fbpx
Przejdź do treści

Muzyczny alfabet 2015 [świat]

[A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – J] [K – L]
[M – N] [O – P] [Q – R] [S – T] [U – W] [X – Z]

X jak X Ambassadors

Szcz­erze i bez ściemy — wrzu­cam ich tu trochę na siłę.

X Ambas­sadors czyli alt-rock­owe granie z US&A to jedyny kandy­dat spod X jaki pojaw­ił się po drodze.

Na ich “VHS” z zeszłego roku nawet i momen­ty były. Szko­da tylko, że pły­ta była tak nierów­na, że zan­im dotarłem do tychże momen­tów, to… usnąłem. Więc raczej nie pole­cam w całości.

Ale prze­chodząc do tych jaśniejszych momen­tów. Ich “Rene­gades” już pewnie Wam się o uszy obiło. Całkiem zgrab­nie brz­mi “Gor­geous”, które momen­ta­mi przy­pom­i­na Maroon 5. Przy­jem­nie słucha się “Ner­vous”, które oparte jest na 2stepowej perkusji, choć to raczej bal­la­da niż taneczny numer. I chy­ba najdzi­wniejszy, a zarazem naj­ciekawszy “Love­less”. A zresztą… sprawdź­cie sobie całość i przekon­a­j­cie się sami.


Y jak Yelawolf

Yela od cza­su do cza­su gdzieś tam się przewi­jał, ale nigdy nie poświę­ciłem mu tyle cza­su co w tym roku.

Przy pier­wszym wyry­wkowym kon­tak­cie nie do koń­ca mogłem zrozu­mieć, czemu brać hiphopowa tak bard­zo się nim zach­wyca. Wytatułowany red­neck o aparycji bardziej Kid Roc­ka niż rapera. Przyz­nam nawet, że przy tych pier­wszych wyry­wkowych kon­tak­tach nie do koń­ca słysza­łem w tym rap. Bo zawsze trafi­ałem aku­rat na śpiewane partie.

Ale, gdy już przesłuchałem od des­ki do des­ki, to… włączyłem ponown­ie. I gdy już przesłuchałem od des­ki do des­ki, to… włączyłem ponown­ie. I gdy już… Łapiecie, co nie?

W aucie zado­mow­ił się na tyle, że Karo­la — którą raczej rapem męczę — chce, żeby włączyć “Till It’s Gone”. I owszem, to jeden z naj­moc­niejszych momen­tów tej pły­ty. Ale równie jas­ny­mi punk­ta­mi są “Best Friend” z gościn­nym udzi­ałem Emine­ma, “Emp­ty Bot­tles”, “Whisky in a bot­tle”, “Ball and chain”, “Amer­i­can You”, “Dev­il in My Veins”, “Ten­nessee Love” i… i jeszcze dziesięć innych numerów. Czyli w całości.

Sprawdź jak nie znasz. Chy­ba warto.

Z jak John Zorn

To jest wręcz zaskaku­jące, ale Zorn wydał płytę, przez którą byłem w stanie prze­brnąć. Ba, nagrana w ramach pro­jek­tu John Zorn & The Dream­ers “Pel­lu­ci­dar — A Dream­ers Fantab­u­la” to album, który byłem nawet w stanie polubić!

Wpływ na to pewnie może mieć fakt, że Zorn wys­tępu­je ty tylko w roli kom­pozy­to­ra, a rolę egzekucyjną biorą na siebie członkowie The Dream­ers. Ale praw­da jest taka, że album ten może nawet stanow­ić dla mnie punkt wyjś­cia do zapoz­nawa­nia się z jego twór­c­zoś­cią. Bo przez całe życie omi­jałem go sze­rokim łukiem, kojarząc pojechany­mi free jaz­zowy­mi improw­iz­a­c­ja­mi. Ale może byłem w błędzie?

[A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – J] [K – L]
[M – N] [O – P] [Q – R] [S – T] [U – W] [X – Z]

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12