Trololololo. Napisz tu jakiegoś wstępniaka, jak już będziesz wiedział o czym w ogóle będzie ten post.
Wczoraj balowałem.
Wieczór zaczął się od planszówek i piwa z ekipą z pracy, a skończył się na koncercie Flue.
Wstałem rano z lekkim kacem. Choć i tak dzień zacząłem znacznie wcześniej z zdecydowanie w lepszej formie niż się tego spodziewałem.
Większość dnia spędziłem na ogarnianiu domu.
Poodkurzałem. Wypucowałem łazienkę. Przejrzałem tą stertę kartek, ulotek, wizytówek i rachunków, które skrupulatnie odkładałem od kilku tygodni na jednej z półek. A nawet w końcu wybrałem i wsadziłem w ramki zdjęcia wywołane kilka tygodni temu.
Po obiedzie dały o sobie znać nocne wojaże. Przyłożyłem głowę do poduszki i jak tylko kundel zwinął się w nogach — odpłynąłem.
Gdy już się obudziłem — przyszedł czas na spacer z futrzakiem. Zeszło mu trochę z załatwieniem swoich spraw, więc przy okazji zadzwoniłem do Rodziców.
Po powrocie do domu siadam do kompa. Patrzę na zegarek i uświadamiam sobie, że jestem w czarnej dupie. Jest 17:58, a ja NIE MAM JESZCZE NIC NA BLOGA NA DZIŚ. Muszę szybko coś wykombinować, bo wiem już z doświadczenia, że publikowanie tekstu po 20 nie ma większego sensu. Bo nikt go już raczej nie przeczyta.
Mam otwartych kilka tekstów — może uda się zamknąć któryś z nich? Odpalam więc ten o tym, że dziś wszyscy jesteśmy vlogerami. Składam trzy zdania i dochodzę do wniosku, że… jeszcze nie pora na niego. No to może ten o “liczbach”. To pomysł, który zrodził się ponad rok temu i wraca jak bumerang co chwilę. Próbuję więc złożyć rozsądnie brzmiący akapit. Ale nie jestem w stanie.
Dochodzę do wniosku, że palenie fajnych tematów z powodu presji projektu #1Dziennie nie ma większego sensu. I zamiast pisać je na kolanie, wolę dać tematowi dojrzeć jeszcze trochę.
Z tego samego powodu nie ruszam dziś tematu berlińskiego Thai Park na Degustacjach Groszków. Co w takim razie dalej?
Byłem ostatnio z aparatem na koncertach Taco Hemingwaya, Balkanscream, Hańby i So Flow… Może wrzucę jakieś kadry z tych wydarzeń na PhotoSorry? A może przejrzę zapisane “na później” linki z fejsbuka i znajdę tam coś ciekawego na bloga przy Grochowina.net. Dwa ostatnie pomysły są bez sensu, bo założyłem sobie przecież, że skupiać się będę na publikowaniu treści na głównym blogasku…
Na szczęście do końca projektu #1Dziennie zostało już tylko 12 dni. Boże, jak on mi czasami załaził za skórę. Powinienem o tym kiedyś napisać tekst…
Oh, wait…
Szanowny czytelniku,
przepraszam Cię za zmarnowanie dwóch minut Twojego cennego czasu. Na czytanie powyższych kilku nieskładnych akapitów.
Ten post pisałem pół godziny. Wyłącznie po to, bym mógł go podlinkować za niecałe dwa tygodnie w tekście podsumowującym ostatnie dwanaście miesięcy. Posłużyć ma za przykład treści, która nie powstałaby gdyby nie projekt #1Dziennie. Za negatywny przykład. Ale… nie uprzedzajmy faktów.