Ostatnich kilkanaście miesięcy było dla mnie niezłym rollercosterem. Kilka razy zbierałem się nawet do podsumowania tego w ramach „Alfabetu Aksa”. Najpierw planowałem zrobić to w okolicach przełomu roku. Później — w okolicach urodzin. I choć niemal wszystkim literkom udało się przypisać jakieś znaczenie, to jednak nigdy nie wygospodarowałem na ich opisanie czasu.
Od momentu stworzenia MyNameIsAks.com podejmowałem tu wiele różnych inicjatyw. Jedne — jak Piąteczki czy Sztos Alerty — doczekały się kilkudziesięciu odcinków, inne — jak Podaj Popkorn — powracały w ramach potrzeby, a o innych… całkowicie zapomniałem. Przykładem może być cykl Zwięźle, w ramach którego publikować miałem krótkie teksty zawierające luźne przemyślenia. Coś jak Sześć u Dominika, choć zdecydowanie mniej regularne i oczywiście dłuższe (bo jestem gadułą). Albo Cześć, co słychać?, który służyć miał do szybkich streszczeń na temat tego, co u mnie (ale dotychczas doczekał się tylko jednego odcinka).
A że ostatnio moje dni na serio wypełnione są po brzegi różnymi wydarzeniami, to i postanowiłem poczynić drugi epizod. Być może wracać będę tu z nimi nieco częściej. Tymczasem — pozwól, że opowiem Ci o moich ostatnich trzydziestu dniach.
Kolejny kamyk milowy Agile Nuts
Projekt Agile Nuts, który powołaliśmy do życia w marcu 2018, powstał z wewnętrznej potrzeby dzielenia się doświadczeniem. Na początku skupiliśmy się przede wszystkim na wystąpieniach publicznych. Przez te nieco półtora roku działalności mieliśmy okazję zaprezentować nasz program artystyczny na kilkunastu konferencjach i meetupach, odwiedzając m.in. Warszawę, Łódź, Gdańsk, Katowice czy Kielnarową.
Od początku roku poszerzamy naszą “ofertę” o usługi konsultingu, wspierając zespoły w ich środowiskach pracy. Dopiero się rozkręcamy, ale mamy już kilka takich konsultacji za sobą, kilka wątków ofertowych jest otwartych, a na horyzoncie majaczy ciekawy, długofalowy projekt. Jak to wszystko się skończy? Czas pokaże.
Ale w połowie czerwca zaliczyliśmy kolejny kamień milowy naszej działalności. Postanowiliśmy połączyć siły wraz z Dominikiem Juszczykiem i zorganizować otwarty warsztat. W jego ramach wraz z grupą dwudziestu osób pracowaliśmy m.in. nad zrozumieniem czym są fazy rozwoju zespołu i jaką drogę trzeba przejść w kierunku zbudowania dojrzałej grupy.
Nazwaliśmy go “Ja i zespół = happy relations”. Nawiązujemy w ten sposób do jednego z naszych agile-nutsowych haseł, w ramach których skrót HR proponujemy rozwijać właśnie jako happy relations, a nie human resources. Bo chcemy pracować z ludźmi, a nie z zasobami.
Z mojej perspektywy oceniam to doświadczenie jako udane. Na jesieni kolejne edycje.
Londyn, bejbi!
Cutty Sark. Pieszy tunel pod Tamizą. Farma i park Mudchute. Panorama na Canary Wharf po wejściu na Isle of Dogs. Drzewo z sygnalizatorów świetlnych (motyw z okładki Tymona z Magierskim). Biurowce na Canary Wharf. Ogród na dachu Crosrail. Borough Market. Sausage roll. Pie & mash. Scotch egg. Shard. London Bridge. Monument. Walkie Talkie. Tower of London. Tower Bridge. Piwo i oglądanie krykieta pod City Hall. Hays Galleria. Tate Modern. Southbank. National Theatre. Purcell Room. Hayward Gallery. London Eye. Big Ben zza rusztowania. 10 Downing Street zza płotu. Picadilly Circus. Fish & chips w Poppies. Chinatown. M&M’s World.
