fbpx
Przejdź do treści

Nie rozumiem współczesnego rapu

Pol­skiemu rapowi poświę­ciłem dwie dekady mojego życia. Nie jestem ekspertem, bo śledzę go bard­zo wybiór­c­zo. I kocham go miłoś­cią płon­ną, choć coraz częś­ciej dochodzę do wniosku, że to miłość żony alko­ho­li­ka.

Ostrzegam — tekst pozbaw­iony będzie więk­szej głębi, nato­mi­ast przepełniony będzie westch­nieni­a­mi spod znaku “Za moich cza­sów…”.

Łejwi

Ona patrzy na mnie tak jak nikt
Ona patrzy na mnie tak jak mmm…
Gdy patrzy nie liczy się nic
Cią­gle gonię ten, cią­gle robię ten
Cią­gle liczę ten, cią­gle robię ten kwit”

26 368 415 wyświ­etleń, 260 tysię­cy łapek w górę i czter­naś­cie tysię­cy tych w dół.

Dalej mam, kur­wa, ubaw, jesteś smut­ny, wybacz
Wavy, kuma­ją, co mnie krę­ci
Wavy, numery piszę od ręki
Dzię­ki, Boże, wielkie dzięki”

18 420 481 wyświ­etleń. Choć pewnie duża tu zasłu­ga zwrot­ki Taco Hem­ing­way’a. Swo­ją drogą — najlep­szej jego w tym roku.

Dzwoni znowu, że ma prob­lem
Kocie, może przy­jedź po mnie (halo)
Czekaj, wrzucę jakieś spod­nie (hold up)
Posiedz­imy nad jeziorkiem
Podzie­limy jed­nym lolkiem (jeje­je)”

6 176 703 wyświ­etle­nia. 73 tysiące łapek w górę i 3 tysiące w dół.

to się mnie pyta­ją co jest
ja siebie bie­gam z game­boyem
nie wczuwam się w tą roz­mowę nawet jak szarpią za oba
myślisz ze to mnie poruszy
i suko to jest twój błąd”

Tylko 211 446 wyświ­etleń. Bo opub­likowany 5 dni temu…

Against modern hip-hop

Nieco pon­ad pięć lat temu opub­likowałem pod szyl­dem Exfomers pewną grafikę:

Miała ona naw­iązy­wać do słyn­nego huli­gańskiego hasła “Against mod­ern foot­ball” sym­bol­izu­jącego sprze­ciw pewnych grup kibiców prze­ci­wko nad­miernej komer­c­jal­iza­cji pił­ki nożnej.

Nie rozu­mi­ałem nowego tren­du w muzyce. Tego co słysza­łem… i widzi­ałem. Tego, czemu przy­czepi­ano łatkę hip-hopu, choć nijak nie było podob­ne do tego, co znane mi było do tej pory. Płyt w całoś­ci wypełnionych wokalem nagranym w opar­ciu o auto-tune. Oraz w całoś­ci pozbaw­ionych jakiejkol­wiek treś­ci. Cyka­ją­cych i iry­tu­ją­cych bitów. Zło­tych zębów, coraz bardziej obcisłych ubrań i narzu­conych nań futer…

Skry­tykowano mnie wów­czas, że najlepiej zamknąć się na strychu i puszczać w kółko De La Soul i Gang Star­ra. I wiecie co? Coraz bardziej żału­ję, że od tych kilku lat na tym strychu nie siedzę…

Pchamy ten syf

Dwadzieś­cia lat później wciąż śledzę wszys­tkie nowoś­ci tych samych artys­tów — Ostrego, Łony, Spinache’a, Kali­bra czy Fisza.

Z łezką w oku kupu­ję winy­lowe wznowie­nie Sinego, inną łzę ronię na reak­tywa­cyjnym kon­cer­cie Gram­mati­ka na Open­erze. W trak­cie którego pod­szedł do mnie zupełnie niez­nany mi człowiek i przy­bił piątkę mówiąc “widać, jak wiele ten zespół dla Ciebie znaczy”…

Bo od cyka­ją­cych laserów i syn­te­ty­cznych tek­stów wolę tłuste, łamiące kark brzmienia i kra­somów­czą twór­c­zość. Taki gust. A o tym podob­no się nie dysku­tu­je (hehe­he).

Tak wychował mnie rap. I o taki rap wal­czyć będę. Nawet za pomocą najczęś­ciej nieczy­tanego blo­ga w Polsce.