Kilka dni temu pisałem o drobnych gestach, które są aktami sympatii i dobrymi uczynkami. Tak przynajmniej o tych gestach myślę. Dzisiaj z kolei w kilku słowach o tym, jak brak dialogu doprowadził do rozstania.
Słowem wstępu: wspieram
Ustalmy fakty na początku: wiem, że jest ciężko.
Nie chcę tu pisać górnolotnych tekstów o tym, jak 2020 wziął nas wszystkich z zaskoczenia. Kultura, gastronomia i turystyka to trzy bliskie mi sektory, które mocno dostają baty przez koronawirusa. I od marca robię co dodatkowo mogę, by te branże wspierać.
Robię to nie tylko inwestując w płyty, książki, zamawiając szamę z odbiorem własnym czy spędzając urlop w Polsce, ale wspieram również online (dokumentując samemu albo podając dalej wybrane treści).
I na serio cieszę się, że mogę pomagać. Bo wierzę w to, że dobro wraca. I nawet kubeł zimnej wody wylany na głowę od czasu do czasu nie jest w stanie mi tej wiary odebrać.
Jakiś czas temu przyjąłem też zasadę chwalenia tam, gdzie chwalić warto i milczenia tam, gdzie usługa marna. Mówiąc wprost: jeśli coś chwyta mnie za serce — mówię o tym głośno, ale gdy coś mnie zawiedzie, to opinię tę zostawiam dla siebie. Czasem jednak czara goryczy się przelewa.
Bałtyk
Dziewięć lat temu spędziliśmy pierwszy wspólny urlop nad Bałtykiem. Wybraliśmy się w październiku na Półwysep Helski i widok tych pięknych, piaszczystych plaż, ogromnych fal napędzanych jesiennym wiatrem i opustoszałych kurortów sprawił, że zakochaliśmy się w tym miejscu.
Dwa lata później ruszyliśmy na wyprawę wzdłuż linii brzegowej. Wystartowaliśmy z Helu i skończyliśmy w Świnoujściu, zaliczając po drodze wszystkie czynne latarnie morskie. Podróż ta utwierdziła nas w przekonaniu, że okolice półwyspu są tym regionem, w którym czujemy się najlepiej.
I przez ostatnich 9 lat wracaliśmy nad morze kilkanaście razy. W rekordowym roku byliśmy tam cztery razy w ciągu dwunastu miesięcy.
Z początku testowaliśmy różne miejsca noclegowe. Ale gdy w 2016 odkryliśmy Klif Residence w Chłapowie stwierdziliśmy, że znaleźliśmy swój ideał.
To kompleks składający się z trzech kilkupiętrowych apartamentowców. W obiekcie funkcjonuje kilku operatorów, którzy w imieniu właścicieli poszczególnych mieszkań zajmują się całym procesem wynajmu. Jedną z takich firm jest sieć Sun & Snow.
Nasza przygoda z Sun & Snow
Pierwszą styczność z tym operatorem mieliśmy w 2014 roku. Wybraliśmy się wtedy sporą ekipą do Gdańska na koncert Justina Timberlake’a. Zajęliśmy wspólnie trzy apartamenty, a warunki były tak komfortowe, że postanowiliśmy w przyszłości korzystać z takiej formy wynajmu.
W 2016 wynajęliśmy poprzez Sun & Snow pierwszy apartament w Klif Residence i znów wszystkie puzzle w naszej układance znalazły swoje miejsce.
Na chłapowski klif wracaliśmy praktycznie co roku. W samym 2020 — dwukrotnie. Tej jesieni ustanowiliśmy również nowy rekord, spędzając w Chłapowie pełne cztery tygodnie.
Dotarliśmy w połowie października na urlop. I śledząc kolejne statystyki dotyczące rosnącej w zawrotnym tempie liczby korona-zachorowań doszliśmy do wniosku, że w tej wyludnionej po sezonie miejscowości czujemy się bardziej bezpieczni. Bo przez cały dzień (lub nawet tydzień) spotykamy tu mniej ludzi niż w trakcie jednego krakowskiego spaceru z kundlem po osiedlu. A że oboje pracujemy w trybie “home office”, to mogliśmy sobie na to pozwolić.
