W trakcie moich muzycznych eksploracji zawędrowałem kiedyś na antypody.
Nie pamiętam czy stało się tak za sprawą Hilltop Hoods, czy też może True Live. Ale prawda jest, że to jedna z najbardziej pozytywnych rapujących nacji.
I przyznam szczerze, że ciężko było mi wybrać tylko pięć utworów. Więc jeśli się spodoba — będzie kontynuacja.
Zaczynamy absolutnym majstersztykiem. Hilltop Hoods pokochałem miłością bezwzględną, gdy postanowili jedną z najlepszych płyt w swojej dyskografii zaaranżować na orkiestrę symfoniczną. Jeśli nie znacie — gorąco polecam sprawdzić materiał “The Hard Road Restrung”, bo to mój top topów w kategorii najlepszych płyt koncertowych (swoją drogą chyba przydałby się taki ranking). W tym roku zresztą powtórzyli ten sam patent wydając symfoniczną wersję albumów “Drinking from the sun” oraz “Walking under stars”.
Zaraz po Hilltopach usłyszycie True Live — zespół, który niesłusznie przepadł w czeluściach popkultury. Ich najstarsze utwory notorycznie znikają z youtube’a, a na Spotify znaleźć można jedynie wydany w 2009 “Found lost”, który swoją drogą już tak bardzo nie przypadł mi do gustu. Jeśli jednak uda Wam się dotrzeć “The shape of it”, to wielokrotny odsłuch jest znacząco rekomendowany. Spoiler alert: raper w towarzystwie instrumentów smyczkowych!
Trzy pozostałe numery to wypadkowa fascynacji powyższymi dwoma zespołami. Na fali zainteresowania zacząłem grzebać w australijskich archiwach i tak przez chwilę zostałem z takimi wykonawcami jak Koolism, Funkoars czy Dialectrix. W “Jam hot” widzę od zawsze ogromny potencjał parkietowy, ale za każdym razem gdy próbowałem go przemycić w trakcie setu to parkiet… szedł do baru.
W każdym razie — smacznego.