Siemano Polsko. A raczej — witam grono kilkunastu osób, które zaglądają tu co piątek.
Jak zwykle — początek weekendu celebrujemy pięcioma ciekawostkami wygrzebanymi z czeluści internetu. Bawcie się dobrze, dzieciaki!
Wymarłe miasto
Ostatnio przedstawiałem Wam historię Tianducheng — chińskiego opustoszałego miasteczka, które imituje Paryż. Dziś kontynuujemy temat wymarłych miast.
Poznajcie położone powyżej koła podbiegunowego Pyramiden. Miasteczko, które w złotych czasach komunizmu było bardzo prestiżowym miejscem na mapie Związku Radzieckiego. Mieszcząca się tu kopalnia zaopatrywała w węgiel całą północną część kraju. W szczytowym momencie osadę zasiedlało blisko 1000 osób. Pracujący tu w latach 70-tych i 80-tych ludzie uważają czas spędzony w osadzie za najlepszy okres w ich życiu.
W 1998 kopalnię zamknięto i wszystkich mieszkańców wysiedlono. W 2007 roku postanowiono udostępnić opuszczoną wioskę jako atrakcję turystyczną. Aby było to możliwe, zamieszkało w niej sześciu przewodników.
I poniższy dokument przedstawia właśnie historię tego miejsca ich oczami.
Miasto przyszłości?
Przenosimy się do Arizony, gdzie od lat 70-tych powstaje eksperymentalne miasteczko o nazwie Arcosanti.
To taka współczesna wioska hipisów. Główną misją istnienia tego miejsca jest wykombinowanie jak wieść bogate życie bez prawdziwego bogactwa. A eksperyment polega na eksplorowaniu konceptu arcology, czyli połączenia architektury i ekologii. Celem Arcosanti jest umożliwienie społecznej interakcji z miejską przestrzenią przy zachowaniu jak największego poszanowania środowiska naturalnego.
Brzmi dziwnie? Bo trochę tak jest. Ale czy ja kiedykolwiek obiecywałem, że będą tu trafiały tylko przyjemne tematy?
Ilustrowana historia kawy
Ostatnio coraz częściej zasypuję Was materiałami wideo. Więc teraz trochę lektury.
Numer 49 na mojej bucket liście brzmi:
49. Zrozumieć kawę
Los postanowił nieco ułatwić mi zadanie, bo kilka tygodni temu dwa piętra pod biurem FreshMaila swoją działalność przeniosło Coffee Proficiency. Czyli palarnia kawy, przestrzeń szkoleniowa oraz kawiarnia. A za barem spotkać można na przykład Łukasza Jurę, utytułowanego baristę, m.in. mistrza świata aeropressu.
Gdy przy jednym z pierwszych spotkań wypytując o ewentualne szkolenia wspomniałem mu o moim punkcie z listy, usłyszałem w odpowiedzi jedno słowo: Ambitnie.
Od czegoś trzeba zacząć. Można na przykład od ilustrowanej historii kawy.
Zobacz tutaj: [ klik klik klik ]
Nocne tabasko, więc wrzuć na luz…
W ostatnich tygodniach mocno wiralowo rozniósł się po sieci materiał Munchies, w którym Matty Matheson odwiedza Nowy Orlean. Wybiera się tam w konkretnym celu — żeby dowiedzieć się jak powstaje Tabasco oraz spotkać lokalnych szefów kuchni, którzy tworzą swoje potrawy w oparciu o ostry sos.
Odbył kilka fajnych rozmów z kucharzami i kilka fajnych potraw skonsumował. Ale materiał odpaliłem głównie po to, żeby zajrzeć na taśmę produkcyjną. Owszem, ten temat tam się przewinął, ale w całym filmie jest tak dużo pieprzenia bez sensu, że czułem niedosyt po spacerze w fabryce.
Dlatego zamiast rekomendować Wam dokument od załogi Vice’a (który możecie zobaczyć tutaj), polecam spacer po Avery Island w towarzystwie dwóch vlogerek.
Podwórkowe hopki
Wielokrotnie podkreślałem — jestem miejską bestią. Odczuwam nieustającą potrzebę integracji z miejską tkanką. Chcę mieć możliwość wyjścia na kawę i ciasto w miejscu, w którym wiedzą jak parzyć kawę; zjeść obiad w jakiejś fajnej knajpie; wypić piwo w miejscu z dużym asortymentem; zobaczyć jakąś fajną wystawę czy film; wyskoczyć wieczorem na koncert; albo po prostu posnuć się uliczkami pomiędzy starymi kamienicami.
Ale z upływem czasu dochodzę do wniosku, że w dwóch pokojach brakuje mi przestrzeni. Że poza sypialnią i pokojem dziennym przydałby się jeszcze pokój gościnny i jakaś pracownia. Osobną biblioteką też bym nie pogardził. Do tego kawałek ogródka, żeby kundel mógł wygrzewać się na trawie, żeby móc odpalić grilla albo po prostu zalec z piwem na leżaku. I zdaję sobie sprawę z tego, że najsensowniejszym rozwiązaniem jest dom. Może kiedyś uda się to wszystko zrealizować.
A skoro już przy przestrzeni wokół domu jesteśmy. Jednym marzy się pusty trawnik. Inni woleliby mieć duży basen. A kolejni chcieliby skalniak albo obsadzony roślinnością tajemniczy ogród.
Tom van Steenbergen nie wyobraża sobie życia bez roweru. Zobaczcie zatem co postanowił zrobić ze swoim “ogródkiem”: