Rok temu mniej więcej o tej porze naród przeżywał fascynację Filipem Szcześniakiem. Hemingway wylewał się zewsząd. Miałem wtedy nawet pomysł na post, który w całości składałby się z jednego słowa. Taco.
Dorzuciłem jednak swoje dwa grosze i skwitowałem go krótkim: “Taco Hemingway’u — nie spierdol tego”. Pora więc sprawdzić czy nie spierdolił.
Guerilla rapper
Po dość mocnej eksploatacji (czyt. wielu, wielu, wielu odsłuchach) materiału wydawało mi się, że po “Trójkąt warszawski” i “Umowę o dzieło” nie będę w stanie sięgnąć przez kolejnych kilkanaście miesięcy. Najpierw sam niemiłosiernie katowałem ten materiał, a potem byłem nim równie niemiłosiernie atakowany z każdej możliwej strony.
Emocje już opadły, fala uderzeniowa już dawno została wytłumiona, sytuacja wygląda na opanowaną. Choć bardziej po drugą epkę, ze względu na “Awizo”, “Białkoholików” czy “Od zera”, wciąż sięgam po oba krążki.
A Filip Szcześniak robi swoje.
Po “Umowie…”, napisałem:
Mam nadzieję, że nie rzuci się teraz w wir ficzeringów
Nie rzucił się. Poza gościnnym udziałem na drugiej płycie Małych Miast, pojawił się jeszcze na mikstejpie Prosto we wspólnym numerze z Sokołem i Rasem. A to całkiem skromnie, bo standardem przy takim wzroście popularności jest raczej rozmienianie się na drobne gościnną zwrotką u każdego, kto o to poprosi.
Czekam na następną płytę. Jestem ciekaw w jakiej formie wyjdzie (i u kogo).
W 2016 Taco uderzył dwukrotnie. Za każdym razem według tego samego schematu. Po prostu — wrzucił płytę do pobrania za darmo ze strony TacoHemingway.com. Bez dat premiery, marketingu, zbędnego PRu i zapowiedzi w mediach społecznościowych. Tak było z końcem lipca z “Woskiem”, jak i z opublikowanym z początkiem listopada “Marmurem”. Oba materiały wydane zostały własnym sumptem — jako Taco Corp, ale przy wsparciu Asfalt Records.
Marmurowy Wosk
W przypadku “Wosku” miałem mieszane uczucia. Momenty zdecydowanie były. Choćby w postaci “Wiatru” czy “Kół”. Ale powiem wprost — była to najsłabsza epka Filipa. I częściej tu używałem przycisku “skip” niż odsłuchiwałem w całości. A potem przyszedł “Marmur”. I znów nadużywam przycisku. Tym razem jednak… gwałcę “repeat”.
Taco wraca tu do sprawdzonego patentu albumu koncepcyjnego. Bo “Marmur” to opowieść o zaszyciu się w pewnym hotelu w celu nagrania kolejnej płyty.
Muzycznie znów syntetycznie. Nie ma tu szalonych instrumentalnych popisów i rozbudowanych dźwiękowych fraz. Jest natomiast łamiące kark tło dla gęstych popisów wokalnych Szcześniaka. I znów się to sprawdza doskonale.
No właśnie. W przypadku flow nie ma tu spektakularnej przemiany. Generalnie Taco od samego początku pokazuje, że jest tu na swoich zasadach. Z nikim się nie ściga, nie próbuje dostosować, rapuje wręcz jakby od niechcenia…
Lirycznie również większych zmian nie ma. Wciąż gęsto, wciąż inteligentnie, wciąż inteligencko. I zaskakuje mnie fakt, że to właśnie z tego powodu pada najwięcej krytyki w kierunku Fifiego.
Po wrzuceniu “Marmuru” na fejsa momentalnie pojawiły się komentarze:
Jak zawsze muzycznie super, a lirycznie Burrito Bukowski melorecytuje rymy częstochowskie o serze. Treściowo dla mnie to jest targetowane w jakichś hipsterów-studenciaków z Warszawy Powiśle
Mamy PRO8L3M?
Patrząc na to wszystko z boku, nie potrafię pojąć jednej rzeczy.
Bardzo często osoby negujące Taco, hejtujące jego teksty i flow, równocześnie pieją na punkcie kolejnych numerów PRO8L3Mu. A to już rzecz dla mnie niepojęta.
Śledzę projekt Steeza i Oskara od samego początku. I jedno muszę przyznać — muzycznie jest to absolutna petarda. Debiutancki mikstejp “C30-C39″ przyjąłem jako ciekawostkę, ale zdecydowanie większą radochę przyniósł mi fakt pojawienia się instrumentali poszczególnych utworów.
I smuteczek wielki, że podobnie nie stało się z wypełnionym po brzegi polskim synthpopem z lat 80-tych “Art Brutem”.
Od kilku dobrych tygodni próbuję przebrnąć przez ich pierwszy oficjalny, debiutancki i w pełni autorski krążek. I szczerze przyznam… nie jestem w stanie.
Tak, to najlepsze i najlepiej napisane wersy w historii polskiego ulicznego rapu. Tak, to bardzo dobrze technicznie zarapowane teksty. Tak, i tutaj nie ma wyjątku — to znów fenomenalna płyta w warstwie dźwiękowej…
Ale najzwyczajniej w świecie… nie jestem w stanie przebrnąć przez sylabizowane zwrotki Oskara.
Widocznie bliżej mi do hipsterów z Warszawy Powiśle, niż do uliczników z Pragi czy Grochowa. Trudno. Co zrobić.