Kończę właśnie miesięczny pobyt na L4 zwiazany z moją rekonstrukcją kolanowego więzadła. I pozwólcie, że rozliczę się sam ze sobą.
Rehabilitacja
Pytacie w listach o przebieg mojej rekonwalescencji, więc pozwólcie, że od niej zacznę.
Harmonogram wygląda tak, że raz w tygodniu spotykam się z rehabilitantem od którego dostaję rozpiskę z serią ćwiczeń. Przez pierwsze tygodnie miałem ją powtarzać cztery razy dziennie. Z czasem ich intensywność wzrosła, przez co i częstotliwość zmniejszyłem do trzech serii. Pozostały czas przeznaczałem na regenerację. Czyli leżenie w łóżku.
Wszystko idzie całkiem sprawnie i zgodnie z planem. A nawet lekko ten plan treningowy wyprzedzam.
Zgięcie 90 stopni osiągnąłem po dwóch tygodniach (choć celem był tydzień trzeci). Kule odstawiłem zgodnie z planem — po trzecim tygodniu rehabilitacji. Ale ortezę prawdopodobnie zdejmę nieco wcześniej (w piątym tygodniu; zamiast w szóstym).
I w tym miejscu muszę nadmienić, że całe te postępy w rekonwalescencji były i są możliwe przede wszystkim dzięki Karolce i opiece, jaką nade mną roztoczyła. Nie tylko cały dom i kundel jest na jej głowie, ale jeszcze… wszystko mam podstawione pod nos.
I to mi daje ogromną motywację do ciśnięcia tych ćwiczeń z pełną determinacją. By stanąć na nogi jak najszybciej. I móc ją nosić na rękach przez kolejne miesiące.
“Relaks, odłóz na bok obowiązki”
Powiem wprost: w całym moim dorosłym życiu chyba nigdy nie byłem w tak komfortowej sytuacji. Te ostatnie tygodnie były czasem wyciszenia, wyhamowania i wyczyszczenia głowy. Ze wszystkiego.
Poza leżeniem i ćwiczeniami poświęciłem ten czas przede wszystkim na seriale (najwięcej), filmy (trochę mniej) i książki (mógłbym więcej). Ale też na kilka innych rzeczy. I własnie o tym wszystkim dzisiaj chciałbym tu dzisiaj w skrócie napisać.
Nie ukrywam, że do większości opisanych tu seriali, filmów i książek pierwotnie miałem w planach dłuższe teksty. I może kiedyś powstaną. Ale takich deklaracji było na tym blogu już tak wiele, że wolę aby pozostał tu po nich jakikolwiek, nawet tak szczątkowy ślad. Do dzieła zatem.
Seriale
➡️ Years & Years
Produkcja BBC, do obejrzeniu na HBO Go. Doskonała dystopia roztaczająca wizję tego, co może wydarzyć się wokół nas w przeciągu najbliższych piętnastu lat. Emocje jak przy pierwszym sezonie “Black Mirror”. 11 / 10.
➡️ Big Little Lies S02
Ciąg dalszy “przygód” pięciu przyjaciółek z Monterey. Motywem przewodnim serii jest oczywiście kontynuacja historii z sezonu pierwszego. Pojawia się kilka dodatkowych wątków pobocznych. Obok świetnych ról Reese Witherspoon i Nicole Kidman pojawia się nowa, niezwykle wyrazista postać fenomenalnie zagrana przez Meryl Streep. Ale sezon pierwszy zdecydowanie ciekawszy.
➡️ Dom z papieru S03
Trzeci sezon to już strasznie odgrzewane kotlety. Dobrze zagrany, fabuła nawet klejąca się. Znów do czynienia mamy z fabułą tak absurdalną, że oglądałem z ciekawości co wydarzy się dalej. Co nie zmienia faktu, że historia jest totalnie abstrakcyjna. Szczerze nie wiem czy sięgnę po sezon czwarty. Bo takowy będzie. Na bank (hehe).
➡️ Snowfall
Kolejny “narkotykowy” serial. Klasyczna historia “od pucybuta do milionera”. Tytuł raczej przeszedł niezauważony, co potwierdziła jakiś czas temu szybka ankieta przeprowadzona jakiś czas temu w naszej fejsbukowej grupie (#chamskareklama). Ale zdecydowanie wart uwagi. Plus świetna ścieżka dźwiękowa.
➡️ The Loudest Voice
Historia Rogera Ailesa, założyciela i wieloletniego “władcy” stacji Fox News. Opowieść o tym, jak dziennikarstwo ewoluowało z serwowania faktów do opiniotwórstwa. Wybitna rola Russella Crowe.
