Dawno nie było podsumowań tygodnia. Związane było to ze świątecznymi rozjazdami, ale ponieważ dwutygodniowe rozluźnienie mamy już za sobą, czas się ogarnąć. Zatem: lecimy.
Hity tygodnia: Mama Selita w telewizji śniadaniowej
Jestem ultrasem Mamy Selity. Moja fascynacja muzyką z czasem przerodziła się w ciekawe znajomości i przyjaźnie, co zaowocowało nawet propsem na debiutanckim albumie, ale pomijam ten fakt :)
Obserwuję ich muzyczny rozwój od kilku lat. Z bólem serca przyjąłem, ale ostatecznie zaakceptowałem i wielce polubiłem stylistyczne przeobrażenie z heavy funkowego bandu w klon Rage Against The Machine. Swoją drogą, ludzie wysuwający takie porównania znajomość repertuaru Mamy ograniczyli do singlowych Brudnych bomb czy Rocky’ego. Owszem, uważam że w ich muzyce słychać spore inspiracje RATMem czy RHCP, ale, kurcze, nikt w Polsce nie zrobił tego do tej pory w ogóle / nikt w Polsce nie zrobił tego do tej pory na takim poziomie (niepotrzebne skreślić), dlatego czemu mieliby tak nie grać? A ten nieustanny progres i ewolucję szanuję bardzo, bo zdecydowanie wolę, gdy band gra szczerze, a nie zarzyna się nagrywając pięćdziesiąty numer o tym samym tylko dlatego, że publiczność tego oczekuje.
Wracając do głównego wątku, Mama Selita została zaproszona do studia Dzień Dobry TVN, by wykonać tam jeden ze swoich utworów. Wybór padł na ostatni singiel z debiutanckiego krążka, czyli Mistrzynię kamuflażu.
Z jednej strony było to fajne wyzwanie oraz możliwość dotarcia do większego grona odbiorców, z drugiej strony niosło ze sobą — dla bandu znanego z niezwykle ekspresyjnych i dynamicznych występów na żywo — spore ograniczenie w postaci przymusu grania z playbacku…
Chłopaki wybrnęli z tej sytuacji wybitnie, trollując przy okazji redakcję oraz widzów DDTVN. W jaki sposób? Igor z wokalisty stał się gitarzystą, Mikołaj zza perkusji przesiadł się na bas, Grzesiek odłożył gitarę by zasiąść za perkusją, a Herbert zamiast basówki chwycił mikrofon. Oczywiście ten kamuflaż nie miał najmniejszego wpływu na jakość wykonywanego utworu. Zapytałem chłopaków, czy ekipa w studio wiedziała o tych zmianach. W odpowiedzi usłyszałem:
Redakcja była zupełnie nieświadoma :) Na minutę przed wejściem dostaliśmy jedynie polecenie, żeby zrobić rockowe pierdolnięcie.
Dla mnie hit. Całość możecie zobaczyć tutaj.
Shity internetów: No to heja…
Patrzę, oczom nie mogę uwierzyć, a na usta ciśnie mi się siarczyste WHAT THA FUCK? Zastanawia mnie jaki cel przyświecał autorom tej kreacji. Skandal? Okej, to raczej jasne — nieśmiertelna zasada: nie ważne jak, ważne że mówią. Jeżeli takie były założenia, to komentarze pod filmem wskazują, że cel został osiągnięty. Zastanawia mnie tylko co było KPI tej kampanii. Ilość negatywnych komencików?
Ale generalnie się pytam: o co w tej reklamie chodzi? Skąd nagłe przejście z zaczerwienionego oka do ikony komunizmu? Będę wdzięczny za pomoc w wyjaśnieniu.
Appka tygodnia: Waze i inne mapy
Kilka tygodni temu do AppStore’a wróciły mapy Google’a. Nie miałem okazji wspomnieć, więc wspominam, mimo że dziś ta informacja jest już sucharem. Powrót cieszy, bo wgrane przy apdejcie iOSa do wersji 6.0 mapy od Apple’a były największym złem w historii tej firmy, więc dobrze, że wróciła jakaś dobra i bezpłatna alternatywa.
Wracając po świętach do Krakowa postanowiłem przetestować Yanosika, który jest takim połączeniem GPSa z CB-radiem. Nigdy nie byłem fanem tego drugiego. Owszem, doceniam jego nieocenioną pomoc w walce z systemem, czyli misiaczkami z suszarką, ale forma przekazywania tych komunikatów jest dla mnie zbyt męcząca. Dlatego social gps to dokładnie to czego szukałem. O co chodzi? Wstukujesz trasę, którą chcesz jechać, appka wyznacza Ci trasę, ale poza standardowymi funkcjonalnościami automapy dostarcza mechanizm społecznościowy w kilkunastu / kilkudziesięciu tysięcy innych kierowców podróżujących z odpaloną appką. Za każdym razem gdy ktoś z użytkowników mija fotoradar, policję, nieoznakowany patrol czy trafia na jakieś zdarzenie drogowe powodujące opóźnienie, ma możliwość wysłania sygnału do pozostałych userów. Appka automatycznie wysyła tą informację do wszystkich znajdujących się w pobliżu, którzy mogą ją zweryfikować zatwierdzając lub odrzucając.
Nie podoba mi się interfejs Yanosika, nie podoba mi się prezentacja map, a ponieważ podróżowałem trasą, którą znam na pamięć, nie miałem możliwości weryfikacji ich poprawności, jednak jako system ostrzegawczy sprawdza się bombowo.
I tak w końcu dotarliśmy do appki z nagłówka czyli Waze. Odkryty dopiero w tym tygodniu (pozdro, Greg), nie testowany w terenie, ale opiera się na idei tej samej co Yanosik, zjadając go przy okazji interfejsem i wyglądem map. Appka międzynarodowa, posiada polską wersję językową na androidy i iOSy, posiada integrację z FB, przy okazji pozwalającą inwigilować przebywających w okolicy znajomych w trybie rzeczywistym (jeśli ktoś porusza się również z włączoną aplikacją). Zdecydowanie dam jej szansę.