Grzebania w archiwach muzyki popularnej odsłona osiemnasta.
Dziś skupimy się na utworach, które swoje premiery miały wyłącznie na kompaktach, ale w związku z ogólnoświatową winylową paranoją doczekały się reedycji na czarnej płycie. A ja to szanuję.
Lećmy zatem.
Zaczynamy od Grammatika. Ich winylową “Reaktywację” kupiłem od razu po premierze w 2005. Z niezwykłą radością przyjąłem, że kilka chwil temu reedycji na tym nośniku doczekały się wielbione przeze mnie (choć ten tekst wcale na to nie wskazuje) “Światła miasta”. Teraz na półkę dostawię ich pierwszy album. Dla mnie o tyle ważny, że to właśnie dzięki tej płycie zaczęła się moja przygoda z polskim rapem na poważnie.
Lada moment na winylu pojawi się również “Fach” Flexxipa. I jeśli tylko nie pojawi się w jakimś morderczo niskim nakładzie, który rozejdzie się w ciągu 30 sekund, to z pewnością trafi na mój talerz.
Zakupu na pewno nie będę odkładać, tak jak było to z “3:44” Kalibra. Bo przespałem moment, gdy płyta była w normalnym obiegu i teraz pozostaje mi tylko odkupowanie jej od resellerów z Allegro za dwukrotność ceny wyjściowej.
CKOD z pewnością zaparkuje na półce w niedługim czasie. Bo po pierwsze — płyty z gitarową muzyką w mojej kolekcji mogę policzyć na palcach jednej ręki. Po drugie — to szalenie dobry album.
Ale na pewno na liście zakupowych priorytetów stoi płyta z serii “Złota kolekcja” ze zbiorem najlepszych hitów Andrzeja Zauchy. Bo od dawna marzyłem o tym, żeby spod igły popłynęły dźwięki “Byłaś serca biciem”, “C’est la vie” czy “Wymyśliłem Ciebie”.