➡️ Russian Doll
Ominąłem jakiś czas temu w wyniku serii średnich opinii wśród moich znajomych. Jak się okazało — opinii krzywdzących. Nie jest to może obraz najwyższych lotów, ale fabuła na pewno warta uwagi. Bardzo dobrze pomogła mi w rozruchu na rowerku stacjonarnym.
➡️ Mr. Robot
Dobra, miejmy to za sobą — nie oglądałem wcześniej. Przerwałem pierwszy sezon po chyba trzecim odcinku. Wróciłem więc. I nie jest źle. Choć mam wrażenie, że korporacja władająca całym światem, globalny spisek hakerów i “lekko” schizofreniczny główy bohater zmagający się z demonami przeszłości, to jednak trochę… za dużo.
Filmy
➡️ Combat Girls
To niesamowite, że choć do hajlujących skin headów mi zdecydowanie najdalej, to ze wszystkich subkultur filmy właśnie o tej są najciekawsze. Ale równocześnie… są mocno sztampowe i przewidywalne. W większości to wewnętrzna walka podmiotu lirycznego będącego w procesie radykalizacji poglądów. I obserwować możemy albo przyjęcie poglądów skrajnie prawicowych, albo próbę wyrwania się z tego kręgu. I o tym własnie było dziejące się we współczesnych Niemczech “Combat Girls”.
➡️ French Blood
Kolejny skinheadowski obrazek. I tu mógłbym mógłbym wkleić cały powyższy akapit. Z tą różnicą, że rzecz dzieje się we Francji, ale fabuła jest w pewnym sensie retrospekcją życia głównych bohaterów — od późnych lat nastoletnich po wiek dojrzały. Ale przeskoki w osi czasowej są nieco chaotyczne, postrzępione i nie oglądało mi się tego jakoś szczególnie dobrze.
➡️ Sześć dni z życia
Świeżynka na Netfliksie. Włoski dramat. Oparty na faktach zapis sześciu dni z życia młodego chłopaka oskarżonego o handel narkotykami. Mocne.
➡️ The Great Hack
Kolejny materiał wokół afery z Facebookiem i Cambridge Analitica. W komplecie z “Years and years” oraz “The Loudest Voice” bardzo ładnie składa się w obraz współczesnego świata. Oraz refleksji po chwili zadumy, że jednak wszyscy kłamią. I bardzo mocno jesteśmy w dupie.
➡️ Minding the gap
Opowieść o kilku chłopakach z ciężkim dzieciństwem. I o tym jak próbują się odnaleźć dorastając. I o tym, jak deskorolka jest ich formą terapii. Informację o tym filmie kilka miesięcy temu Janek wrzucił na naszą grupę (#chamskareklama). W ostatnich tygodniach można było go zobaczyć w krakowskim kinie Mikro. Obejrzałem na Hulu (dzięki VPNowi).
➡️ Presenting Princess Shaw
Nie wiem jak mogłem to przegapić wcześniej. Opowieść o pochodzącej z Nowego Orleanu vlogerce, która wrzuca dużo filmików na których śpiewa a capella. O jej życiu i o tym, że ten jej śpiew jest dla niej terapią. I o tym, że po drugiej stronie globu jej nagrania odnajduje Kutiman. I postanawia zrobić do tego jej wokalu podkłady. W tajemnicy.
Książki
➡️ “Komu bije Big Ben”, Milena Rachid Chehab
Seria krótkich historii mieszkańców Wielkiej Brytanii. Od gościa prowadzącego szkołę dla kamerdynerów, psychologa pracującego z mężczyznami, którzy dziecięce lata spędzili w surowych szkołach z internatem, muzułmańskiego kaznodzieję pochwalającego zamachy terrorystyczne po Johna Cleese’a.
➡️ Subtelnie mówię f*ck, Mark Manson
Czytało mi się to fatalnie. W dużym stopniu na pewno przysłużyło się do tego tłumaczenie, co sugerował już polski tytuł. Bo w oryginale brzmi on “The subtle art of not giving a f*ck”, co nie ukrywajmy — ma zdecydowanie większy sens. Ale problem nie leżał tylko w tłumaczeniu, ale również w samym autorze, który bez wątpienia był kiedyś (jest nadal?) zadufanym, bogatym dupkiem. Który teraz próbuje mówić ludziom jak żyć. Ale było w tej książce kilka konceptów, które zostają ze mną na dłużej. I do których będę jeszcze chyba wracał.
➡️ Fakap, czyli moja przygoda z korpoświatem, Dan Lyons
Wciągnąłem w dwa dni. Napisana świetnym językiem historia 53-letniego dziennikarza, który przez lata pracując dla Forbesa i Newsweeka zajmował się branżą technologiczną. I nagle “na starość” trafia do świata nowych technologii. A konkretniej — do Hubspota. Mam trochę mieszanych uczuć. Ale zdecydowanie w dwóch zdaniach nie uda mi się ich tu streścić.
