fbpx
Przejdź do treści

Nie lubię pieniążków

Nie lubię. Mon­e­ty brzęczą w kieszeni­ach, częs­to rysu­ją ekran tele­fonu, a w sklepie wysy­pu­ją się z hukiem na ladę, ku uciesze sprzedaw­ców, którzy zacier­a­ją ręce licząc w myślach wszys­tkie wygrze­bane spod lady blasza­ki. Papier­ki szy­bko się niszczą, brudzą, mię­tolą, przedzier­a­ją. O iloś­ci zarazków za ich pomocą przenos­zonych wspom­i­nać nie będę. No, po pros­tu ‑syf!

Żarłoczny bankomat WBK

Zdarzyło Wam się kiedyś wyjąć połówkę ban­kno­tu z banko­matu? Mnie owszem.

188818_207000765980110_1188427_n

Włożyłem kartę, wstukałem pin, maszy­na zam­rucza­ła, otworzyła się komo­ra i wysunął się ban­knot, który przy pró­bie wyciąg­nię­cia staw­iał znaczny opór. Po kilku sekun­dach wal­ki zamknęła się klap­ka poda­jni­ka, zostaw­ia­jąc mi w dłoni pół papier­ka, a drugie pół — wewnątrz. Zas­tanaw­ia­jąc się ile w takiej sytu­acji bank pobrał mi z kon­ta (bo prze­cież powinien 25 zło­tych, co nie?), wykrę­ciłem numer na infolin­ię WBK, którego automatu prob­lem dotyczył.

Po opisa­niu lokaliza­cji oraz całej sytu­acji usłysza­łem tępą ciszę w słuchaw­ce, a po chwili westch­nienia rozbra­ja­jące stwierdze­nie: “jakoś trud­no mi sobie wyobraz­ić, że wyciągnął pan pół ban­kno­tu z banko­matu”. Odpowiedzi­ałem, że w zasadzie to mi też trud­no sobie to wyobraz­ić, a po wymi­an­ie jeszcze kilku uprze­j­moś­ci zakończyliśmy tą bezpro­duk­ty­wną roz­mowę. Spróbowałem wypłacić gotówkę raz jeszcze — ryzyko się opłaciło, bo z nowym ban­knotem (całym) wyszła połówka pozostałego…

Papierowy hajs nigdy się nie zgadza

Zauważyłem też, że tem­po wydawa­nia gotów­ki rośnie wraz z jej iloś­cią w port­felu — dwa złote potrafi przeleżeć cały tydzień, a stówka rozmienia się na drob­ne naty­ch­mi­ast. Dlat­ego, wery­fiku­jąc trochę tezę zawartą w tytule, muszę dodać, że nie lubię pieniążków papierowych.

Wszys­tko co umieś­ciłem we wstęp­ni­aku jest nato­mi­ast prawdzi­we. Nie noszę ze sobą gotów­ki, bo jestem fanem (fanatykiem?) transakcji bez­gotówkowych. W każdej formie: plas­tikowej, zbliże­niowej, mobil­nej. I wiecie co? Sko­ro w Japonii moż­na sko­rzys­tanie z pub­licznej toale­ty zapłacić zbliże­niowo za pomocą NFC, to w XXI wieku po cywili­zowanym kra­ju (za jaki uważam Pol­skę) bym się spodziewał, że zapewni mi korzys­tanie z bez­gotówkowych transakcji w najbardziej podst­wowych sytuacjach.

Cieszy mnie fakt, że coraz więk­sza ilośc sklepów akcep­tu­je płat­ność kartą za paczkę zapałek czy gumy do żucia (równocześnie — iry­tu­ją mnie sytu­acje, gdy wycią­ga­jąc plas­tik słyszę: “płat­ność kartą powyżej 10 zło­tych”). Cieszy fakt, że Pay­Pass przyjął się tak dobrze i coraz częś­ciej mogę skró­cić czas trwa­nia transakcji (mam wraże­nie, że auto­ryza­c­ja zbliże­niowa odby­wa się dużo szy­b­ciej niż za pomocą pinu). Ale przede wszys­tkim cieszy fakt, że ban­ki kom­bin­u­ją z nowy­mi for­ma­mi płat­noś­ci, które wyk­lucza­ją uży­cie kar­ty jako takiej.

Nie miałem jeszcze okazji przetestować, ale od dłuższego cza­su funkcjonu­ją na rynku zegar­ki z tech­nologią Pay­Pass od Mas­ter­Car­da (heeeeeloooooł, bloger by coś przetestował, co nie?! wink wink). Wciąż liczę na pop­u­laryza­cję NFC (wdrożyły u siebie już Orange i T‑Mobile).

Kanapkę mobilnie

Kil­ka dni temu naśmiewałem się z bard­zo suchego filmiku od PKO BP, w którym szty­wny pan w gar­ni­aku zapowiadał płat­niczą rewolucję, a odgry­wa­jąc scenkę zamówienia sza­my w bufe­cie zwracał się do sprzedaw­cy: “Kanap­kę mobil­nie”. Film był okrut­nie zły (jeden z tych, w których kor­po­rac­ja stwierdza: hej, zrób­my wajrala!), ale chy­ba ów negaty­wno-prześmiew­czy ton fejs­bu­ka dosyć szy­bko został zrozu­mi­any, bo zniknął z sieci na tyle szy­bko, że nikt nie zdążył go sko­pi­ować (nowe hob­by: archi­wiz­ować takie smacz­ki w momen­cie oglądania!).

