[A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – K] [L – M]
[N – O] [P – Q] [R – S] [T – V] [W – Z]
L jak Lilu
Zupełnie nie rozumiem, czemu w większości podsumowań roku 2015 „Outro” zostało przemilczane.
Królowa wróciła. Ale jak się okazuje… tylko, żeby się pożegnać.
Ustalmy sobie jedną rzecz — nie chcę nawet słyszeć, że to ma być ostatnia rapowa płyta w karierze Olki. Kategoryczne NIE. Nie zgadzam się.
W polskiej rap grze nie było nigdy i pewnie nie będzie już takiej osobowości. Mogę rozumieć jej zmęczenie czy focha. Mimo świetnych numerów nigdy nie przebiła się do świadomości szerszego grona. Z wielką szkodą dla tejże masy. Jeżeli nie mieliście okazji się do tej pory zetknąć z jej twórczością, zacznijcie od takich sztosów jak “Tikatukatam” z debiutanckiego LA, “Mama mówiła” z C/A, “Poppin’ tags” ze wspólnego z didżejem DBT mikstejpu Naturalna kolej rzeczy, gościnną zwrotkę w utworze “Ty” na drugim Dinalu (najlepiej w remiksie Shirley Brown Spalbobmix) albo zupełnie nie rapowane, ale jakże wyborne “Drzewo” z “Panien morowych”.
Lilu na “Outro” płynie jak zwykle w swoim charakterystycznym stylu. Mega techniczne i klasyczne flow plus śpiewane refreny . Tekstowo zjada tu co najmniej 3/4 artystów ze swojego gatunku, którzy wydali materiał w zeszłym roku.
Zapalam świeczkę.
Lilka, mam nadzieję, że wpadniesz z tym materiałem do Krakowa.
L jak Lewicki
Miałem dylemat czy Michała Lewickiego umieszczać tutaj, czy może w podsumowaniu międzynarodowym. Bo swój “Ton” wydał w niemieckim Project:Mooncircle, w której katalogu można znaleźć między innymi Flako, Joe Kickassa, kidkanevila czy Long Arma.
Lubię tej płyty słuchać przed snem. Bo poza dość szalonym i mocno technicznym “Komedą” krążek ten wypełniony jest w całości bardzo spokojnymi brzmieniami z pogranicza house’u i lo-fi. Dużo tu przestrzennych dźwięków, jeszcze więcej odgłosów tła. Wsłuchując się w poszczególne ścieżki można odpłynąć w hipnotyczne stany.
Co ciekawe, Lewicki nie jest jedynym Polakiem, który wydał płytę w tej niemieckiej wytwórni. W 2012 swoje “Finst Ego | Find” wydał tu stacjonujący w Krakowie Good Paul. W 2013 swoje podwójne LP wydał tu również Blossom, który nazywany jest czasem “polskim Bonobo”. Ot, ciekawostka.
M jak Metro
Uwaga: będzie trochę pompatycznie i górnolotnie.
Mój kontakt z Metrowskim to taki przykład, że jak się po prostu kocha muzykę i żyje nią, to moment spotkania z artystą, którego się szanuje prędzej czy później nastąpi w sposób naturalny.
Pierwszą płytę Maćka — „Antidotum EP” — kupiłem zaraz po wydaniu. W 2005 było dla mnie dość zaskakujące, że gość wydaje tak wyborny materiał wyłącznie na winylu. I ten nośnik stał się u niego standardem po dziś dzień. Bo przez 10 lat od debiutu, tylko jedna z płyt, za której produkcję odpowiadał w całości nie ukazała się na wosku (Polskie Karate).
Pierwszy uścisk dłoni wymieniliśmy przy okazji premierowego koncertu Wygi w Łodzi. Potem widzieliśmy się na planie teledysku „Poczuj moc”, na którym robiłem fotosy z realizacji. A ostatnio miałem okazję towarzyszyć mu i Jankowi w studio, przyglądając się powstawaniu ich nowego projektu. I to co usłyszałem mocno zaostrzyło mój apetyt. Hasztag: CZEKAM.
Wracając do wydawnictwa z 2015. O pracy nad „Blunted Album” Maciek wspominał mi na początku roku. Potem przez kilka miesięcy nie rozmawialiśmy i fakt ten całkowicie wypadł mi z głowy. Gdy w listopadzie podbiłem z pytaniem o konkrety, okazało się, że trafiłem w przeddzień wyjazdu do tłoczni po odbiór wosków.
Fakt wart odnotowania: “Blunted Album” to pierwsza płyta Metrowskiego, której nakład przy praktycznie zerowej promocji wyprzedał się w ciągu 24 godzin. Dziwnym nie jest, bo Metro to solidna marka w undergroundzie. A materiał jest na światowym poziomie.
