fbpx
Przejdź do treści

Lidl, robisz to źle

Biedron­ka właśnie ruszyła z drugą par­tią winyli. Konkurenc­ja uznała, że nie pozostanie im dłuż­na i również postanow­iła ugryźć ten tem­at. Czy odniosą sukces? Mam pewne wątpliwości.

O swo­jej sym­pa­tii do sieciów­ki z krop­kowanym owa­dem w logo pisałem już w grud­niu. W najbliższych dni­ach napiszę ponown­ie. Ale dzisiejsze odkrycie konkuren­cyjnej ofer­ty zaskoczyło mnie do tego stop­nia, że to właśnie Lid­lowi postanow­iłem poświę­cić kil­ka akapitów.

Na początek jed­nak o tym dlaczego uważam, że Biedron­ka robi to dobrze.

Po pierwsze: pełne albumy

W niemal wszys­t­kich przy­pad­kach pły­ty z ich ofer­ty to reedy­c­je pełnych wydań klasy­cznych albumów. Co ważne, nie są to niskobudże­towe wer­sje zza wschod­niej grani­cy, ani tym bardziej pły­ty wypro­dukowane dla sieci hipermarketów.

To reg­u­larne wyda­nia, dostęp­ne w wielu innych miejs­cach. Niek­tóre tytuły to rozkładane gate­foldy, część ma kolorowe wkład­ki zami­ast klasy­cznych, białych kop­ert. Nie ma obci­achu biorąc te pły­ty do ręki, ani tym bardziej staw­ia­jąc je na półce.

Po drugie: ceny

Delikat­ne­mu wah­nię­ciu cen poświęcę więcej miejs­ca w kole­jnym wpisie, ale fakt fak­tem — biedronkowe pły­ty dostęp­ne są w bard­zo przys­tęp­nych cenach. Niższych o trzy­dzieś­ci, a cza­sem nawet o 50% w sto­sunku do innych punk­tów sprzedaży.

Po trzecie: różnorodna oferta

W pier­wszej edy­cji najwięcej było tytułów jaz­zowych, w drugiej królu­je klasy­czny rock. Ale w obu przy­pad­kach mimo wszys­tko jest bard­zo różnorod­nie. W pudle z woska­mi zna­jdą coś dla siebie zarówno miłośni­cy wspom­ni­anych wcześniej gatunków, jak i hiphopow­cy, fani soulu czy muzy­ki klasycznej.

Po czwarte: ważne pozycje

Dostęp­ne pły­ty to ważne his­to­rycznie tytuły.

Nev­er­mind” i “Unplugged” Nir­vany, debi­u­tanck­ie “Appetite for destruc­tion” GNR, “Blue train” Coltrane’a, “It takes a nation…” Pub­lic Ene­my, “Niggaz with atti­tude” N.W.A., “Machine head” Deep Pur­ple, “My gen­er­a­tion” The Who czy “Nev­er­mind the bol­locks” Sex Pis­tols to abso­lutne klasy­ki. Ever­gree­ny. Albumy pon­ad podziałami.

Moż­na nie być fanem tych artys­tów. Ale te pły­ty szanować trzeba.

Winyle z Lidla

I mając z tyłu głowy wszys­tkie powyższe stwierdzenia, dochodzę do wniosku, że konkurenc­ja najzwycza­jniej w świecie nie odro­biła lekcji. Zami­ast zadać sobie właś­ci­we pytanie, postanow­iła śle­po sko­pi­ować trend.

Zami­ast zas­tanow­ić się, dlaczego Biedronce wyszło, ktoś chy­ba doszedł do wniosku, że sko­ro ludzie osza­leli na punkcie winyli tam, to i tutaj kupią. I postanow­ili wprowadz­ić do ofer­ty najwięk­szy z możli­wego syfu.

Jest taka kat­e­go­ria płyt, których total­nie nie szanu­ję. Nazy­wam je “kom­pak­ta­mi ze stacji ben­zynowych”. To te wszys­tkie składan­ki z serii “the best of gyp­sy music”, “sounds of ‘80” “blues na drogę” i innego rodza­ju kom­pi­lac­je. Charak­teryzu­ją się niską ceną, brzy­d­ki­mi okład­ka­mi i muzy­czną zawartoś­cią przy­go­towaną dla typowych Mamoniów. Czyli tych, którzy lubią tylko te piosen­ki, które znają.

I patrząc na winy­lową ofer­tę Lid­la mam wraże­nie, że z taki­mi (po)tworami mam właśnie do czynienia.

Zapowiada­ją aż 19 tytułów. Wśród nich takie pozy­c­je, jak “Ulti­mate divas”, “Coun­try’s great­est”, “For­ev­er 50s” czy “Dis­co Fever”. Każ­da z nich zamknię­ta w prze­brzy­dłej okład­ce z jakimś dzi­wnym kolażem. Grafik zapewne płakał jak projektował.

Przyz­nać muszę, że wszys­tkie dostęp­ne tu tytuły stanow­ić będą spójną wiz­ual­nie ser­ię. Jed­nak nie znam niko­go, kto chci­ał­by taką ser­ię postaw­ić na półce.

Ja z pewnoś­cią nie chcę.