Na przestrzeni ostatnich lat nasze społeczeństwo zrobiło ogromny postęp w temacie postrzegania graffiti. Zaczynamy doceniać ludzi tworzących sztukę przy użyciu puszki z farbą. Coraz więcej osób zaczyna rozumieć różnicę między niszczeniem miejskiej przestrzeni a sztuką. I przestajemy stawiać znak równości pomiędzy słowami „graffiti” i „wandalizm”.
Ale mimo wszystko jedno w temacie street artu się nie zmieniło. To nadal dzieła z określoną datą przydatności.
Znikający Kraków
Budowa ICE — ogromnego centrum konferencyjnego vis a vis Wawelu — wymagała wyburzenia kilku kamienic. Prace rozbiórkowe dwa lata temu zmiotły z mapy krakowskiego street artu jeden z niewielu tutejszych murali. “Siataniści” nieistniejącej grupy Twożywo powstali w ramach pierwszej edycji Festiwalu Sztuk Wizualnych ArtBoom. I przetrwali cztery lata. [ KLIK KLIK ]
Kolejne centrum targowo-kongresowe — Expo — wymiotło z powierzchni ziemi pustostany po Prefabecie, przedsiębiorstwie produkcji betonu. Choć nigdy tam nie dotarłem (smutna buźka), to słyszałem o nim legendy. I na przykład z takiej galerii wynika, że w tym gruzowisku można było trafić wyjątkowe prace. Swoją drogą, to miejsce było jednym z planów zdjęciowych klipu „Don’t stop the body rock” Stylowej Spółki Społem, w którym miałem okazję wyświetlić swoją gębę (ale to temat na osobnego posta).
W grudniu swoją działalność kończy klub Fabryka, który mieści się w budynkach dawnej wytwórni Miraculum. Chwilę później zostanie zrównany z ziemią, a w jego miejsce powstaną bloki. Razem z nim zniknie kolejny świetny mural autorstwa Nawera i Sepe. [ KLIK KLIK ]
Oraz kryjąca się we wnętrzu Fabryki pracka “Abradabing”, której powstawanie zostało uwiecznione w klipie Abradaba:
Przy krakowskich Kawiorach stoi mur, który odkąd pamiętam w całości pokryty był graffiti. Jakąś dekadę temu można było tam oglądać prace śląskiego 0700team czy krakowskiego Jote.
Niestety z czasem jakość prac tamtejszej galerii drastycznie spadła. Poza wizerunkiem Jana Pawła II (pod którym zapalano znicze) i generała Fieldorfa Nila ścianę tą „zdobiły” wrzuty z emblematami jednego z tutejszych klubów piłkarskich. Jakiś miesiąc temu wszystkie prace zostały usunięte, a ściana pokryta została powłoką antygraffiti. Okazuje się, że stało się tak na wniosek władz Krakowa. [ KLIK KLIK ]
Nie zdziwię się, gdy lada moment okaże się, że podgórska praca pochodzącego z Włoch Blu obraża czyjeś uczucia… [ KLIK KLIK ]
Nietrwałość
Na fali powyższych wydarzeń w krakowskim światku miłośników street artu podnosi się wrzawa. Dlaczego nagle wszystkie wartościowe prace znikają? Czy nie powinny być chronione?
A moim zdaniem… to właśnie ta nietrwałość czyni street art wyjątkowym. Umieszczane w przestrzeni publicznej, narażone na bardzo wiele czynników — od pogodowych i… ludzkich po renowacje budynków czy wręcz wyburzanie z góry mają określony termin przydatności do spożycia. Fakt, że tych dzieł nie da się zamknąć pod kluczem w galerii, świadomość ich ulotność powoduje tym większą radość przy kontakcie z nimi.
Rozumiem, że dla część z nich na terenie Krakowa uległa przeterminowaniu. Będą następne.
Szkoda tylko, że inne zostają na dłużej.
Estetyka, głupcze!
W artykule dla Radia Kraków Waldemar Domański — lider odpowiedzialnych za czyszczenie ściany Pogromców Bazgrołów — na temat czystki na Kawiorach mówi tak:
To nie były malowidła, które poprawiały estetykę tej okolicy. Mur tej szkoły wyglądał źle. Ten fragment Krakowa powinien być reprezentacyjny. Dążymy do tego, żeby w całym Krakowie z rozmysłem stosować murale. Jest moda i to powoduje, że szukamy murów, żeby coś zrobić. Murale powinny być dopasowane, przemyślane i zaakceptowane przez plastyka miasta
W kwestiach estetyki czy akceptacji przez miejskiego plastyka byłbym w stanie się zgodzić. Ale potem patrzę na kilka innych legalnych krakowskich prac i gęba wykrzywia mi się sama…
Swojej opinii na temat pracy pokrywającej ścianę Galerii Krakowskiej nie zmienię. W rzeczywistości wygląda dużo gorzej niż na projekcie. Jest bura, smutna i zupełnie nie wyróżnia się na tle krajobrazu.
Ale jest kilka paździerzy, które przerażają mnie jeszcze bardziej. Wielkowymiarowe uczelniane potwory zdobiące ściany wydziałów AGH, Akademii Rolniczej i Jagiellonki. Wśród swoich zdjęć znalazłem fotę tylko jednej z nich, ale pozostałe są utrzymane w tym samym klimacie…
Da się
Mam wrażenie, że gdzieś coś w Krakowie idzie nie tak… I nie potrafię zgodzić się z tym, że prace na prawdę szanowanych artystów wylatują w powietrze, w czasie gdy prace ewidentnie psujące krajobraz miasta dostają zielone światło na realizację.
Gdybym miał wymienić miasta w Polsce, które warto postawić za wzór w temacie murali w przestrzeni miejskiej — takie miasta, w których “da się”, to jednym tchem rzekłbym Łódź, Gdańsk, Gdynia, Katowice.
O Mieście Włókniarzy i ich galerii wielkoformatowego graffiti wspominałem niedawno w Piąteczce, o gdyńskim Traffic Design pisałem tutaj, a o gdańskiej Zaspie tekst leży tu. Prace powstałe w ramach katowickiego festiwalu street artu znane mi są najsłabiej. I zdecydowanie muszę to nadrobić.
Dyskusja
W najbliższy poniedziałek w krakowskim Urzędzie Miasta o godzinie 15tej odbędzie się panel dyskusyjny. Jego uczestnicy będą starali się odpowiedzieć na pytanie: “Czy Kraków potrzebuje murali?”.
A grono eksperckie będzie zacne. Bo właśnie o swoich doświadczeniach opowiedzą ludzie odpowiedzialni za koordynowanie projektów street artowych. M.in. Michał Bieżyński o Łodzi, Magdalena Piechaczek o Katowicach i Piotr Szwabe o Gdańsku.
A wszystko to w przepięknej sali Obrad Rady Miasta. Chyba warto.