To płyta, którą spokojnie można włożyć pomiędzy albumy Madliba czy J.Dilli. Chyba nigdy nie było na naszym gruncie producenta, który odnajdywałby się w tych szalonych brudnych brzmieniach.
Płyta w większości jest instrumentalna. Goście pojawiają się wyłącznie w dwóch utworach — Ohno, Wildchild i Dj Romes w „Gritty” oraz Dj Falcon1 w „I got the beat”. Nad resztą krążka Maćko jest sobie okrętem i kapitanem. Znaleźć tu można wszystko to, co dla Metrowskiego charakterystyczne — ciężki bas, klawiszowe wstawki, łamane hiphopowe bębny oraz mnóstwo filmowych sampli. I cieszy, że całość została zamknięta w poligrafii zaprojektowanej przez Sainera. Jest pięknie.
Warto śledzić informacje od Queen Size Records, bo może i w niedługim czasie coś tam w temacie Metrowskiego ciekawego może wypłynąć.
Swoją drogą, ostatnio rozmawiałem z Maćkiem o jego bogatej dyskografii. Bo płyt, w których maczał palce (produkując w całości, częściowo lub remiksując) jest ponad dwadzieścia. I udało mi się ustalić, że brakuje mi tylko dwóch krążków — „Naturalnie EP” Tetrisa i „Nic Nowego” Esdwa i Pogza. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś uzupełnić tę lukę w kolekcji.
M jak Marika
Wokal Marioli poznałem w 2003 za sprawą „Dancehall Class Testu” Feel‑X’a, gdzie pojawiły się jej pierwsze wspólne numery z Frenchmanem. Rok później wydali wspólnie „Mówisz i masz” jako Bass Medium Trinity. Do dziś nie wiem jakim cudem zmobilizowałem się do zakupu siedmiocalowego winyla z moim ulubionym „Pociągiem z Babilonu” (z drugiej strony z numerem Kadubry „Korupcja”). Przez dziesięć ostatnich lat nie widziałem go nigdy na Allegro, więc zakładam, że każdy kto wtedy to kupił trzyma ją na półce wśród skarbów.
Do jej debiutanckiego solowego „Plenty” wracam do dziś. Bo nie ma tam słabych momentów.
Potem przyszedł czas rozstania, bo kolejne płyty zupełnie do mnie nie trafiły. Sporo popularności przysporzył jej udział w roli współprowadzącej “Voice of Poland” u boku Tomka Kammela. I jakoś ta popowa wersja Mariki przeszła obok mnie.
Na początku lata 2015 pojawiły się “Tabletki” z gościnnym udziałem XXANAXXu. I to była prawdziwa petarda. “Marta Kossakowska” do sklepów trafiła w październiku. I jest to kolejny krok milowy w karierze Marty Kossakowskiej.
Był epizod dancehallowy, był soul, był pop. Przyszedł czas na dojrzałą artystkę estradową. Taką, która po latach młodzieńczej zabawy z piosenkarkę ukrywającą się pod pseudonimem, może w końcu go odrzucić i przedstawić się z imienia i nazwiska.
Marta na “Marcie Kossakowskiej” pokazuje przede wszystkim swoją wszechstronność. I solowo, i w duetach. I soulowo, i nowocześnie. Bezbłędnie zarówno w wysokich, jak i niskich rejestrach.
Nie wiem czy będę wracał do całej płyty (tak, jak do “Plenty”). Ale z pewnością wybiórczo będę sięgał po tę płytę. Po utwory takie, jak wspomniane “Tabletki”, “A jeśli to ja” z Gooralem, “Drugi dzień” z wybornie połamaną ścieżką dźwiękową, czy do “1000 lamp”.
Na pewno sprawdzić warto.
M jak Mono.Log
To był świetny rok dla rapowanych wydawnictw na bardziej abstrakcyjnych bitach. Wystarczy wspomnieć APP, Sarcast czy Zaburzenia.
O ile powyższe projekty trafiły do mniejszego lub większego grona odbiorców, to jednak nie przeszły bez echa całkowicie. Tak jak “Azymut” Mono.Logu. A krążek ten zdecydowanie nie zasłużył na przepadnięcie w czeluściach internetu.
Celowo przy okazji Michała Lewickiego wspomniałem o Blossomie. Bo odpowiada on tutaj za warstwę muzyczną. I przyznać muszę, że to głównie ze względu na nią zwróciłem uwagę na Mono.Log. I choć rapujący tu Szymon Tymułka pierwszoligowym graczem raczej się nie stanie, to jego barwa i flow doskonale wpasowuje się w pełne kontrastów, abstrakcyjne brzmienie Łukasza Czajewskiego.
[A – B] [C – D] [E – F] [G – H] [I – K] [L – M]
[N – O] [P – Q] [R – S] [T – V] [W – Z]