fbpx
Przejdź do treści

Piąteczka! #3

Sko­ro to już trze­cia część pod tym szyl­dem, to już swo­bod­nie mogę mówić o cyk­lu. Niereg­u­larnym, bo niereg­u­larnym, ale jed­nak cyklu.

A w dzisiejszym odcinku trochę liter­nict­wa, muzy­cz­na arche­olo­gia i trochę o biz­ne­sie. Jeśli w ogóle kogokol­wiek to intere­su­je, to… smacznego!

Huncwot ogarnia Polonę

Lubię typografię. Lubie liter­nict­wo. Lubię ładne, zgrab­ne literki.

Z lekkim rumieńcem wsty­du przyz­nać muszę, że… nie miałem poję­cia o ist­nie­niu Polony. A pro­jekt to arcy­ciekawy! Jest to oga­r­ni­any przez Bib­liotekę Nar­o­dową zbiór tek­stów lit­er­ac­kich i naukowych, doku­men­tów, cza­sop­ism, nut oraz innych druków wydawanych w Polsce na przestrzeni ostat­nich 600 lat!

Powołany do życia przez agencję Hunc­wot pro­jekt Typo/Polona to gen­er­a­tor napisów wyko­rzys­tu­ją­cy przepastne zbio­ry liter­nict­wa z kat­a­logu Bib­liote­ki Narodowej.

Cytat ze strony projektu:

Już wkrótce udostęp­nione zostanie nowa wer­s­ja por­talu opar­ta na ogóln­o­dostęp­nym API, za pomocą którego moż­na będzie tworzyć własne zbio­ry danych z mil­ionów zdig­i­tal­i­zowanych przez Bib­liotekę Nar­o­dową doku­men­tów. Pro­jekt Polona Typo opar­ty został na API Polony, dzię­ki czemu możli­we było wycię­cie tysię­cy liter z książek, plakatów czy map pow­stałych na przestrzeni przeszło sześ­ciu wieków pol­skiej historii.

Pobaw­cie się sami, bo to na prawdę fajne narzędzie!

[ KLIK, KLIKKLIK ]

Zrzut ekranu 2015-05-29 o 20.18.10

Słynne logosy kreślone ręcznie

A sko­ro przy liter­nictwie jesteśmy — sprawdź­cie goś­cia, który przy uży­ciu różnych tech­nik kaligraficznych odt­warza słynne logotypy.

Swo­ją drogą, na mojej buck­et liś­cie jest między inny­mi pozy­c­ja doty­czą­ca caligraf­fi­ti. Pewnego dnia na pewno to ogarnę!

[ścież­ka dźwiękowa fatal­na, więc zale­cam ją wyciszyć]

Historia kompaktu

Pamię­tam pier­wszą kupi­oną przeze mnie kasetę mag­neto­fonową. Jeszcze w cza­sach wol­nej amerykan­ki na rynku wydawniczym, zan­im wprowad­zono holo­gramy jako oznacze­nie legal­nego nośni­ka. Była to wydana przez Takt ścież­ka dźwiękowa z fil­mu „Trzej Muszki­eterzy” ze szlagierem „All for one” i kosz­towała dwanaś­cie tysię­cy zło­tych, czyli… zło­ty dwadzieś­cia na nowe.

Pamię­tam pier­wszy kupi­ony przeze mnie winyl. Było to „Back in black” Who­di­ni, o którym wspom­i­nałem już tu przy okazji pier­wszego odcin­ka wyliczan­ki najważniejszych płyt mojego życia.

Ale szcz­erze przyz­nam, że… nie pamię­tam pier­wszego kom­pak­tu. Wyda­je mi się jed­nak, że bardziej znaczące jest to, że kupu­je je nadal.

W tym miesiącu mija trzy­dziestole­cie wyda­nia piątego albu­mu studyjnego Dire Straits. “Broth­ers in arms” uznawany jest za przeło­mowy dla kom­pak­tu, bo było pier­wszą płytą, której sprzedaż na tym nośniku przewyższyła ilość kopii sprzedanych na winylu.

I z tej okazji The Guardian opub­likował arcy­ciekawy (choć ostrzegam — dłu­gi) artykuł o his­torii sre­brnego krążka.

[ KLIK, KLIK, KLIK ]

Zrzut ekranu 2015-05-29 o 20.12.38

Słownik biznesowych skrótów

Kor­po-biznes-bull­shit-slang. Możesz go nien­aw­idz­ić. Możesz się z niego nabi­jać. Możesz nawet próbować z nim walczyć.

Ale spróbuj tego ostat­niego w roz­mowie z kierown­ikiem mar­ketingu dużego kon­cer­nu, z którym właśnie omaw­iasz szczegóły pro­jek­tu, za który Twój pra­co­daw­ca zgar­nie kilka­dziesiąt tysi­aków. Wyzy­wam Cię — spróbuj.

Przyz­nam sam, że co chwila potykam się o nowe skró­ty, których nie oga­r­ni­am. I nawet jeśli przy pier­wszym kon­tak­cie z jakimś dzi­wactwem go nie rozu­miem, to jed­nak ASAP próbu­ję się z nimi zapoz­nać. Po to, żeby EOD wiedzieć OCB i przy najbliższej okazji może nie koniecznie stosować taką for­mę wypowiedzi, ale przy­na­jm­niej wiedzieć jak do niej nawiązać.

A z pomocą może przyjść fajny post od Zapiera.

[ KLIK, KLIK, KLIK ]

Zrzut ekranu 2015-05-29 o 20.15.45

Czerwona książeczka od Fejsbuka

Nie jestem fanem kor­po­ra­cyjnego środowiska pra­cy. Od pro­ce­dur doty­czą­cych każdego aspek­tu funkcjonowa­nia w fir­mie, krawatów i karierowej dra­bin­ki wolę bliską relację z przełożonym, samoor­ga­ni­za­cję i — rzecz jas­na — tiszerty.

Nie negu­ję pro­ce­dur jako takich — są przy­datne i od pewnego eta­pu roz­wo­ju firmy wręcz potrzeb­ne. Przyglą­da­jąc się poczy­nan­iom różnych kor­po­racji zawsze dość intere­su­ją­cym wyda­je mi się ten związany z wprowadzaniem nowego człowieka do firmy.

Dość częs­to wśród paki­etu pow­ital­nego świeżak dosta­je księgę zasad panu­ją­cych w fir­mie. Może być to podane w formie szty­wnego reg­u­laminu („przeczy­taj, zapamię­taj, zas­to­suj”) lub zajawkowej książecz­ki, którą nie tylko wcią­gasz na szy­bko i z przy­jem­noś­cią, to jeszcze chcesz postaw­ić na półce i pokazy­wać ją odwiedza­ją­cym Cię zna­jomym jako fajnie wydaną broszurkę.

Bo ja na przykład tą, którą dosta­ją pra­cown­i­cy Fejsa, z chę­cią bym na półce postawił.

[ KLIK, KLIK, KLIK ]

Zrzut ekranu 2015-05-29 o 20.17.00