Chwilę temu przypomniałem sobie o wyjątkowo nieregularnym cyklu. W jego ramach podsumowuję to co udało mi się doświadczyć w temacie muzyki w ciągu ostatniego miesiąca kalendarzowego.
Idąc za ciosem — zapraszam do marcowego podsumowania.
Snowid na żywo
O Snowidzie opowiadałem Wam już przy okazji podsumowań 2k15. Wspominałem wówczas, że wśród koncertowych priorytetów na najbliższy czas mam zobaczenie go na żywo. I w marcu w końcu udało się to zrealizować.
Sztuka odbyła się w krakowskiej Kawiarni Naukowej. I przyznam szczerze, że choć do samego lokalu za szybko nie wrócę, to była to lokalizacja najlepsza z możliwych dla tego wydarzenia. Było mrocznie, brudno, podziemnie.
Przed koncertu uciąłem sobie pogawędkę z dawno nie widzianym znajomym, którego poznałem za sprawą tego bloga (pozdro Janek). I udało mu się w zdefiniować Snowida w najlepszy z możliwych sposóbów:
To esencja bycia geekiem na przełomie lat 80 / 90. Jeśli miałeś Atari, C64 albo Pegasusa i generalnie 8bitowe gry nie są Ci obce; jeśli oglądałeś “Sondę” i “Przybyszów z Matplanety”; jeśli czytałeś Thorgala to… zrozumiesz.
Cały wieczór mogę w wielkim skrócie zdefiniować jednym stwierdzeniem: nie wiem czy w życiu widziałem coś równie przedziwnego i niezwykłego równocześnie.
Chwilę po rozpoczęciu koncertu usłyszałem rozmowę dwóch stojących obok mnie gości:
- Widzisz coś?
— Nie. I nie chcę widzieć. Ja się ich boję…
O matko, jakie to jest zajebiste!
Półnagi wokalista na twarzy i przedramionach wymalowany czarną mazią przypominającą… smołę? Również półnagi laptopowy didżej z twarzą zasłoniętą czymś, co przypominało maskę muchomora o świecących oczach. Rekwizyty w postaci gwiezdnego młota (który to wokalista otrzymał podobno na jednym z koncertów od wiernego fana), czaszki z porożem czy bukłaka z wodą. Pełne ekspresji tańce i darcie mordy do mikrofonu w rytm muzyki będącej połączeniem elektroniki, punka i metalu… Kosmos.
Przekrój publiczności dość szeroki — od licealistów po 50+. Od studentów filologii po menadżerów z korporacji. Od gothów po hiphopowców. Nie miało znaczenie kim jesteś. Ważne, że miałeś potrzebę tu być.
To co zwróciło moją szczególną uwagę to właśnie ogromna świadomość wśród publiki. Na sali mnóstwo ludzi koszulkach Snowida, w trakcie kolejnych numerów większość sali nie tylko skandowała refreny, ale wręcz całe zwrotki. Fajnie było w końcu czynnie móc dołączyć do tego tajemniczego kręgu.
Do domu wróciłem z płytą. Więc następnym razem i ja będę znał wszystkie teksty.
“Nowości” na półce
Kupując płyty, skupiam się przede wszystkim na albumach. A wszelkiego rodzaju składanki czy płyty z serii „the-best-of” zawierające zbiór kompozycji różnych artystów lub przegląd twórczości jednego artysty staram się omijać szerokim łukiem. Wyjątek zrobiłem dla Harolda Melvina i Blue Notes. A konkretniej dla płyty “Satisfaction Guaranteed. The best of Harold Melvin and The Blue Notes & Teddy Pendergrass”. Bo tytułowego utworu, szukałem od bardzo, bardzo dawna:
A poszukiwałem z powodu użytego przez Dwa Sławy sampla w jakże przeze mnie ulubionym “O sportowcu, któremu nie wyszło”:
Swoją drogą, zupełnie przegapiłem fakt, że Miuosh wykorzystał już ten sampel cztery lata wcześniej. Choć cieszy fakt, że reprezentacja Łodzi wzięła go na warsztat ponownie. Bo wyszło im to zdecydowanie lepiej.
Ku mojej uciesze, na owej składance znalazłem “Wake up everybody”:
… który pięć lat temu doczekał się cudownej reedycji w wykonaniu Johna Legenda z Rootsami stworzonej w kooperacji z Melanie Fioną i Commonem:
W marcu postanowiłem też w końcu odwiedzić mieszczący się na Dobrego Pasterza (czyli na sąsiednim osiedlu) sklep z płytami. Spędziłem tam tylko kilka chwil, ale wyszedłem z dwoma winylami i mocnym postanowieniem powrotu. Bo po pierwsze to miejsce to prawdziwa kopalnia perełek, po drugie — i co najważniejsze — z baaaaaardzo przystępnymi cenami.
Pierwsza z płyt to “Życie Moje” Elżbiety Wojnowskiej z “Małym szarym człowiekiem”:
…. którego część z Was może znać w takiej wersji:
Druga to „Być nażeczoną Twą” Ireny Jarockiej z „Byłeś słońcem moich dni”:
… które z kolei wykorzystał Noon w „Mojej historii” Grammatika:
Goryl w kosmosie
Mój człowiek Igorilla z końcem miesiąca zaatakował internet nowym singlem o nazwie „Wysokie Napięcie”. A w obrazku do tego utworu zabiera słuchacza / widza na pokład Polskiej Stacji Kosmicznej L.E.M. Zrealizowany we współpracy z Narodowym Centrum Kultury klip to hołd złożony Stanisławowi w 10. rocznicę jego śmierci.
Podobno w tym roku mam się w końcu doczekać solowego debiutu Igora. Więc czekam!
Nowy Mayer
Przebieram nogami w oczekiwaniu na nowy album Hawthorne’a. Co prawda jego premiera nastąpi z początkiem kwietnia, ale w marcu pojawiły się dwa single promujące “Man about town”.
Pierwszy — “Cosmic Love” — doczekał się wideoklipu:
Drugi dostępny tylko w formie audio:
Oba powinniście już doskonale znać, jeśli śledzicie Sztos Alerty.
Hasztag: SZTOS i CZEKAM.
Charles Bradley przedpremierowo
1 kwietnia do oficjalnej dystrybucji trafi najnowszy album Charlesa Bradley’a. Stali czytelnicy wiedzą jak wielką sympatią darzę tego człowieka, więc i tu nie powinno Was zaskoczyć, że czekam bardzo.
Kilka dni temu za sprawą NPRmusic do sieci trafił oficjalny i w pełni legalny odsłuch tego materiału.
I jest wybornie. Ani muzycznie, ani lirycznie ta płyta nie zaskakuje pod żadnym względem. To wciąż nadgryzionym zębem czasu Czarnuch, który śpiewa swoje smutne piosenki. Ale niczego więcej od niego nie oczekuję. Bo robi to tak, że nie mam dość.
Z promującym go singlem “Changes” mieliście już do czynienia w jednym z poprzednich Sztosów:
I moim zdaniem ta wersja bije na głowę oryginał. Nawet jeśli pierwsza wersja wyszła z rąk Black Sabbathu:
KNO lubi Banksy’ego
Na koniec ciekawostka…
Wrzuć wideo bekającego psa na jego profil na Instagramie:
Zbierz lajka od KNO z Cunninlynguists :)