Kończący się rok był dla mnie nieco specyficzny — zaczynałem go współtworząc grę na iOS, później na krótki moment wróciłem do interaktywu, by skończyć w zespołu IT firmy rozwijającej platformę do marketingu mobilnego. Co prawda podsumowanie branżowe nie bardzo wpasowuje się w tutejsze treści, ale tematy związane z internetem przewijały się tu dosyć często, więc… czemu nie? Zapraszam / przepraszam.
#MobileYear
Od kilku sezonów zapowiadano go w prognozach na rok kolejny. Od pewnego roku krążył jako sarkastyczny dowcip marketerów i niektórych przedstawicieli branży.
W końcu dotarliśmy do miejsca, w którym dokonuje się pewien przełom. Zauważalny przełom. Użytkownicy nie chcą być już przywiązani do urządzenia. Chcą być mobilni. Telefon przestaje służyć do dzwonienia czy esemesowania. Coraz śmielej zaczynamy sobie radzić z aplikacjami dostępnymi w naszych urządzeniach.
Po mału przyzwyczajamy się do życia w chmurze. Skoro najważniejsze dane trzymamy online, chcieli byśmy mieć do nich dostęp zawsze i wszędzie. Coraz więcej osób decydując się na wybór aplikacji, bierze pod uwagę to, na ilu platformach będzie mogła z niej korzystać. Potrzebują dostępu do aplikacji niezależnie od rodzaju urządzenia czy systemu operacyjnego.
Zaczynam też obserwować zmęczenie mobilnością. Coraz więcej osób zaczyna zwracać uwagę na to jak i kiedy korzysta z urządzeń mobilnych, wprowadzając pewne reguły ograniczające korzystania ze smartfona.
Nie mówię o heavy userach jak Goo , który pisał o tym już rok temu (temat poruszony nieco szerzej, ale również o mobilności: http://michal-gorecki.pl/2012/10/social-detox/). Obserwuję to zmęczenie również u mniej wymagających / uzależnionych użytkowników. Zaczynamy dostrzegać nie tylko zalety mobilności, ale również jej wady.
[youtube_sc url=“http://youtu.be/OINa46HeWg8”]
Dlatego — w pewnym sensie — w końcu był to rok mobile’u. Pewnie nie ostatni.
Media społecznościowe w końcu społecznościowe…
…a konkretniej: Facebook.
Jakiś czas temu serwis który miał w dużej mierze służyć do komunikowania się ze znajomymi oddaliśmy (my, użytkownicy) w ręce marek. Śledzimy ich strony, lajkujemy i udostępniamy ich treści, komentujemy posty (ok, większość robi to w nadziei na nagrody za aktywność) lub wylewamy żale na ich fanpage’ach.
Karmimy adminów tychże stron naszym zaangażowaniem pokazując, że zamiast poznawać ich produkty, tak na prawdę wolimy zdjęcia kotków, konkursy organizowane „specjalnie dla lubisiów” oraz informacje o tym, że „wjechał piąteczek” publikowane… co piąteczek.
Twórcy Facebooka postanowili coś z tym zrobić i od kilku(nastu) miesięcy zaobserwować można spore spadki zasięgów postów. Teraz, by zwiększyć widoczność publikowanej treści trzeba po prostu zapłacić. Szansę na przebicie się do większej grupy mają najbardziej wartościowe / wiralowe treści. I mam wrażenie, że Facebook w końcu wraca w ręce ludzi.
Przy okazji, zaczęliśmy się angażować w mniej lub bardziej sensowne kampanie, które mają realny wpływ na czyjś los. Pomogliśmy pewnym dzieciakom w powiększeniu rodziny o psa (którego obiecał im ich tata po tym, jak zdobędą milion lajków pod prośbą o pomoc w tej sprawie). Pomogliśmy pewnej nauczycielce udowodnić jej uczniom jak szybko mogą rozprzestrzeniać się treści w internecie (i jak mogą zacząć żyć własnym życiem). Ale największe wrażenie zrobiła na mnie historia pary Polaków, która za pomocą Facebooka odnalazła Sookie czyli bezdomną… suczkę, która przykleiła się do nich w trakcie ich urlopu w Gruzji (cała historia do przeczytania tutaj). Aktualnie dopełniane są wszelkie formalności mające na celu sprowadzenie psiska do Polski.
Wszystko wskazuje na to, że za chwilę ta pomoc przestanie być tylko wirtualna. Kilka miesięcy temu szwedzki UNICEF ruszył z kampanią pod hasłem „Lajki nie ratują żyć” („Likes don’t save lives”).
[youtube_sc url=“http://www.youtube.com/watch?v=2_M0SDk3ZaM”]
Facebook postanowił wziąć to sobie do serca. W listopadzie, udostępniając specjalną funkcjonalność, umożliwili wsparcie ofiar tafjuna na Filipinach za pomocą przekazania dotacji z poziomu fanpage’a Czerwonego Krzyża. W połowie grudnia opublikowali informację, że przycisk “Donate Now” od teraz dostępny będzie dla organizacji non-profit (niestety niedostępne jeszcze w Polsce).
Tworzymy historię
To był dobry czas dla innowacyjnych przedsiębiorców.
Brand24 Sadowskiego i Wnukiewicza w marcu rozpoczęło międzynarodową ekspansję (startując na rynku indonezyjskim, ) i w końcu zaczęło być dostrzegane poza naszymi granicami.
NeuroOn zebrało 100k dolarów, o które wnioskowali na Kickstarterze w przeciągu niecałej doby. Aktualnie, na 13 dni przed końcem zbiórki, udało im się zgromadzić ponad milion złotych.
Estimote w grudniu ogłosiło, że pierwszej rundzie finansowania udało im się pozyskać ponad trzy miliony dolarów na rozwój swojego produktu.
I ten ostatni news jest z mojego punktu widzenia (kamienica w centrum Krakowa) najbardziej pozytywną informacją. Zawiązana kilka tygodni temu na jednym z barcampów inicjatywa #OMGKRK mająca na celu aktywizować młodych przedsiębiorców związanych z branżą internetową udowadnia to, co wielu z nas przeczuwało od dosyć dawna.
Duże rzeczy dzieją się tu i teraz. Jesteśmy w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu.
I mocno wierzę w to, że w kolejnych miesiącach Kraków zaznaczy się jeszcze mocniej na branżowej mapie świata.
—–
Przeczytaj również moje muzyczne podsumowanie 2013 roku.