Tak wyglądał pierwszy z czterech dni naszego rozdziewiczania Londynu. Pozostała część pobytu prezentowała się nie mniej aktywnie. Wychodziliśmy z domu o 8, wracaliśmy po 22, po czym do 2 plotkowaliśmy z naszymi gospodarzami.
To miasto mnie zmiażdżyło. Mniej więcej w połowie drugiego dnia poziom ekscytacji miałem już poza skalą do tego stopnia, że… już bardziej nie byłem w stanie się niczym zachwycać. Zdecydowanie najlepsze miejsce w jakim do tej pory byliśmy. I zdecydowanie wrócimy.
Przy okazji tego wypadu udało mi się skreślić kolejną pozycję z listy Memento ToDo, a konkretniej numer 32: Zobaczyć pracę Banksy’ego na żywo. Mieliśmy okazje upolować dwie pracki w tunelu pod Barbican Centre wykonane w hołdzie Basquaitowi (pierwsza i druga), szczura w hołdzie dla King Robbo oraz policjanta z pudlem na Shoreditch.
Z tego miejsca serdeczne ukłony dla Gaby i Grześka, którzy nas gościli. Oraz dla Olka Tasaka za zapoznanie nas ze sobą :)
Kolejna edycja FKŻ
Po raz kolejny miałem zaszczyt i przyjemność wspierać Festiwal Kultury Żydowskiej jako akredytowany bloger. O czym informowałem Was już w tekście z moimi muzycznymi typami. Po rocznej przerwie wróciłem również do studia Off Radio Kraków, gdzie o tychże rekomendacjach trochę opowiadałem.
Przy okazji tej edycji, z różnych przyczny, udało mi się uczestniczyć tylko w czterech wydarzeniach.
Emil Kroitor & The Trance-Moldavian Express był wieczorem z klasycznymi, klezmerskimi brzmieniami. Zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami — gwiazdą wieczoru i osobą siedzącą na scenie centralnie był grający na harmonii Emil. Ale mistrzem ceremonii całego wydarzenia był Eyal Talmudi.
Dzień później praktycznie ten sam skład Trans-Mołdawskiego Ekspresu przekształcił się w grupę o nazwie The Europeans, by towarzyszyć marokańskiej wokalistce Raymondzie Abecassis. I tu mieliśmy do czynienia z potężnym funkowo-groovowym ciężarem. Mega energetyczny koncert, który podniósł temperaturę w synagodze do wysokości przekraczającej zapewne dopuszczalne normy. Było zacnie!
Uzi Navon, który według organizatorów był “widziany na scenie kilkadziesiąt lat temu” okazał się oczywiście wykreowaną rolą młodego wokalisty. Zgadzało się wszystko — scenografia, ubiory, gra aktorska. Na serio czułem się, jakbym przeniósł się do lat sześćdziesiątych. Co ciekawe — ponownie potwierdziło się, że muzycy przyjeżdżający na FKŻ występują na kolejnych edycjach w nowych wcieleniach. W zespole Uziego na bębnach pojawił się świetny Aviv Cohen, który w tym roku grał zarówno z Kroitorem, jak i Raymondą, a na gitarze przygrywał Uri Brauner Kinrot, którego miałem okazję zobaczyć w 2016 roku jako frontmana Ouzo Bazooka i w zeszłym roku w składzie The Kutiman Orchestra.
Nie zawiodła hiphopowa noc. Eden Derso i Dj Mesh zagrali mega fajny, klasyczny koncert. Dużym zaskoczeniem okazał się dla mnie Atar Mayner, którego płyta jakoś szczególnie do mnie nie trafiła, a na żywo wypadł bardzo dobrze. Natomiast na temat zamykającego wieczór Dor3 zdania nie zmienię — ziomek zdecydowanie powinien nie wychodzić poza podziemie. A już na pewno nie powinien jarać tyle zioła przed wyjściem na scenę.
