Na poprzedni odcinek kazałem Wam czekać rok. Na kolejny — dwa tygodnie. Nie przywiązujcie się, bo… zupełnie nie wiem co to oznacza. W każdym razie — nowa Piąteczka. “Czekali ponoć fani”*.
Covidhagen
W początkowej fazie epidemii — już w chwili, gdy oboje przeszliśmy na tryb pracy zdalnej — stanęliśmy przed pewnym wyborem. Mogliśmy wyprowadzać kundla kręcąc się po osiedlu i przy okazji potykać się o sąsiadów. Albo skorzystać z faktu, że wszyscy siedzą w domach i przemykając przez puste miasto uciec gdzieś na łąki, w pola lub do lasu. Wybraliśmy oczywiście tą drugą opcję i przyznam szczerze, że pierwszy raz wiosna tak bardzo wybuchła mi w twarz.
Wielokrotnie podkreślałem, że jestem mieszczuchem i nie przywykłem do obcowania z naturą. Ale tym razem czerpałem z tych naszych spacerów dziką radość. Choć mieszkamy na obrzeżach Krakowa, to jednak było to możliwe głównie ze względu na absolutny brak samochodów na drogach.
Zabrakło mi odwagi (a przede wszystkim — powodu), by wybrać się do centrum. Śledziłem na bieżąco wszystkie materiały dokumentujące pusty Rynek, okolice Wawelu czy Kazimierz. Wyglądało to mocno surrealistycznie.
Tak jak poniższe wideo. “Covidhagen” zarejestrowany został na przestrzeni dwóch miesięcy, ale efekt jest piorunujący. Kopenhaga pozbawiona ludzi robi ogromne wrażenie. Przyznam — miałem ciarki oglądając ten film za pierwszym razem.
Legendarna identyfikacja wizualna
O tym, że byłem wiecznym studentem, któremu okres edukacji przedłużył się prawie dwukrotnie przy okazji zaliczając kilka krakowskich uczelni wyższych zdarzało mi się kilka razy opowiadać. Być może część z Was wie, że w trakcie mojej akademickiej przygody ukończyłem dwuletnie studia uzupełniające magisterskie z zarządzania z marketingową specjalizacją. Ale o tym, że pracę magisterską pisałem na temat systemu identyfikacji wizualnej i księgi znaku wiedzieć może już niewielu.
Bo od zawsze fascynowały mnie identyfikacja wizualna. Dobre, mocne i zapadające w pamięć logo to podstawa. Ale swojej mocy nabiera, gdy projektant określi spójny system graficzny, zaczynając na takich parametry, jak obszary bezpieczeństwa czy kolorystyka w otoczeniu której znak firmowy może występować na wizualizacjach umieszczenia znaku na różnych materiałach (jak wizytówka czy… skafander) kończąc.
Nie od dziś wiadomo, że kiedyś to były czasy, dzisiaj nie ma czasów i wszystko co zostało stworzone kiedyś jest lepsze niż dziś. Dlatego z wypiekami na twarzy oglądam pochodzące z lat 60., 70. i 80. materiały dotyczące ikonicznych już identyfikacji takich wizualnych pereł jak NASA, Apple, nowojorski system transportu czy olimpiada w Moskwie.
Mocne polecanko! (aby przejść, kliknij w obrazek poniżej ? )
Le Corbusier w skrócie
Z brutalizmem jako nurtem w architekturze mam relację miłość-nienawiść.
Wizualnie jestem nim absolutnie oczarowany. Uwielbiam jego surową formę często zderzoną z nieoczywistymi kształtami. Krakowskie Forum, łódzki Manhattan, superjednostka i gwiazdy w Katowicach, o całym nabrzeżu Southbank czy Barbican Estate w Londynie. Uwielbiam obcować, oglądać, chłonąć.
Ale czy chciałbym mieszkać? Niekoniecznie. No może wyjątkiem byłby Barbican. Bo jest w Londynie. No i jest Barbicanem ❤️
Nie jestem ekspertem w tym temacie. Ale zawsze, gdy dotykam tematów wielkiej płyty, budownictwa wielorodzinnego i “nowych miast” tworzonych w latach 50. i 60-tych, zawsze gdzieś pojawia się Le Corbusier. Bo w dużej mierze był on ojcem tej idei. Współczesne miasta wiele mu zawdzięczają, choć nie zawsze są to same pozytywy. Poniższy materiał stworzony przez “The school of life” jest dobrym wprowadzeniem do tych idei.
Indiana Jones hip-hopu
W poprzedniej Piąteczce wspominałem o tym, jak DJ Cube wyruszył do Nowego Jorku śladami hiphopowych korzeni wyposażony w wydrukowane kadry z ważnych dla siebie klipów czy filmów.
Na podobną wyprawę wybrał się Nick Light — bohater tego materiału.
Zawsze słyszymy o Bronksie — o tym, że hip-hop narodził się w Bronksie. Brooklyn ma swoje rozdziały w hiphopowej historii. Queens zawsze jest jakby pomijany. To trochę zadziwiające, że Queens w ogóle zostaje zapomniane. Przecież to miejsce narodzin supergrupy — Run DMC.
Jego wyprawa śladami Runa, D.M.C. i Jam Master Jay’a jest imponująca. Z niezwykłą zaciekłością wyszukuje oryginalne miejscówki, w których trzy a czasami niemal cztery(!!!) dekady temu powstawały sesje zdjęciowe z udziałem legendarnych artystów. O samych fotografach (jak choćby Glen E. Friedman) mógłbym zrobić osobny materiał — i kto wie… może przyjdzie i czas na nich. A póki co — zabieram Was na Queens.
Harmonia różnic Kamasiego Washingtona
Wydany w 2015 “The Epic” — debiutancki album Kamasiego — wyrwał mnie z butów. Stworzony przez saksofonistę świat jest na tej płycie mocno nieoczywisty, różnorodny i niezwykle (nie tylko objętościowo, ale przede wszystkim dźwiękowo) obszerny.
Dwa lata później Kamasi wydał epkę “Harmony of Difference”. Premiera pierwszego utworu odbyła się za pomocą platformy WeTransfer (a w zasadzie — ich części kontentowej) i towarzyszyło mu sporych rozmiarów opracowanie. Opisywało ono nie tylko proces powstawania płyty, ale zawierało również takie wątki jak proces twórczy jako taki, poszukiwanie własnego głosu i stylu czy współpracy nad kolejnymi projektami z członkami swojej rodziny.
Zapraszam Was do świata Kamasiego! (aby przejść, kliknij w obrazek poniżej ? )
*“Nowe Sławy — czekali ponoć fani / i wszyscy klaszczą, jakby wylądowali” — Dwa Sławy, “Człowiek Sztos” z płyty “Ludzie sztosy”