fbpx
Przejdź do treści

Muzyczny alfabet 2015 [świat]

[A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – J] [K – L]
[M – N] [O – P] [Q – R] [S – T] [U – W] [X – Z]

I jak the Internet

To wyśmieni­ta soulowa for­ma­c­ja, która zade­bi­u­towała w 2011 wyda­jąc album w wytwórni Tylera The Cre­ato­ra. W zasadzie ich krążek był również debi­u­tanckim wydawnictwem samej wytwórni.

Musi­ały upłynąć cztery kole­jne lata bym o nich usłyszał. Pewnie dlat­ego, że nigdy nie byłem wyjątkowym fanem ekipy Odd Future. Szczęśli­wie mam w gronie zna­jomych ich wiernych wyz­naw­ców. I dzię­ki temu w tym roku dowiedzi­ałem się o ist­nie­niu The Internet.

Bard­zo dobry mate­ri­ał do wiec­zornej kon­tem­placji i relak­su. Wiec­zorową porą zakładam słuchaw­ki, włączam “Ego Death” i odpływam.

I jak Illa J

I znów poz­wolą Państ­wo, że zacy­tu­ję sam siebie:

Kil­ka razy w tym roku potykałem się o najnowszy jego album i “momen­ty były”. Nie gwał­ciłem rip­itu na tym krążku, ale wracałem wyry­wkowo do wybranych rzeczy. Przede wszys­tkim do przemistr­zowskiego “Uni­verse”.

Żebyśmy mieli jas­ność – to bard­zo dobry mate­ri­ał, ale chy­ba nie trafiłem z nim w odpowied­ni moment czy nas­trój i po pros­tu… trochę przeszedłem obok.

Doda­jąc do tego bard­zo udany kon­cert w Poli, młod­szy Yancey zde­cy­dowanie zasłużył na miejsce w tegorocznym podsumowaniu.


J jak Jungle!

O mamo, jak to banglało w zeszłym roku w samo­chodzie! Jestem abso­lut­nie zau­roc­zony t

J jak Jack Ü

Dip­lo budz­ił zawsze we mnie skra­jne uczu­cia. Chy­ba nigdy nie byłem w stanie prze­jść przez jego pły­ty w całości.

Dla przykładu na takiej zeszłorocznej „F10RIDA” są momen­ty, które kocham („Flori­da”, „Big Lost”, „Flute Jawn” czy fenom­e­nalne „Sarah”), są i takie, których abso­lut­nie nie rozu­miem („Dip­lo Rythm”, „Mon­ey Pow­er Respect” czy „Mak­ing it hard”). Ten sam prob­lem mam zresztą z Major Laz­erem, którego jest współau­torem i przez którego pły­ty nie jestem w stanie prze­brnąć w całości.

Skrillex od zawsze był poza moim obszarem zain­tere­sowa­nia. Jedyny moment, w którym nasze dro­gi się skrzyżowały to ostat­nia pły­ta Kor­na, na którą dodał swo­je trzy grosze.

I nagle obaj panowie postanow­ili połączyć siły, zaprosić do współpra­cy różnorod­nych wokalistów — jak Alu­na­George, Kiesza, 2Chainz czy… Justin Bieber — i stworzyli jeden z ciekawszych main­streamowych pro­jek­tów w 2k15. Który słucham bez przeskaki­wa­nia do kole­jnych utworów. Bard­zo dobry mate­ri­ał, do którego wrócę pewnie nie raz.

J jak Jamie Woon

Mak­ing time” poz­wolił mi wyciszyć się i znaleźć uko­je­nie w trak­cie dość bur­zli­wej końców­ki roku.

Nie ma tu spek­taku­larnych zwrotów akcji. Pły­ta została wyczyszc­zona ze zbęd­nych przeszkadzajek.Porzucił całkowicie elek­tron­iczne efek­ty na rzecz muzyków. Jego nowy album jest syn­tezą neosoulowego brzmienia. Głównym instru­mentem jest tu wokal, a wszys­tkie pozostałe środ­ki mają na celu wyłącznie jego uwypuklenie.

[A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – J] [K – L]
[M – N] [O – P] [Q – R] [S – T] [U – W] [X – Z]

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12