Na fejs­bukowym pro­filu Płacę tele­fonem trans­mi­towana miała być kon­fer­enc­ja pra­sowa prezen­tu­ją­ca nowy pomysł na płat­noś­ci PKO. Mimo zapew­ni­a­nia ze strony admin­is­tra­to­ra pro­filu, że staw­ia­ją na innowa­cyjność i wygodę, na OS X trans­misji nie udało się obe­jrzeć (próbowano zrzu­cić winę na wty­czkę Sil­verligh­ta, która mam aktu­al­ną, więc trop trochę błędny).

Tak czy inaczej, pomysł PKO i tak mnie zaskoczył. Ta szum­na rewoluc­ja sprawadza się do tego, że możesz korzys­tać z banko­matów i płacić w ter­mi­nalach płat­niczych bez uży­cia kar­ty, a za pomocą… aplikacji w tele­fonie. Long sto­ry short: sprzedaw­ca wpisu­je kwotę w ter­mi­nalu, odpalasz app­kę, wstuku­jesz na pin­padzie wyświ­et­lony w niej kod i et voila - zapła­cone. Jak wyni­ka z filmów pro­mo­cyjnych — dzi­ałać ma to zarówno w transakc­jach offline, online, a nawet w bankomatach.

[youtube_sc url=“http://youtu.be/QqRNGwXe2E0”]

Ok, póki co nie zachę­ci mnie to do ponownego korzys­ta­nia z ofer­ty PKO BP, z którego uciekłem kil­ka lat temu, ale to faj­na innowac­ja na pol­skim rynku, którą mam nadzieję wyko­rzys­ta­ją również pozostałe ban­ki. Swo­ją drogą, czy u nich nadal do auto­ryza­cji przelewów potrzeb­ne są zdrapki?

PKP czasem potrafi zaskoczyć

Jakieś dwa lata temu miałem się wraz z kolegą wybrać do Warsza­wy w del­e­gację. Bile­ty na Inter­Ci­ty zaku­pi­ono nam dzień wcześniej przez inter­net, wydrukowano na jed­nej kartce i przekazano moje­mu kompanowi.

Dnia następ­nego okaza­ło się, że kole­ga ów w umówionym miejs­cu i o wyz­nac­zonej godzinie się nie staw­ił, a po wykręce­niu numeru łączę się z automaty­czną sekre­tarką (po dwóch godz­i­nach okaza­ło się, że ajfon się zwiesił i nie uru­chomił budzi­ka :)). Po zwery­fikowa­niu iloś­ci gotów­ki w port­felu (6,23 pln) i cza­su do odjaz­du (2 min­u­ty 33 sekundy), dosyć zrezyg­nowany wpadłem na dzi­wny pomysł, by zapy­tać kon­duk­to­ra czy za zaku­pi­ony u niego bilet mogę zapłacić kartą. Odpowiedź wielce mnie zaskoczyła, gdyż brzmi­ała: oczy­wiś­cie!

No, ale jak to, kartą w taksówce?

Kil­ka miesię­cy temu, zna­j­du­jąc się w katow­ick­iej Dolin­ie Trzech Stawów zamówiliśmy tak­sówkę, która miała odwieźć Karolkę do hotelu. W naszych port­felach brzęcza­ły miedzi­a­ki, a w okol­i­cy nie było opcji na jakikol­wiek banko­mat, więc pow­itałem pana tak­sówkarza pytaniem, czy możli­wa będzie u niego zapła­ta za kurs za pomocą kar­ty. Lekko zmieszany odpowiedzi­ał, że nie, ustalil­iśmy więc, że po drodze zahaczą o jakąś ścianę płaczu i ruszyli w wyz­nac­zonym kierunku…

Okaza­ło się, że przez całą trasę typ ów kładł małżonce mojej do głowy swo­je mądroś­ci życiowe, które brzmi­ały mniej więcej w ten sposób:

No, ale jak to tak: kartą w tak­sów­ce? Ja to, proszę pani, z kar­ty korzys­tam tylko w przy­pad­ku grub­szych transakcji, tak powyżej tysią­ca zło­tych. Mnie to by było wstyd nie mieć tych dwudzi­es­tu zło­tych w portfelu…

Karol­ka przez moment próbowała jeszcze uczest­niczyć w dyskusji, przy­tacza­jąc argu­men­ty w postaci cash­back­ów, czyli zwro­tu na kon­to pro­cen­ta kasy wydanej bez­gotówkowo. Człowiek ów nie mógł w takie fan­aberie uwierzyć, a gdy usłyszał, że takie rzeczy dostęp­ne są dla przykładu w Aliorze, odpowiedział:

Niemożli­we! Wiozłem prze­cież wczo­raj ludzi z Alio­ra i nikt mi nic o czymś takim nie powiedział!

 

 

[… prz­er­wa na śmiech …]

 

Jadąc dziś tak­sówką w Krakowie, zauważyłem na oknie taką naklejkę:

taxi

Zapy­tałem więc kierow­cy, czy poprawnie ją inter­pre­tu­ję… W odpowiedzi usłysza­łem, że owszem, posi­a­da ter­mi­nal, trochę go to kosz­tu­je, ale miesięcznie suma wszys­t­kich transakcji pła­conych u niego kartą wynosi ok. 5–6 tysię­cy, więc jest w stanie jakoś przełknąć koszt na poziomie 70 zło­tych. Bo prze­cież lep­iej zaro­bić te sześć tysię­cy, niż nie zaro­bić, praw­da? W sum­ie… prawda.

 

A Wy?

Podziel­cie się swo­ją his­torią — w jakim najdzi­wniejszym miejs­cu pła­cil­iś­cie kartą?