Styczeń na blogu upłynął pod znakiem alfabetów, sztosów i piąteczek.
W najbliższych dniach wracam do trochę bardziej regularnego pisania. I opowiem Wam, w jakim kierunku skręcimy tu w najbliższym czasie.
Ale póki co… OGŁASZAM WEEKEND.
Jutro Czeluść
Jeśli w moim polskim muzycznym alfabecie 2k15 dotarliście przynajmniej pod C, to Czeluść nie powinna już być Wam obca.
To projekt, którego zadaniem jest — tak samo jak w przypadku „Heartbreaks and promises” Flirtini — promować polskich producentów muzyki elektronicznej. Stworzony przez dwóch krakowskich producentów — Kosę i Jutro.
Z tym drugim — czyli Filipem Fabjańskim — poznaliśmy się na Elektronicznym Przetwarzaniu Informacji i nawet zdarzyło nam się zagrać wspólną imprezę ?
I właśnie Filip o swojej twórczości, woluminie pierwszym “Czeluści” oraz wprowadzeniu nowych brzmień do krakowskich klubowych piwnic opowiedział muzycznej sekcji Onetu.
Zobacz tutaj: [ KLIK KLIK KLIK ]
O muzyce elektronicznej w ’83
Pamiętaj o korzeniach, bo korzenie trzeba mieć.
Od pewnego czasu moje muzyczne gusta mocno skręcają w stronę muzyki elektronicznej. Przyznam szczerze, że jestem tu totalnym ignorantem jeżeli chodzi o jej historię. Tak na prawdę… trochę świadomie. Po prostu bardziej trafiają do mnie współczesne brzmienia.
Ale równolegle — lubię oglądać materiały filmowe z procesu powstawania muzyki. I zdecydowanie dokument “Discovering Electronic Music” jest fajnym smakołykiem. Dostarcza sporo mięsa na temat tego, jak technologia zrewolucjonizowała produkcję muzyczną. Poza tym… “83 til infinity”!
Winylowi zbieracze
Nigdy nie liczyłem swoich płyt. Objętościowo wygląda to tak, że kompakty zajmują trzy pełne kratki Expedita, a winyle — cztery. Na osobach, które ostatnie fizyczne wydanie płyty ulubionego artysty kupili pięć lat temu ta ilość zazwyczaj robi wrażenie. Ja natomiast uważam, że to tak na prawdę bardzo skromna kolekcja.
Tym bardziej, gdy trafiam w takie, jak “Dust & Grooves”. To projekt fotografa Eilona Paza, który opowiada historie kolekcjonerów z różnych stron świata.
Za dobre wprowadzenie do tematu możecie potraktować artykuł stworzony przez Cuepoint, który jest taką pigułkową wersją “D&G”.
Magazynek Questlove’a robi na mnie wrażenie od dawna!
Zobacz tutaj: [ KLIK KLIK KLIK ]
Dust&Grooves: [ KLIK KLIK]
Eilon Paz: [ KLIK ]
Rowerowy stadion
Po raz kolejny wracam do tematyki opuszczonych obiektów.
Tym razem odwiedzić możecie stadion Silverdome w Detroit. Miejsce, które przez ponad 25 lat było obiektem rozgrywek drużyny futbolu amerykańskiego — Detroit Lions, a w latach 78–88 domem koszykarzy z Detroit Pistons.
Został zamknięty w 2013. Dwa lata później odwiedziła go ekipa Red Bulla wraz z wschodzącą gwiazdą BMXa — Tylerem Fernengelem. Trochę przeraża mnie fakt, jak szybko obiekt podupadł na zdrowiu i wręcz zaczął straszyć.
Sprawdźcie również making of tego projektu: [ KLIK KLIK ]
… oraz garść fotosów ze stadionu: [ KLIK KLIK ]
Dronestagram
W interaktywnym alfabecie, czyli podsumowaniu tego co wydarzyło się w technologii, branży kreatywnej i internetach wspominałem, że drony trafiły w końcu pod strzechy i stały się technologią ogólnodostępną. Amatorzy mają możliwość docierać do miejsc i chwytać kadry, które wcześniej zarezerwowane były dla wysokobudżetowych projektów.
Z czasem Państwa wprowadziły ochronę swojego terytorium powietrznego, zakazując lotów nad miastem. Ale kilku fotografów wykorzystało okienko pomiędzy pojawieniem się konsumenckich dronów a wprowadzeniem ograniczeń prawnych i stworzyło przepiękne zdjęcia z lotu ptaka. Jednym z nich był Amos Chapple, którego zdjęcia można obejrzeć w fajnym poście na BusinessInsiderze [KLIK KLIK ].
Jakiś czas temu powstał również serwis Dronestagram, czyli taki Instagram dla fotosów wykonywanych z lotu ptaka. Jak w każdym serwisie ze zdjęciami — zawartość jest bardzo różnej jakości, ale można trafić na sporo perełek.
Sprawdźcie tutaj: [ KLIK KLIK KLIK ]