I gdy w zeszłym tygodniu w ramach kolejnych kroków walki z koronawirusem ogłoszono ograniczenie funkcjonowania hoteli (wyłącznie dla podróży służbowych) — postanowiliśmy wracać. W dniu, w którym te obostrzenia miały zacząć obowiązywać.
Oznaczało to skrócenie naszego opłaconego już pobytu. Stwierdziłem, że spróbuję odzyskać pieniądze za tych kilka dni.
I tu małe wyjaśnienie: mam pełną świadomość, że opłacając pobyt dokonuję blokady apartamentu. Że w tym czasie nikt inny nie może tego apartamentu zarezerwować, bo teoretycznie zajmujemy go my. I gdybyśmy mówili o środku sezonu lub każdym innym bardziej obleganym terminie, pewnie bym nie wpadł na podobny pomysł. Ba, z przyczyn losowych przyjechaliśmy na miejsce dzień później niż zakładała nasza rezerwacja. I w takich okolicznościach przepadnięcie tej jednej opłaconej nocy wzięliśmy na klatę.
W tym jednak przypadku założyłem, że:
- przez cały nasz pobyt w szczytowym momencie we wszystkich trzech apartamentowcach zajętych było kilkanaście mieszkań; przez większość czasu — kilka;
- jesteśmy stałymi klientami, którzy na przestrzeni ostatnich 4 lat zostawili u tego operatora na serio niemałe pieniądze;
- spędziliśmy właśnie w tym miejscu miesiąc, zajmując apartament w praktycznie martwym turystycznie okresie.
Kurcze… wydawało mi się, że mam kilka mocnych kart w ręce, by kilku Jagiełło wróciło z nami do Krakowa.
No i co?
No i gówno
Gdy dodzwoniłem się do centrali, usłyszałem od konsultanta, że ich obostrzenia nie dotyczą. Bo nie świadczą usług hotelowych, lecz wynajem krótkoterminowy. W związku z czym pobyt oczywiście możemy skrócić, ale nie mamy co liczyć na zwrot środków.
Postanowiłem zagrać kartą “stałego klienta”. Poprosiłem, by rzucili sobie okiem w cyferki — zweryfikowali ile na dotychczasowej współpracy z nami zyskali (mając świadomość, że wciąż trwająca rezerwacja przemawia na moją korzyść). Konsultant do podejmowania decyzji nie miał odpowiednich uprawnień. Przekazał więc sprawę dalej. I miałem czekać.
Dla mnie to był moment definiujący naszą dalszą współpracę.
Byłem gotów usłyszeć, że nie są w stanie oddać mi wszystkich środków i mogą zwrócić tylko ich część.
Byłem gotów zgodzić się nawet na voucher na kolejny pobyt. Po miesiącu spędzonym tam chęć powrotu jest tak mocna, że nawet, gdyby ów voucher miał krótki okres przydatności, to i tak byśmy go pewnie wykorzystali.
Z odpowiedzi dowiedzieliśmy się jednak, że “nie wyrażają zgody na zwrot środków w przypadku skrócenia pobytu. Oraz informują również, że pobyt może odbyć się zgodnie z regulaminem.”
Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam Pan zrobisz?
No to cześć!
Nie ukrywam, że jest mi cholernie przykro, że zostaliśmy tak potraktowani. Rozumiem — 2020 daje nam wszystkim w kość. Branży turystycznej w szczególności. Nieśmiało zadaję jednak pytanie: czy w tym wszystkim warto dla kilku stówek w kieszeni zaryzykować wkurwienie lojalnego klienta?
Cieszy mnie fakt, że apartamenty w Klif Residence obsługują również inni operatorzy. Mało tego! Okazało się, że przez naszą stałość w uczuciach kolejnych rezerwacji dokonywaliśmy z automatu w znanej nam firmie, nie przeglądając wcześniej oferty konkurencji. Oferty, która w stosunku do oferowanych nam warunków okazała się być bardziej korzystna!
Dlatego dla nas rozdział “Sun & Snow” jest już zamknięty. Następną wizytę planujemy we współpracy z siecią Blue Apart. Kto wie, może skorzystamy nawet jeszcze w tym roku?