fbpx
Przejdź do treści

Podaj popkorn: Black Mirror. Bandersnatch

Autorzy “Black Mir­ror” po raz kole­jny w okoli­cach Świąt i przeło­mu roku postanow­ili zaskoczyć fanów odcinkiem specjalnym.

Najnowszy “Ban­der­snatch” jest nie tylko spec­jal­ny, ale i wyjątkowy. Czy wprowadze­nie inter­akcji z widzem spowodowało, że wyskoczyłem z butów? Jeśli nie chce Ci się czy­tać dalej, odpowiadam: NIE.

A odpowiedź uza­sad­ni­am poniżej. Równocześnie ostrzegam — poniższy tekst zaw­ier­ać może ślad­owe iloś­ci spo­jlerów. Więc czy­tasz na właśną odpowiedzialność.

No więc… obe­jrza­łem. I mam moc­no mieszane uczucia.

Plusy

Wielkie sza­po­ba dla Net­flixa za inter­ak­ty­wny for­mat. Zwłaszcza tak doskonale skle­jony z fabułą.

Bo cała his­to­ria odcin­ka sku­pi­ona jest wokół tworzenia gry kom­put­erowej opartej na fik­cyjnej książce “Ban­der­snatch” Jerome’a F. Daviesa.

Fabuła gry — tak samo jak fabuła książ­ki — opiera się na wielowątkowoś­ci, równoległych his­to­ri­ach i ich zakończeni­ach. Decyz­ja o tym jak potoczą się losy bohaterów pozostaw­iona jest grac­zowi gry, czytel­nikowi książ­ki i… oglą­da­jące­mu odcinek. Bo właśnie na tym pole­ga wyjątkowość tego odcin­ka — to oglą­da­ją­cy decy­du­je jaki wątek fab­u­larny uru­chomić i jak dalej potoczą się losy bohatera.

I za to właśnie czap­ka z głowy, Net­flik­sie. Bo nie dość, że to jed­nak for­ma nar­racji dosyć unikalna i niezwykła, to jeszcze tak przepięknie osad­zona w reali­ach samej fabuły. Run­da aplauzu na stojąco!

Sza­po­ba również za wprowadze­nie w tej wielowątkowej nar­racji kilku “wielka­noc­nych jajek”. Takich jak sce­ny wal­ki czy ‘net­fliks’ jako bohater jed­nego z wątków. Zatem za kon­cept fab­u­larny i inter­ak­twyność wiel­ki plus.

W przy­pad­ku gier wybier­a­jąc wątek, który okazu­je się ślepym zaułkiem stan­dar­d­owo fabuła dob­ie­ga koń­ca. Tak też dzi­ało się i tutaj, choć częs­to zdarza­ło mi się mieć poczu­cie… niedosy­tu połąc­zonego z zaw­iedze­niem, że wątek skończył się w sposób jak­by niedo­pra­cow­any… To jed­nak dochodzę do wniosku, że to również klei się z his­torią ukry­tą w jed­nej ze ścieżek. Być może to moja nad­in­ter­pre­tac­ja, być może nie — nigdy się tego raczej nie dowiemy…

To samo tyczy się głównej osi fab­u­larnej — mimo wielowątkowoś­ci i “pozornej” decyzyjnoś­ci tak naprawdę przez cały czas sean­su dążyłem do odkrycia głównej fabuły. To właśnie chy­ba najwięk­szy sukces inter­ak­ty­wnej gry o nazwie “Black Mir­ror. Bandersnatch”.

Rozpisy­wać się o tym, jak bard­zo real­isty­cznie i fenom­e­nal­nie odt­wor­zony został kli­mat lat osiemdziesią­tych nie będę, bo że Net­liks w scenografię i całą otoczkę umie udowod­nił już przy okazji choć­by “Stranger Things” i przy swoich głównych hitach (do których “Black Mir­ror” niewąt­pli­wie się zal­icza) obniże­nia jakoś­ci raczej spodziewać się nie można.

W każdym razie props również za scenografię, ubiór, rek­wiz­y­ty, ale i muzykę. Zwłaszcza za scenę w sklepie z pły­ta­mi. Miałem kiedyś plan zacząć kolekcjonować winy­lowe wąt­ki z seri­ali i filmów tutaj na blogu. Jeśli kiedyś wrócę do tego tem­atu, to “Ban­der­snatch” w takowym zestaw­ie­niu z pewnoś­cią się znajdzie.

Ale na tym się pozy­ty­wy u mnie kończą.

Minusy

O “Black Mir­ror” wspom­i­nałem już tu na blogu, choć dziś, gdy wracam do tego tek­stu to zauważam, że zabrakło tam pewnej refleksji.

Dwa pier­wsze sezony seri­alu zre­al­i­zowane zostały przez BBC. O tym, że Bry­tole w tema­cie seri­ali to chore skur­czy­by­ki wiado­mo nie od dziś i to właśnie ten pokrę­cony, mroczny charatk­er “Czarnego Lus­tra” urzekł mnie w dwóch pier­wszych sezonach.