W każdym razie — kolejna zacna edycja festiwalu!
Swoją drogą — Eden i Mesha spotkałem dzień później na zakupach.
Podcasty
Podcasty to kolejny obszar, który pojawił się w moim życiu stosunkowo niedawno. Najpierw zacząłem sprawdzać wybrane tytuły jako bierny słuchacz, potem miałem okazję pojawić się w kilku jako gość, a od mniej więcej pół roku mam przyjemność współtworzyć “Męskie Spotkania”. Których pierwszy sezon właśnie zakończyliśmy nagrywać.
Na początku lipca opublikowaliśmy odcinek o muzyce. A nie od dziś wiadomo, że jest to temat bliski memu serduchu. I choć wciąż czuję, że wiem o niej niewiele, to jednak uważam, że jakieś mgliste pojęcie posiadam. Więc tym razem miałem okazję się trochę powymądrzać. Lada moment pojawić się powinien dziesiąty odcinek, poświęcony wartościom.
Na początku projektu przyjęliśmy, że pierwszy sezon składać się będzie właśnie z dziesięciu odcinków. Ale ponieważ lubimy swoje towarzystwo i nasze wspólne rozmowy — kilka dni temu spotkaliśmy się ostatni raz przed przerwą, by nagrać odcinek specjalny. Odpowiadaliśmy w nim na pytania słuchaczy. I wyszło ponad trzy godziny nagrań :)
Oprócz “Męskich Spotkań” w czerwcu pojawiła się jeszcze pierwsza część rozmowy, jaką z Agile Nutsami przeprowadził Daniel Pokusa w ramach podcastu “Spread IT Talks”. W pierwszej części opowiadaliśmy między innymi o tym czym jest i jak ewoluowało Agile Nuts, czy zwinność jest dla każdego i kiedy może się nie udać. Posłuchać możecie tutaj, a kolejna część również powinna pojawić się wkrótce.
Kolano
Prawie dwadzieścia lat temu zerwałem więzadło krzyżowe w prawym kolanie. Na poprawną diagnozę czekałem niemal rok. Na operację — kolejny. O samych przygodach ze szpitalem pisałem tu w 2012 (bloguję już ponad SIEDEM LAT??!!). Po operacji spędziłem tydzień w szpitalu, a następnie dwa tygodnie w domowym łóżku, zanim zacząłem jakąkolwiek sensowniejszą rehabilitację.
W październiku zeszłego roku zerwałem więzadło w kolanie lewym. O okolicznościach tego zdarzenia opowiadałem w ostatnim wideo, jakie do tej pory pojawiło się na kanale Uszanowanko.
Przyszedł czas, by to więzadło zrekonstruować. Na początku czerwca spotkałem się z lekarzem w celu ustawienia terminu i stanęło na 10 lipca. Co już jest faktem wartym odnotowania, bo na termin czekałem miesiąc. Nie rok.
Po serii wizyt lekarskich, wykonaniu praktycznie pełnej diagnostyki (krew, ekg, rtg) przyszedł czas położenia się pod nóż. Wszystko poszło sprawnie i zgodnie z planem. Po 24 godzinach od operacji byłem już w domu. A po kolejnej dobie spotkałem się z rehabilitantem.
Plan brzmi ambitnie, ale podobno jest realny. Po trzech tygodniach od operacji odstawiać będe kule, po sześciu — zdejmę ortezę, po dwunastu najprawdopodobniej skończę podstawową rehabilitację. Póki co najbliższy miesiąc spędzę na L4. Zacząłem od nadrabiania zaległości serialowych. W podorędziu mam kilka książek do przeczytania. Obok nich leży dysk ze zdjęciami i może w końcu posegreguję fotosy z wyjazdów do Rzymu, Aten czy Londynu, dwóch wypadów do Kopenhagi i podwójnej Pragi… Jest też szansa, że pojawi się kilka nowych tekstów tutaj. HURRA!
PS. Skoro przypomniałem sobie o „Zwięźle”, to i może ten cykl uda mi się zreanimować? Czas pokaże.