fbpx
Przejdź do treści

Doklejka

- Ziom, masz świado­mość tego, że jesteś ekshibicjon­istą?
- O co Ci chodzi, człowieku?
- No… ślędzę Cię w różnych miejs­cach i mam poczu­cie, że strea­mu­jesz całe swo­je życie.
- Prze­sadza­sz! — odparłem, popraw­ia­jąc się na krześle, które nagle stało się bard­zo niewygodne.

- Okej, udowod­nij zatem, że się mylę. Znamy się już dłu­go i wiesz, że możesz być ze mną całkowicie szcz­ery. I wszys­tko czym wza­jem­nie ze sobą się dzie­limy, zosta­je tylko między nami. Zaskocz mnie jakąś aneg­dotą lub fak­tem z two­jego życia. Czymś, czego nigdy nie wrzu­ciłeś do netu.

Wstałem z krzesła i zro­biłem rund­kę po poko­ju. Pod­skaku­ją­ca igła gramo­fonu obcier­a­jąc się o label pły­ty i jas­no syg­nal­izu­ją­ca, że czas zmienić stronę dała mi dobry pretekst. Ale tak naprawdę potrze­bowałem chwili na zebranie myśli. Nie będę się prze­cież oszuki­wał. Ma sporo racji. Ale… jak maw­iał wieszcz Pudzianows­ki — “tanio skóry nie sprzedam”.

- Wiesz, że bard­zo moc­no żału­ję, że prz­er­wałem naukę gry na fortepi­anie po trzech lat­ach? Jako dziesię­ci­o­latek uznałem te wpraw­ki i menue­ty za pot­worne tor­tu­ry. A dziś, gdy muzy­ka stanowi ważną część mojego życia, braku­je mi możli­woś­ci stanię­cia przed klaw­iaturą i odpłynię­cia w bliżej nieokreślonym kierunku.

- Pewnie, że wiem. Wiedzą o tym wszyscy, którzy słucha­ją “Męs­kich Spotkań”. Postaraj się trochę bardziej.

- Ech… To może to: w głębi duży czu­ję się niespełnionym twór­cą z aspirac­ja­mi, który cały czas żyje w poczuciu…

- Niech zgad­nę — “niedostrzeże­nia”? Wiem, wiem. Prze­cież dodałeś dopisek, że jesteś “najczęś­ciej nieczy­tanym blogerem w Polsce”. A poza tym — nagrałeś o tym kil­ka sto­rysków na ins­ta.

- Serio? Widocznie pewne rzeczy robię już dzi­ała­jąc na autopi­locie. No dobra. A wiesz, że kadru­ję zdję­cia z pent­house­’u tak, żeby było widać na nich piękne panoram­ki i widok na park, ale niekoniecznie pusty plac pod oknem, na którym lada moment może rozpocząć się budowa kole­jnych bloków?

- Okej, to dobre. Tego fak­ty­cznie nigdzie u ciebie wcześniej nie widzi­ałem. Ale… bez jaj! Daj coś bardziej oso­bis­tego. Dawaj jakieś głęboko ukryte gówno!

- Pod­da­ję się. Nie przy­chodzi mi nic do głowy. Jestem wirtu­al­nym ekshibicjon­istą. Okej? Na tym ci zależało?

- No spoko, cieszę się, że two­je wyz­nanie mamy już za sobą. Jeden — zero dla mnie. Ale tak łat­wo ci nie odpuszczę. 

- Mor­do, serio. Nic mi do głowy nie przychodzi.

- A doklejka?

Pssst!”. Odgłos odkap­slowanego właśnie piwa prze­ciął powi­etrze prz­ery­wa­jąc ciszę. Trwała krótko, ale dla mnie wydawała się wiecznoś­cią. “Trafił, jeba­n­i­ut­ki” — pomyślałem biorąc łyk.

- Dok­le­j­ka? — zapy­tałem unosząc teatral­nie brew tak, że wygięła się w haczyk.

- Tak, dok­le­j­ka. Nie zgry­waj głupiego. Wiem, że masz kle­joną jedynkę. I choć znamy się prak­ty­cznie od zawsze, to nie znam his­torii jak do tego ubytku doszło. 

- Zioooooooomeczku… Tej his­torii nie zna abso­lut­nie nikt. — próbowałem prze­ciągnąć to co czułem, że jest nie­u­niknione. - Nie wiedzą o tym ani moi rodz­ice, ani nawet sios­tra, która przez ostat­nich kilka­naś­cie lat jako stom­a­tolog opiekowała się moim uzębieniem.

- No, weź się. Sko­ro przy tym całym twoim ekshibi­choniźmie udało mi się trafić na tak głęboko zakopa­ny skarb, to masz jak w banku, że nie odpuszczę! 

- Heh… I rozu­miem, że będziesz mi wier­cił dzi­urę do koń­ca wiec­zoru? I przy okazji każdego kole­jnego spotkania? 

- Proste! Mało tego. Obiecu­ję ustaw­ić automat, który raz dzi­en­nie będzie wysyłał ci eseme­sa o treś­ci “Dzień dobry, czy chci­ał­by pan poroz­maw­iać o doklejce?”

Westch­nąłem głęboko.

- No dobra. Miejmy to z głowy. A zatem: dok­le­j­ka wzięła się stąd, że…