Gdy dowiedzi­ałem się, że pro­dukcją trze­ciego sezonu zajął się Net­fliks, spodziewałem się naj­gorszego. Bo ta plat­for­ma nie miała wów­czas jeszcze zbyt wielu mrocznych pro­dukcji na swoim kon­cie (lub ja ich wów­czas nie znałem) i obaw­iałem się, że amerykańs­ki sznyt rozmiękczy fabułę i otrzy­mam bardziej powierz­chowne śliz­ganie się po trud­nych tem­at­ach poruszanych w dwóch pier­wszych sezonach.

Przy okazji trze­ciego sezonu obawy te okaza­ły się bezpod­stawne. Ale dzię­ki temu dałem uśpić swo­ją czu­jność, bo dostałem amerykańską pap­ką w ryj przy okazji sezonu kole­jnego, czyli czwartego.

I niewyk­luc­zone, że wygaśnię­ta przy okazji trze­ciej serii miłość do tego for­matu rzu­tu­je na odbiór “Ban­der­snatch”, ale… w porów­na­niu z pier­wot­ny­mi poczy­na­ni­a­mi autorów for­matu bohaterowie najnowszego odcin­ka to mięcza­ki. Być może przez zabawę z wątka­mi zgu­biłem kli­mat, ale… w trak­cie całego sean­su dałem się zaskoczyć tylko raz, ani przez chwilę nie poczułem dreszczu emocji, a tym bardziej ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl “och kuu­uwa, co ja właśnie zobaczyłem?!”…

Najwięk­szy niedosyt związany był z roz­gałęzie­niem his­torii na począk­tu nar­racji. Po pod­ję­ciu dosyć ważnej decyzji na początku his­torii przez cały odcinek miałem poczu­cie “ciekawe co by się stało, gdy­bym wtedy wybrał drugą opcję?”. Cieka­wość była sil­na do tego stop­nia, że po zakończe­niu sean­su postanow­iłem uru­chomić odcinek od początku i wybrać tą drugą opcję. Zawód mój był ogrom­ny, gdy okaza­ło się, że dru­ga odno­ga fab­u­lar­na była dosyć krót­ka, a ja pod­jąłem “właś­ci­wą” decyzję za pier­wszym razem.

I mam wraże­nie, że w tym całym sean­sie trochę się zmęczyłem odkry­waniem tej his­torii. Mam świado­mość, że nie zajrza­łem do wszys­t­kich zaułków tej fabuły, ale po pon­ad dwóch godz­i­nach oglą­da­nia doszedłem do wniosku, że… mam dość.

Konkluzja

W trak­cie tworzenia tego tek­stu zmieniłem swo­ją opinię na tem­at kilku kluc­zowych ele­men­tów “Ban­der­snatch”. Bo jeśli dobrze rozu­miem, to kluczem do pokocha­nia tego odcin­ka jest zrozu­mie­nie, że jego sil­nik opiera się na sil­niku gry fabularnej.

Sęk w tym… że ja nigdy fanem tego typu roz­gry­wek nie byłem.

Doce­ni­am zabawę for­mułą (petar­da!), doce­ni­am świat przed­staw­iony w his­torii, doce­ni­am również pomysł na fabułę! Ale w kon­tekś­cie odcinków spec­jal­nych dużo bardziej trzy­mał mnie w napię­ciu kończą­cy dru­gi sezon epi­zod “White Christmas”.

Tak czy inaczej… “Ban­der­snatch” zde­cy­dowanie warto obe­jrzeć! A jak już to uczynisz — wróć tu i podziel się swo­ją opinią, okej?

Swoją drogą…

Swo­ją drogą sko­ro nad retro rek­wiz­y­ta­mi się tu rozpły­wałem, to podzielę się z Wami pewnym wynurze­niem natu­ry pry­wat­nej. Bo… mam taką przypadłość…

Powraca ona za każdym razem przy okazji oglą­da­nia his­torii osad­zonych w lat­ach 80. lub 90. Za każdym razem, gy na ekranie pojaw­ia­ją się stare walk­manowe słuchaw­ki na pałąku z czer­wony­mi gąbka­mi… prz­ery­wam oglą­danie i ruszam na poszuki­wanie, czy moż­na gdzieś takowe jeszcze nabyć. Poszuki­wa­nia bezskuteczne…

Więc jeśli ktoś gdzieś kiedyś na to trafi, to… KUP MI! Albo jeśli masz takie na strychu i one wciąż dzi­ała­ją, to… DEJ MNIE!

I jeszcze jedno Post Scriptum

Możli­we bard­zo, że w trak­cie tworzenia tego tek­stu zmieni­a­jąc front w tema­cie kilku kwestii i przenosząc akapi­ty z sekcji “minusy” do tych bardziej na plus przy okazji… zgu­biłem jak­iś wątek.

Prag­nę poin­for­mować, że abso­lut­nie nie był to zabieg celowy, jed­nakże… uznam za zabawne, jeśli w kon­tekś­cie opisy­wanego tem­atu tak się fak­ty­cznie stało.