
Zbliżający się trzeci sezon serialu jest dobrym momentem, by nadrobić zaległości z dwoma poprzednimi. Choćby po to, by wyrobić sobie opinię na temat potencjalnych różnic.
Lustrzane odbicie
Dotychczas “Black Mirror” w liczbach wygląda tak: dwie serie składające się z trzech odcinków i jeden specjalny, świąteczny epizod. Każdy z odcinków to osobna, około godzinna historia. Odcinki różnią się od siebie fabułą, obsadą i reżyserią.
Mają jedną wspólną cechę. To dosłownie nasze lustrzane odbicie. “Czarne lustro” jest komentarzem do współczesnego świata — naszej formy wypowiedzi, komunikacji, stylu życia czy fascynacji nowymi technologiami. Każdy z odcinków to mocno przerysowana fabuła science-fiction. Każda z historii na pozór wydaje się odległa w czasie i mocno nierealna w dzisiejszych czasach.
Co by było, gdybyśmy w dowolnym momencie mogli odtwarzać nagranie przeżytych chwil? Co by było, gdybyśmy mogli utrzymywać wirtualną relację z najbliższą osobą już po jej śmierci? Co by było, gdybyśmy byli zmuszani do przyjmowania natarczywych przekazów reklamowych, a ich pomijanie uzależnione byłoby od ilości zgromadzonych w portfelu kredytów?
Po obejrzeniu każdego odcinka w głowie zapalała mi się czerwona lampka i cisnęło się na usta siarczyste “osz, kurwa…”. Bo analizując te wszystkie z pozoru przerysowane fabuły, zdawałem sobie sprawę z tego, że albo miałem już z tym styczność, albo narzędzia do realizacji tych szalonych wizji już istnieją, albo przynajmniej widziałem koncepty interfejsów, które za moment się urzeczywistnią… “Atencjonalne dziwki” i social-mediowi celebryci, Google Glass czy platformy streamingowe jak Periscope, Facebook “na żywo” czy Snapchat, które w czasie emisji epizodów “Black mirror” jeszcze nie istniały… DAAAAAAAMN!
Dotychczasowe odcinki miały jeszcze jedną wspólną cechę. Wyprodukowano je w Wielkiej Brytanii. A to oznacza najwyższą jakość. Bo przyznać muszę, że nikt nie potrafi stworzyć tak mrocznego klimatu, jak oni. Udowodnili mi to już choćby za sprawą “Luthera” czy “Utopii”.
Nadchodzi sezon trzeci
21 października na Netfliksie pojawi się sześć nowych odcinków.
Dlaczego podkreślam brytyjskie pochodzenie w przypadku dwóch pierwszych sezonów? Bo pieczę nad najnowszymi epizodami przejęli Amerykanie.
Czy to źle? Czas pokaże. Zapowiedź trzeciego sezonu sugeruje, że może wcale nie będzie tak źle. Ba, póki co nie widzę większej różnicy.
Chwilę przed premierą nowych odcinków pojawiło się kilka dodatkowych materiałów uchylających rąbka tajemnicy odnośnie nowych fabuł.
Wygląda na to, że odcinek “Nosedive” dotyczyć będzie kreowania własnego wizerunku, z którym mamy do czynienia na co dzień na instagramie czy facebooku i wszechobecnej lajkomanii:
“Playtest” wydaje się nawiązywać do wzrastającej popularności wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości:
Dwa zdania więcej na temat tego odcinka można usłyszeć od jego twórców w wywiadzie, który udzielili IGN’owi, czyli jednemu z najbardziej liczących się serwisów o grach:
#Czekam
Przez ostatnie lata miałem wrażenie, że pierwsze dwa sezony “Black Mirror” przeszły w Polsce całkowicie niezauważone. Na jego temat swobodnie rozmawiałem z geekami i ludźmi mocno wkręconymi w tematy nowych technologii. Ale poza tym środowiskiem rozpoznawalność serialu była niemal zerowa.
Równocześnie jego nazwę wypowiadałem jednym tchem razem z wspomnianym “Lutherem” i “Utopią”, gdy padało pytanie: Co oglądać?
Od kilku miesięcy z zadowoleniem obserwuję rosnące zainteresowanie tymże tytułem. Wynika ono bezpośrednio z zapowiedzi dotyczących najnowszego sezonu. I mam tylko nadzieję, że ta wysoko ustawiona poprzeczka nie zostanie strącona przy pierwszym podejściu. Czas pokaże.