This post needs no introduction. Ladies and gents. The Five is here!
WhyFi
Żałuję, że nie zapisywałem wszystkich zabawnych nazw wi-fi, z którymi miałem do czynienia (nowe hobby?). Udało mi się jedynie wygrzebać screena sprzed kilku lat. Jeden z sąsiadów radośnie dawał znać światu, że udało mu się połączyć z internetem.
Aktualnie w najbliższym otoczeniu — sama nuda: Basia-Komputer-Network, myszka75, UPC5xxxxx i inne takie. Jedyną wyróżniającą się pozycją jest Uszanowanko. Zgadnijcie czyje to?
Zapytałem Was ostatnio na fejsie o własne doświadczenia. I znalazły się takie kwiatki, jak: Woz_operacyjny_CBA_6, Grażyny / Andrzeje / Janusze (w jednym budynku), Three Long Dongs oraz inne ciekawostki…
A dlaczego o tym tutaj? Bo zaczynamy bardzo zgrabnie nakręconym minidokumentem o nazwie “Why-fi”. W którym uczestnicy sondy ulicznej uzasadniają dobór nazwy swojej domowej sieci. Ot, ciekawostka.
Najbardziej wpływowe gadżety
Jak przeglądałem przygotowaną przez magazyn TIME listę pięćdziesięciu najważniejszych gadżetów w historii, to niemal ocieralem łzy. Bo wzrusz maks.
Gdybym samemu miał stworzyć takie zestawienie, to znalazły by się na niej na pewno:
- walkman — bo dzięki niemu mogłem mieć muzykę zawsze przy sobie. I nawet gdy płyta kompaktowa stała się standardem, wolałem nosić ze sobą kaseciaka zamiast dużo mniej poręcznego discmana
- Nokia 3310 — bo po pierwsze sentyment do pierwszej słuchawki w kieszeni. Po drugie — żywotność, polifoniczne dzwonki, ascii arty w smsach. No i WĄŻ! Zbyt wiele funkcji smartfona stało się w moim życiu codziennym standardem, by myśleć o powrocie do niej (pisałem o tym tutaj: [ klik klik ]). Ale mimo wszystko wspominam dobrze.
- modem US Robotics — miałem co prawda wersję Faxmodem, ale kurde… Pamiętam, że jak już podpięliśmy w domu internet, to po zalogowaniu się do niego odpaliłem przeglądarkę i podrapałem się w głowę nie wiedząc zupełnie co dalej.
- drukarka atramentowa — bo przez całe lata dzieliłem pokój z przestrzenią, w której pracował wieczorami Tata (dzięki temu miałem kompa pod ręką). I Tatko swoje różne opinie i inne elaboraty musiał składać w formie drukowanej. Wielką radość uczyniła nam w domu atramentowa maszynka, która zastąpiła głoooooooooooośną i uciążliwą drukarkę taśmową.
- polaroid — choć nigdy go nie miałem, to do dziś uważam go za rewolucyjny sprzęt. W czasach, gdy aparat ustawić trzeba było manualnie i w większości przypadków foty wywołać sobie samemu lub oddać komuś innemu by to uczynił zdjęcia z efektem natychmiastowym były genialnym pomysłem. Zawsze chciałem mieć, kiedyś w końcu się zdecyduję.
Sprawdźcie ranking TIME’a i popadnijcie w zadumę i Wy. A jak już z niej się otrząśniecie, to podzielcie się swoimi wspominkami.
Zobacz tutaj: [ KLIK KLIK KLIK ]
The Note
Dział muzyczny Red Bulla opublikował właśnie pierwszy odcinek swojego cyklu minidokumentów.
„The Note” to serial po sufit napchany niesamowitymi materiałami archiwalnymi, szczerymi wywiadami i najlepszą muzyką. Opowiada historię pionierów nowych muzycznych technologii, wizjonerów, którzy tworzyli nowe gatunki muzycznych i klubów, które zmieniały nie tylko sposób, w jaki ludzie się bawią, ale też obyczaje społeczne.
Część pierwsza poświęcona została Alexowi Rosnerowi, inżynierowi dźwięku odpowiedzialnemu za nagłaśnianie takich legendarnych nowojorskich miejsc jak The Loft czy Studio 54. Epizodów w sumie będzie siedem, a kolejne pojawiać się będą co siedem dni.
Fortepiany Steinway’a
Zawsze lubiłem materiały pokazujące proces produkcji jakichś przedmiotów. Od początku taśmy po finalny produkt. Amerykański fotograf Christopher Payne stworzył przepiękny fotoesej pokazujący proces powstawania fortepianów Steinway’a. Czyli takich maserati wśród instrumentów.
Jeden z kadrów urzekł mnie wyjątkowo, za sprawą niesamowitego rytmu:
Cały reportaż rozkłada dwunastomiesięczny proces tworzenia instrumentu na czynniki pierwsze. Jest pięknie!
Zobacz tu: [ KLIK KLIK ] lub tu: [ KLIK KLIK ]
A jeśli wolisz ruchome obrazy, to możesz wybrać się na wycieczkę po fabryce wraz z potomkiem założyciela jako narratorem:
25 rocznica śmierci De La Soul
13 maja minęło ćwierć wieku od wydania “De La Soul Is Dead” — drugiego albumu w historii trio z Long Island. Płyta, na której znalazły się takie numery hit każdej soboty — “A Roller Skating Jam Named Saturdays”:
… czy “Ring Ring Ring”, który przy okazji znajduje się w moim topie topów numerów ze złotej ery rapu:
Z okazji tej rocznicy w Nowym Jorku zorganizowano dwie uroczystości żałobne — jedną w miejscu, gdzie mieściło się dawne biuro ich menadżera (tam powstał koncept płyty) i drugą w studio, w którym zarejestrowano materiał. Pod adresem DeLaSoulIsDead.com uruchomiono księgę dla żałobników. A samo De La uczciło rocznicę wypuszczając nigdy nie publikowany utwór zarejestrowany w trakcie tamtej sesji nagraniowej:
Przy okazji tak ważnej rocznicy nie zawiódł również magazyn Wax Poetics, który opublikował okazjonalny miks przygotowany przez specjalizującego się w tego typu kompilacjach Chrisa Reada. Znaleźć tu można zestawione ze sobą utwory w wersjach albumowych, remiksach i oryginalne wersje, z których zaczerpnięto sample.
Kilka słów na temat mikstejpu znajdziecie tu: [ KLIK KLIK ]
I tu przy okazji pozwolę sobie przypomnieć kilka innych mikstejpów Chrisa Reada, którymi wraz z Wax Poetics świętował poprzednie ważne rocznice.
Sprawdźcie koniecznie miks z okazji 20 urodzin “Labcabincalifornia” The Pharcyde:
… 20 urodziny “Midnight Marauders” ATCQ:
… czy również dwie dekady “93 til infinity” Souls Of Mischief: