Udało się. Po kilku latach starań w końcu udało mi się dostać na największą (jedyną?) konferencję dla blogerów w Polsce.
I dziś kilka słów na ten temat. Chyba. Bo w sumie… Tak naprawdę — nie do końca o tym.
Kilka słów o tym, jak zabić wenę
Rzuć sobie jakieś wyzwanie.
Na przykład… powołaj do życia projekt, w ramach którego założysz, że raz dziennie będziesz publikował jakąś nową treść. I niezależnie od okoliczności, stanu zdrowia, urlopów, kaca, świąt, delegacji i co tam sobie jeszcze wyobrazisz — żyj z poczuciem, że masz coś do zrobienia.
Więc ciśniesz.
Czasem wychodzi i ludzie te treści czytają.
Przez większość czasu jednak te wypociny trafiają do kilkanastu osób.
Wmawiaj sobie, że robisz to z pasji. Nie dla lajków czy poklasku. Ale przecież… tak naprawdę… mógłbyś robić w tym czasie coś zupełnie innego. Jak na przykład frilanse. Żeby hajs na płyty był. Albo tych płyt słuchać. Lub po prostu leżeć na kanapie…
Nie.
Przecież rzuciłeś sobie wyzwanie. Więc ciśniesz.
Pod koniec tego maratonu, będąc na szczycie swojego pisarskiego szału, wypełnij i po raz kolejny wyślij formularz zgłoszeniowy na największą polską konferencję dla blogerów. Taką, na którą próbujesz dostać się od kilku lat. Ale w tym roku mając nadzieję na pozytywne rozpatrzenie swojego podania, bo przecież jesteś na motywacyjnym haju i nigdy nie czułeś się tak bardzo “blogerem” jak właśnie teraz. Po kilku tygodniach dostań odpowiedź odmowną.
Dowieź ten projekt do końca i zamiast odpocząć — rzuć sobie od razu kolejne wyzwanie. Na przykład: stworzenie alfabetu najciekawszych artystów muzycznych minionych dwunastu miesięcy. I usiądź do recenzowania około 200 płyt, które przez cały rok zapisywałeś sobie w notatniczku. Przy okazji jeszcze rozbudzaj zainteresowanie swoich czytelników, obiecując im to zestawienie. Że już za chwilę… Już za kilka dni opublikujesz na blogu COŚ WIELKIEGO…
A potem zorientuj się, że obrzydziłeś sobie słowo pisane. Że nie potrafisz znaleźć puenty dla każdego akapitu. Że nie potrafisz postawić ostatniej kropki…
Nie skończ nigdy wspomnianego zestawienia. I dźwigaj ciężar niespełnionych obietnic.
Na wszelki wypadek przez kolejne miesiące publikuj jakiś tekst co kilka tygodni. Może być o niczym. Albo o tym, na czym się najbardziej znasz. Tak na wszelki wypadek, żeby ludzie o Tobie nie zapomnieli.
A potem, od niechcenia wypełnij ponownie wniosek na wspomnianą konferencję dla blogerów. I dostań się…
Aks vs Blogowanie — level master
Bądź Aksem.
Dostań się po pięciu latach prób na największą w Polsce konferencję dla blogerów — Blog Forum Gdańsk.
Przeocz w przedostatnim tygodniu przed wydarzeniem dosyć ważnego mejla z informacjami organizacyjnymi.
Zajrzyj do programu i zorientuj się, że praktycznie połowa czasu tegorocznej konferencji to warsztaty. Zapytaj na Twitterze o to jak można się na nie zapisać. Dowiedz się, że szczegóły zostały wysłane cztery dni temu w stosownym e‑mailu.
Przeskanuj tegoż mejla wzrokiem, omijając większość treści.
Kliknij w linki do warsztatów i zobacz, że nie ma limitu miejsc. Stwierdź zatem: “a to spoko, zapiszę się później”. I nie zrób tego przez kolejnych kilka dni.
Stwierdź dwa dni przed konferencją, że chyba najwyższa pora dokonać rejestracji na interesujące Cię warsztaty. Zorientuj się, że wcześniej klikane w mejlu linki przestały działać. Zapytaj zatem dlaczego nie możesz dostać się do stron, które działały jeszcze “przed chwilą”.
Dowiedz się, że zapisy zostały zamknięte 4 dni temu i nie ma już szans na dopisanie się do list. Gdybyś przeczytał dokładnie mejla, to byś o tym wiedział.
BRAWO JA!
Oczekiwania?
Jestem prawdopodobnie pierwszym w Polsce blogerem, który narzeka na BFG zanim jeszcze wziął w nim udział… Ale prawda jest taka, że jadę na tę konferencję zupełnie bez oczekiwań.
Program prelekcji jest całkiem fajny. I co ciekawe — interesuje mnie bardziej pod kątem zawodowym, niż blogosferowym! Szczególnie czekam na prezentacje “Profilowanie osobowości na podstawie śladów cyfrowych” Michała Kosińskiego, “O roli researchu i znaczeniu „Common Knowledge” w dobie fake newsów” Michała Kreczmara, “Czy sztuczna inteligencja przekroczy granice człowieczeństwa?” Magdy Gacyk czy spotkania z Wojciechem Jagielskim.
Po cichu liczę, że jednak jakoś na te warsztaty się wcisnę. Z pewnością zbiję kilka piątek z osobami, z którymi dawno się nie widziałem. Być może poznam trochę nowych twarzy. Prawdopodobnie znowu zwiedzę Muzeum Solidarności i posnuję się trochę po stoczni. Na pewno wypiję wiadro kawy u CoffeeDesków.
Czy wrócę jako nawrócony i pełen inspiracji bloger? Nie wiem.
Oby. Bo na prawdę tego potrzebuję.