Media donoszą, że LPP wyprowadza swoje marki za granice. Na Facebooku pojawiają się kolejne fanpejdże nakłaniające do bojkotu ich produktów. Przyglądam się temu i płaczę. Ze śmiechu.
Co to LPP?
LPP to trójmiejska spółka odzieżowa, która posiada w portfolio sześć marek odzieżowych, m.in. Croppa, House’a i Reserved. Sprzedają nie tylko na terenie Polski, ale również na Węgrzech, Ukrainie, Słowacji, Łotwie, w Czechach, Rosji i Estonii.
Ubierają mnie od czubka głowy po stopy. Zaryzykować mogę stwierdzenie, że podobnie jest z większością Polaków.
Idę o zakład, że znaczna większość rodaków miała w szafie choć jeden produkt tego koncernu. Nawet jeśli nie świadomie (kupując ich produkt w jednym ze sklepów), to mogły tam trafić za pomocą konia trojańskiego w postaci marki Promo Stars, produkującej odzież wykorzystywaną do nadruków reklamowych. Jeśli kiedykolwiek zamawiałeś wykonanie koszulki z własnym nadrukiem lub dostałeś darmowy tiszert uczestnicząc w targach lub na konferecji, to dużym prawdopodobieństwem jest, że posiada ona metkę z napisem Promo Stars.
Kryzysy to chleb powszedni
Wyborcza w piątek poinformowała, że LPP przenosin swoje marki na Cypr, aby uciec przed płaceniem wysokich podatków. Na Facebooku zawrzało.
Biznes to biznes — każdy dąży do optymalizacji kosztów i dziwnym nie jest, że podjęli takową decyzję.
Szczerze mówiąc, czytając w oświadczeniu ich PR-owca, że łączna kwota opłaconych przez nich podatków (CIT, VAT, cło i inne) w 2012 roku wyniosła 465 milionów złotych, nie mogę uwierzyć, że podjęcie te decyzji zajęło im ponad 13 lat.
Swoją drogą dla LPP takie bojkoty to już chleb powszedni. Kilka miesięcy temu, po katastrofie fabryki w Bangladeszu, rodacy oburzali się, że firma sprzedająca swoje towary w całej Europie Środkowej i Wschodniej, szyje je w krajach trzeciego świata.
Wiecie jak na to zareagowała firma? Zrobiła trwające przez tydzień 50% wyprzedaże w swoich sklepach. Hajs się musi zgadzać. I wydaje mi się, że w ich przypadku zawsze tak jest.