Kolejny tydzień, kolejne podsumowanie.
Tym razem piszę o fotografach z dyplomem, odważnych marketerach, mamie Madzi, znów o appce na androida i o kandydacie na jedną z płyt roku. Pozdrawiam.
Shity internetów: Jestę fotografę
Chodziło to za mną od dosyć dawna… Oglądając strony i portfolia doświadczonych fotografów, którzy swoje kariery zaczynali w latach osiemdziesiątych lub dziewięćdziesiątych mam wrażenie, że Ci ludzie totalnie nie odnaleźli się w nowych realiach. Dawniej ich życie było proste: żeby prowadzić zakład fotograficzny wystarczyło skończyć odpowiednie technikum, by później móc pochwalić się klientom dyplomem. Praca w dużej mierze wyglądała tak, że w tygodniu trzaskali fotosy do dowodu osobistego lub legitymacji szkolnej, weekendy spędzali w studio, focąc sesje ślubne i — w sezonie — komunijne. Ludzie się nie buntowali, że ich sesja ślubna wyglądała dokładnie tak samo jak fotosy kuzyna, sąsiadki czy koleżanki z pracy — wszędzie te same motywy: tło z marmurowymi schodami, tło z kominkiem, tło ze stajnią i snopek siana za rekwizyty… Takie były standardy, więc wszyscy się dostosowywali.
Schody zaczęły się wraz z erą aparatów cyfrowych i komputerowej obróbki. Na rynek zaczęli wchodzi młodzi, zdolni, kreatywni. Żeby zostać fotografem, nie trzeba było zdobywać dyplomów — wystarczyła inwestycja w sprzęt i średniej jakości ogarnięcie w jego obsłudze. Efekty podglądane na bieżąco pozwalały w dość szybki sposób korygować wykonane błędy (często bez wiedzy klientów), a mniejsze niedociągnięcia w prosty sposób za pomocą kilku klików poprawić można za pomocą Photoshopa. Coraz więcej fotografów zaczęło dostosowywać swoją ofertę do oczekiwań klientów, dokonując na rynku tychże usług nie małą rewolucję.
Niestety, w wielu mniejszych miastach wciąż funkcjonują zakłady fotograficzne, które wraz ze swoją ofertą, technicznymi umiejętnościami i stronami internetowymi tkwia w tej poprzedniej erze. Im właśnie poświęcony jest fanpage Mistrzowie fotografii, w ramach którego wyhaczane są najsmaczniejsze ze znalezionych w sieci kąsków. Początkowo miał on dotyczyć ogólnie branży fotograficznej, jednak póki co tematykę zdominowały śluby. Chwilowo FB płata figle i nie pozwala dodawać nowych zdjęć, ale mam nadzieję, że nie będzie trwało to długo.
Przy okazji powołania do życia tejże strony postanowiliśmy poprosić fanów tejże strony i pomoc w wybraniu najlepszego najgorszego fotografa w Małopolsce. W zakładzie, który zwycięży w ankiecie… zrobimy sobie sesję ślubną :)
Hity internetów: Grześki
Pojawiły się w poniedziałek i wiedziałem, że dla mnie w tym tygodniu nic innego nie wygra internetów. Kampania Zero bujdy uderzyła za pomocą trzech virali: grzecznego (winda), neutralnego w granicach dobrego smaku (stringi) i pojechanego ostro po bandzie (tata). Ucichły tak samo szybko jak się pojawiły, bo w sieci generalnie wygenerowały tylko jednodniowy buzz, ale z mojej strony spory szacun dla marketerów z Jutrzenki za odwagę. Nie często zdaża się, że firma sprzedająca tak neutralny produkt skierowany do niezwykle szerokiej grupy docelowej decyduje się na tego typu kroki. Dla obsługującej agencji i dla klienta: chapeu bas.
[youtube_sc url=“http://www.youtube.com/watch?v=73dGTOl_vXA”]
Co ciekawe, tego samego dnia znowu na pierwsze strony gazet, portali i do wszystkich innych wydań wiadomości trafił temat mamy Madzi w związku z rozpoczynającym się procesem Katarzyny W. Na reakcję internetu nie trzeba było długo czekać.
Appka tygodnia: Karta Na Plus
Znowu appka androidowa, bo wersji iOS się nie doczekałem.
Funkcjonuje na terenie Małopolski coś takiego, jak program lojalnościowy o nazwie Karta na plus. Działa on w bardzo prostu sposób: na początku roku kupujesz sobie za ok. 50pln kartę, która upoważnia cię do różnego rodzaju zniżek w blisko dwustu punktach na terenie Krakowa. W większości oferta dotyczy punktów gastronomicznych, w których przy pierwszej wizycie w lokalu za drugą porcję płacisz 1pln, a przy kolejnej wizycie dostajesz jakiś tam drobny rabat typu 5–10%. Z doświadczenia wiem, że nie da się wszystkich tych punktów w ciągu jednego roku obskoczyć — w zeszłym roku udało nam się skorzystać z tej promocji w mniej niż dziesięciu punktach, a zakup karty zwrócił nam się już przy pierwszej wizycie (sushi w Edo).
Program ma swoją appkę na androida. Trochę toporną, trochę wolną, średnio estetyczną, ale wyposażoną w jeden doskonałonały moduł — wyświetlanie na mapie najbliższych punktów uczestniczących w programie. Do tej pory chcąc wybrać się na jakiś obiad musieliśmy przeczesywać stronę w poszukiwaniu knajp dostępnych w okolicy miejsca zamieszkania, a o spontanicznym obiedzie na mieście z wykorzystaniem tegoż rabatu nie było mowy, jeżeli nie wiedzieliśmy wcześniej o jakimś lokalu w okolicy. Dzięki wspomnianej funkcjonalności wyciągam z kieszeni telefon, odpalam mapę i sprawdzam co ciekawego mogę w okolicy wszamać.
Polecam i program, i appkę.
Numer tygodnia: Psychologia tłumu według Ostrego i Hadesa
Krążek HAOS uzyskał status złotej płyty na początku lutego, chociaż… oficjalna premiera nastąpi dopiero w najbliższy wtorek. Dzisiaj pojawił się kolejny singiel i nie znając jeszcze reszty materiału przewiduję, że projekt Ostrego i Hadesa jest pewniakiem w moim muzycznym podsumowaniu 2013.
Mam nadzieję, że się nie zawiodę.
[youtube_sc url=“http://www.youtube.com/watch?v=H3xh6Fob3cU”]