Miałem napisać posta na temat przetaczającej się przez media afery. Ale wszystko w tym temacie napisałem już na fejsie, a jeszcze dobitniej ujął to w swoim poście Krzysiek. Zamiast zajmować się taśmami z rozmowami postanowiłem poświęcić energię na zdecydowanie bliższy mi wątek nagrań. Przyszedł zatem czas na muzyczne podsumowanie maja.
Rafcore — Rafcore
Z Rafałem chodziliśmy do jednego liceum. Od zawsze byłem fanem jego projektów muzycznych — najpierw Randoma (pamiętam, że dostałem kiedyś nawet propozycję spróbowania sił u nich jako wokalista; niestety — nie podjąłem się), później Sickbaga. O planach wydania solowego materiału słyszałem już od dosyć dawna. Wydane w 2012 EP3 nie przypadło mi za bardzo do gustu, więc do debiutanckiego albumu podchodziłem z lekkim dystansem. Okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie. Bo Rafcore to materiał wręcz doskonały! Wspominałem jakiś czas temu, że uciekam ostatnio od rap sceny w kierunku elektroniki i cięższych gitar, a krążek ten jest idealnym mariażem tego typu brzmień. Słychać tu fascynację autora takimi bandami, jak Nine Inch Nails, Enter Shikari czy ostatnim Kornem. Fajnym smaczkiem jest też remiks Radicala, wywodzącego się z ETM producenta drum’n’bssowego. Album super spójny i bardzo energetyczny. Myślę, że nie zabraknie go w rocznym podsumowaniu.
Flue — “Chemical Burst”
Pierwszą piątkę z Przeplachem przybiłem już prawie dekadę temu. Grześka poznałem za sprawą Mango Collective. Z Bolanem zetknąłem się pierwszy raz, gdy razem z the Gang Bang Band (zresztą razem z Grześkiem) grywał razem z MC Silkiem. Skład Flue dopełnia Patryk, który na koncie kilka jazzowych nagród. Od pewnego czasu w krakowskich klubach spotkać można występujących występy zespołów spontanicznie powołanych do życia przez ludzi, którzy po prostu chcą grać. Tak powstało The Gang Bang Band, tak zawiązała się Formacja, tak utworzyło się i Flue (co ciekawe — Grzesiek i Bolan udzielają się we wszystkich trzech projektach!). Flue pisze o sobie tak:
Połączenie czterech całkiem rożnych osobowości dało mieszankę wybuchową, ktorej owocem jest autorski materiał, nawiązujący stylistycznie do muzyki lat 70/80 — brudny funk, jazz, hip hop, disco.
I ja to szanuję. I liczę na to, że swoje szalone brzmienia zamkną w jakimś fizycznym formacie, który będę mógł ustawić na swojej półce. A póki co warto sprawdzić opublikowany w maju numer „Chemical Burst”.
OSTR & Marco Polo — Kartagina
Dla Adama to pewnie jeden z ciekawszych projektów, jaki zrealizował w życiu. Ale nie jest to moja ulubiona płyta z jego dyskografii. Cieszy mnie natomiast, że udało mi się postawić ją na półce. Z dwóch powodów. Standardem stało się już, że płyty Ostrego opakowane są w niezwykły sposób. Jak zwykle za warstwę wizualną odpowiadał Grzesiek Piwnicki, czyli Forin, który od pewnego czasu wraz z Piotrkiem Jasińskim funkcjonują jako Truest. Krążek został wydany w dwóch wersjach. Już ta podstawowa (sklepowa) mocno odbiegała od przyjętych standardów. Zamknięta jest bowiem w formie dwustronnej 72-stronicowej książeczki — w jednej części umieszczone zostały teksty Adama, część druga zawiera fotografie prac ilustrujących każdy numer na płycie. Wersja premium wzbogacona została o kilka stickerów, monetę z podobiznami Adama i Marco Polo, plakat oraz bandanę Hip Hop Hooligans, a całość zamknięta została w kartonowym pudełku z pieczątką Kartaginy. całość możecie zobaczyć na poniższej wideo prezentacji, którą nagrałem w trakcie rozpakowywania.
Ta wersja na sterydach wyprzedała się w preorderze w ciągu dwóch godzin. Szczęśliwie udało mi się wejść w jej posiadanie prywatnymi kanałami (pozdro Haem!) i dołączyła do kolekcji innych prac Forina na mojej półce. Swoją drogą w maju miałem okazję posłuchać, jak chłopaki z Truest w trakcie festiwalu ArtBuzz opowiadają o całym koncepcie kampanii promocyjnej. Całość udało mi się zarejestrować, więc jak tylko przebrnę przez drobne problemy natury techniczno — montażowej, materiał trafi z pewnością tutaj.
The Roots — …And Then You Shoot Your Cousin
Wybaczcie, ale na ten moment nie jestem w stanie napisać nic więcej poza suchą informacją: w maju wyszedł nowy album grupy z mojego absolutnego top 3. Mimo początkowej fascynacji (wynikającej chyba z faktu, że pojawił się świeży album studyjny Filadelfijczyków), materiał zamknięty w tym krążku najzwyczajniej w świecie nie wyrwał mnie z butów tak jak jego poprzednicy. Prawdę mówiąc, przesłuchałem go trzy razy i od tego czasu już do niego wróciłem. Być może muszę dać tej płycie nieco więcej czasu?