➡️ Esencjalista, Greg McKeown
Od dawna na “liście wstydu”, czyli spisie książek za które chciałbym się zabrać, ale wciąż tego nie zrobiłem. Mam poczucie, że to będzie ważna pozycja w moim życiu. Na pewno chwilę mi zejdzie zanim to zrozumiem. Z pewnością przeczytałem ją w odpowiednim momencie swojego życia. Wywierciła mi w głowie dziurę i spowodowała poczucie dyskonfortu. I chęci zmian. Zobaczymy co będzie dalej.
➡️ Jedna rzecz, Gary Keller
To miało być dopełnienie treści dla tych od Mansona i McKeowna. Koncepcyjnie najbliżej do “Esencjalisty”, ale jeśli śledzicie moje insta stories to wiecie jak bardzo się krwawiły mi oczy w trakcie tej lektury.
Inne
Jutub
Z przyjemnością śledziłem kolejne filmy Krzyśka Gonciarza — zwłaszcza te związane z wystawą w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Serce mi pękało, że nie udało się skorzystać z zaproszenia na wernisaż, ale miał on miejsce dwa dni po mojej operacji. A odwiedziny na wystawie będą jedną z pierwszych aktywności, które zrealizuję po wyjściu z domu.
Poza tym, nadrobiłem trochę zaległości u WuWuNia, gdzie najlepiej zainwestowanym czasem była relacja z odwiedzin w Energylandii.
Faktem wartym odnotowania jest powrót po pięcioletniej przerwie Lekko Stronniczych! W trakcie ich pierwszego sezonu (składającego się z… tysiąca odcinków) oglądałem sporadycznie. Teraz bawię się przednio, więc będę śledził na bieżąco.
A nowe subskrypcje trafiły Dave’a z Ameryki oraz Ciekawych Historii.
Identyfikacja wizualna
Po siedmiu latach blogowania w końcu spiąłem poślady i zaprojektowałem swoją identyfikację wizualną.
Być może nie jest idealna. Ale biorąc biorąc pod uwagę to, że po jej “okazaniu” pojawiły się głosy pozytywne oraz słowa krytyki, to uznać mogę, że… na pewno jest jakieś.
I choć już zaczynam kręcić nosem, i choć już bym z chęcią zaczął przy niej dłubać i ją modyfikować, to… je w końcu mam. I to cieszy mnie najbardziej.
Nowe wzory koszulek
Sklep z najczęściej niekupowanymi koszulkami w Polsce doczekał się kilku nowych wzorów.
O egzemplarzu, którym świętuję siedem lat istnienia bloga wspominałem już w tekście na temat świętowania siedmiu lat istnienia bloga. Swoją drogą w ramach świętowania siedmiu lat istnienia bloga rozdałem też kilka egzemplarzy koszulek ze specjalnego okazjonalnego dropu w ramach którego świętowałem siedem lat istnienia bloga.
Ale poza tym okazjonalnym egzemplarzem pojawiła się też nowa kategoria. W ramach której oddaję hołd. Ludziom, którzy mieli wpływ na moje życie. W tym momencie są to Anthony Bourdain oraz zespoły Rage Against The Machine, Beastie Boys, A Tribe Called Quest i The Prodigy. Ale nie wykluczam kolejnych projektów.
Swoją drogą — koszulkowy sklep zacząłem nazywać sklepem z najczęściej niekupowanymi koszulkami. Bo podoba mi się ta blogowa konsekwencja w byciu najczęściej nikim w Polsce.
Teksty na blogu
Udało mi się utrzymać tempo jednego tekstu na tydzień. To dobra passa. Czy uda mi się ją utrzymać? Czas pokaże. Ale pewnie nie. Więc nie róbcie sobie zbyt dużych nadziei, okej?
Niezrealizowane plany
Tu miałem napisać dwa akapity na temat wszystkich planów, które miesiąc temu smułem. I których nie udało mi się w tym czasie zrealizować. I być może powinienem mieć z tego powodu wyrzuty sumienia. Ale nie mam.
Bo to nie był polski urlop — czyli miesiąc wolnego, żeby zrobić remont mieszkania. Przez te cztery tygodnie miałem dwa zadania — cisnąć przepisane ćwiczenia oraz przez resztę czasu wypoczywać i się regenerować.
I ten cel chyba udał mi się zrealizować. A teraz… napierdalać trzeba.
A co tam u Was?
Dajcie znać w komentarzach!
PS. Zdjęcie autorstwa Vladislava Klapina znalazłem na Unsplash.